Ciężkie były te wakacje.. Na początku egzamin zawodowy, później wyniki matur, następnie czekanie na wyniki studiów, moje urodziny, wyjazd mojego chłopaka za ocean, praca w biurze (swoją drogą słuchanie radia rmf fm przez 8h dziennie wykańcza!!), później przygoda ze strażą pożarną, szpital i operacja, aż w końcu wyniki egzaminu zawodowego.. Mnóstwo, mnóstwo stresu, ale na szczęście te dwa miesiące minęły i nastał spokojny wrzesień. I pomimo tych wszystkich przygód moje denko jest całkiem w porządku :D
Cleanic, chusteczki do demakijażu - jak widać na załączonym obrazku, chusteczki w środku są, a plasticzek z boku. Nie lubię takich sposobów demakijażu (nawet w podróży..), jak widać plastik który umożliwiał zabieranie chusteczek się zwyczajnie odkleił, a chusteczki przez to powolutku wysychały. Co do samych chusteczek, moją buzię osobiście podrażniał, czułam pieczenie i nie było to ani komfortowe ani przyjemne ani nawet skuteczne.
Cleanic, płatki do peelingu - osobiście uwielbiam, pełną recenzję znajdziecie TUTAJ. Szkoda tylko, że tak dużo kosztuje..
Synergen, antybakteryjny puder do twarzy - kto nie zna tego pudru to chyba jakiś z kosmosu.. Najlepszy puder matujący z najlepszą ceną - czego chcieć więcej? To już ente opakowanie. Polecam!
Eveline, puder do twarzy - fajne i solidne opakowanie, w środku ma lusterko i dobrze się domyka i łatwo otwiera. Ale to by było na tyle z plusów. Sam puder jest tak tępy, że szok! Nabrać coś na pędzel graniczyło z cudem. Sam efekt też nie był oszałamiający. Z trudem dochodziłam dna, aż pewnego dnia się połamał - z dziką rozkoszą wyrzucam ;)
Eva Natura, tonik do twarzy - mój must have w pielęgnacji twarzy. Najlepszy tonik jaki miałam i ciągle do niego wracam. Nie podrażnia, cudownie pachnie, świetnie odświeża buzie, w dodatku nie drogi i łatwo dostępny. Uwielbiam!
BeBeauty, płyn micelarny - był szał ciał i wielkie łaaał (ale się zrymowało!), że płyn wycofują, a później się okazało, że nadal jest dostępny w sprzedaży. Osobiście uważam, że był to typowo zamierzony krok ze strony producenta.. No cóż. Niemniej jednak płyn jest wart uwagi. Na początku był ideałem, ale z czasem zyskał mały minus. Post na temat jego zachwytów znajdziecie TUTAJ, natomiast ja tylko dopowiem, że po drugiej butelce przy demakijażu oczu, zwyczajnie oczy mnie lekko szczypią i czuję potrzebę przemycie oczu wodą. Nie wiem dlaczego na początku tego nie czułam, aczkolwiek nie jest to aż tak mocne, niemniej jednak mi to przeszkadza.
Lambre, krem do twarzy - lubię oliwkowe kremy ale tylko do wąchania :D Bowiem to już kolejny krem oliwkowy, który sprawia ogromne pieczenie na mojej skórze. Najwidoczniej oliwki mi nie służą. Swoją drogą jeść ich też nie lubię ;) A co do samego kremu to jest idealnej lekkiej konsystencji która szybko wchłania się w buzie sprawiając, że nasza cera jest super miękka. Niestety tylko tyle jestem w stanie o tym kremie napisać.
Garnier, antyperspirant - najgorszy antyperspirant jaki kiedykolwiek używałam. Nie dość, że śmierdzi, to jeszcze nie sprawia jakiejkolwiek ochrony przed potem, nic, zero. Nigdy więcej. Kolejny zawód na Garnierze..
Dove, antyperspirant - moje must have, kocham go całym sercem, i jest to moja już setna butelka, a kilka sztuk czeka z boku na swoją kolej, zawsze pełny zapas! Więcej informacji o nim i jego braciach TUTAJ.
Esprit Imagine, perfum - dwa lata go męczyłam. Dość specyficzny zapach, mało kobiecy w moim odczuciu, mocny i intensywny. Więcej do niego nie wrócę.
Próbki próbeczki nareszcie zużyte :D
Sensique, zmywacz do paznokci - w końcu pokończyłam resztówki. Na temat tych zmywaczy powiem tylko jedno - moje ulubione ALE tylko bezacetonowe! Bo ostatnio pokusiłam się na z dodatkiem olejku arganowego i szkoda mi było tych paru złotych, ponieważ zmywacz nie zmywa lakieru, tylko go rozmazuje. Jak dla mnie jest to niedopuszczalne! Tak więc wszystkie 3 butle które widzicie na zdjęciu szczerze polecam ;)
Original Source, żel pod prysznic - uwielbiam go za jego 'smak' ;) Pełną recenzję znajdziecie TUTAJ.
Colgate, pasta do zębów - moja ulubiona firma past do zębów, aczkolwiek pasty kupuję zazwyczaj przez dwa aspekty - musi być wybielająca i aktualnie w promocji. Ta pasta ma fajny posmak (wiecie o co mi chodzi, czasami pasty śmierdzą, i po umyciu zębów zamiast świeżość mam w buzi trampka..), jest mega wydajna i dobrze myje ząbki ;)
Isana, odżywka do włosów - czy muszę coś o niej pisać? Chyba nie wymaga ona komentarzu ;)
Alterra, szampon do włosów - mała buteleczka jechała ze mną w podróż na Lazurowe Wybrzeże, dobrze myła włosy, ale więcej zagłębiać się w nią nie chce..
L'oreal, odżywka do włosów - to odżywka dołączona do farby, ma mega intensywny zapach, ale dobrze działała na moje włosy. Sprawiała, że stawały się miękkie i sypkie. Szkoda, że nie ma jej w regularnej sprzedaży ;(
Facelle Intim, płyn do higieny intymnej - recenzja jej brata Fresh TUTAJ. Jak dla mnie obydwa są do siebie podobne, może trochę lepiej mył moje włosy Fresh.
Schwarzkopf, suchy szampon - tak sobie testuję z każdej firmy szampon i różnicy wielkiej nie widzę. Ten miał odrobinę mocniejszy zapach, ale był bardziej wydajniejszy, i nie zostawiał aż tak dużego białego pyłu na mych włosach. Ogólnie ok, ale po testuję sobie dalej z innych firm.
Uffff, udało się dojść do końca. Naprawdę jest tego dużo, i jestem z siebie dumna. Jedyne co mnie martwi to stan moich lakierów do paznokci który stale się powiększa, a kompletnie nie chce się pomniejszyć! Takie zużycie chyba nie jest mi dane..
Pozdrawiam,
Maggie
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zużycia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zużycia. Pokaż wszystkie posty
11 września 2013
5 lipca 2013
Zużycia z czterech miesięcy!
No to się porobiło... Zbierałam, zbierałam i tak też uzbierałam, aż cztery miesiące przeleciały z wiatrem. No cóż, będzie post tasiemiec, aczkolwiek obiecuję, że napiszę krótko i na temat! Poza tym, mimo że to zużycia z 4 miesięcy, to nie ma tego dużo - w zużyciach nie jestem taka dobra jak w kupowaniu nowych (najczęściej niepotrzebnych) kosmetyków :D
Ziaja, żel do mycia twarzy - wprawdzie miała powstać o nim osobna notka, ale stwierdziłam, że nie ma co tu dużo o nim pisać. Wystarczy w paru słowach ją podsumować - niesamowicie wydajny (jak powiem, że z 2 lata używałam to uwierzycie?), bardzo delikatny, pięknie pachnący i ładnie myjący. Bardzo dobry żel do mycia twarzy.
Isana, pianka do golenia - moje setne opakowanie. Najtańsza pianka na rynku, o najładniejszym zapachu, przeciętnej wydajności i dobrej konsystencji (lekkiej pianki, takie właśnie lubię!). Kupuję namiętnie od paru lat.
Eva, krem do rąk - wydajność całkiem w porządku, o okropnym zapachu! Bardzo lubię w kremach to, jak natychmiastowo się wchłaniają nie pozostawiając tłustego filmu na skórze, ten właśnie spełnił moje oczekiwania. Natomiast nie regenerował czy nie nawilżał moich dłoni. Taki ot przeciętniaczek.
Wallness Beauty, żel do mycia ciała - pięęęknie pachnący żel! Kupiłam go specjalnie na wyjazd na Lazurowe Wybrzeże i w połowie zużytym wróciłam do domu. Żel jak żel - ciało mył i nie wysuszał. Polubiliśmy się.
L'oreal, odżywka do włosów - to odżywka która była dołączona do farby z L'oreal. Zaraz po farbowaniu używałam jej dosyć namiętnie, ponieważ niesamowicie wygładzała moje włosy, i dzięki niej potem były niesamowicie mięsiste i miękkie. Natomiast po jakimś czasie gdy kolor się wypłukał odżywka jakby przestała tak cudownie działać. Bardzo wydajna i okrutnie chemicznie śmierdząca, niesamowicie intensywnie! Ten zapach dłuugo utrzymywał się na włosach, wówczas przybierając mniej ostry zapach.
Facelle, płyn do higieny intymnej - o tym płynie rozpisałam się dokładnie TUTAJ.
Garnier, suchy szampon do włosów - szczerze powiedziawszy, to każdy suchy szampon z jakiejkolwiek firmy jest dla mnie taki sam. Przetestowałam chyba już wszystkie, i jedyną różnicą jaka dla mnie występuję jest zapach. Każdy ma inny, na swój sposób specyficzny. Z garniera był bardzo przyjemny i mało duszący. Przedłużał świeżość włosów na jeden dzień (jak każdy suchy szampon u mnie) i jak zwykle skończył się w swoim czasie, jak zwykle za szybko. Tyle
Babydream, olejek do ciała - użyłam go z kilka razy wlewając odrobinę do kąpieli. Fajnie natłuścił i nawilżył moją skórę. Resztę zużył mój mały urwis kiedy to po chorobie i po zużyciu lekarstw wysypało go tak, że patrząc na niego łzy same leciały (polscy lekarze... i za co my im płacimy?!). Bardzo wydajny i pachnie bobaskiem :)
Dove, antyperspirant - chyba nie muszę się powtarzać po raz kolejny, że to mój ulubieniec? Pięknie pachnie (przepięknie kremowo), idealny po depilacji, nie podrażnia, dłuugo wytrzymuje pod pachą, tylko cena mogłaby być niższa.. Ale i tak kocham i zawsze mam minimum 3 butelki w zapasach :D
Isana, pianka do golenia - tak tak, to już druga w ciągu czterech miesięcy. Opinia ta sama jak wyżej.
Ziaja, bloker - dno i jeszcze raz dno. Podrażnił, śmierdział i co najważniejsze - zupełnie nie działał. Wyrzucam opakowanie prawie co pełne bez wyrzutów, wręcz z radością!
Eva, tonik do twarzy - gdzieś na blogu jest jego recenzja, tylko znaleźć nie potrafię.. Zdania o nim nie zmieniłam i do końca pozostanę mu wierna. Idealny tonik.
Sensique, tusz do rzęs - to chyba cud, ale to był mój pierwszy w życiu tusz CUD! Był po prostu stworzony dla mnie! Idealnie wydłużał rzęsy, idealnie je pogrubiał, nie kruszył się, nie robił efektu pandy, niesamowicie trwały i wodoodporny, a szczoteczka istne marzenie. Dlaczego piszę, że był? Bo to tusz z jednej z limitek... Przeminęło z wiatrem.. Na szczęście znalazłam jego zamiennika ze stałej oferty, z innej firmy. Może nie do końca mu dorównuje, ale jest całkiem w porządku, recenzja już wkrótce!
Konjac, gąbka do demakijażu - wyrzucam bo.. tego można się dowiedzieć w mojej recenzji. o TUTAJ właśnie. Dobra gąbka aczkolwiek jak dla mnie za droga. I słuchy mnie doszły, że mają ją wycofać. Nie wiem ile jest w tym prawdy, aczkolwiek płakać za nim nie będę.
Bourjois, płyn micelarny - prawie najlepszy micel jakiego używałam (niestety o połowę tańszy micel z Biedronki go pokonał). Jedyne co mi się w nim nie podobało to to, że po jego użyciu miałam masakrycznie ściągniętą skórę, czasami mnie nawet oczy szczypały. A tak poza tym był okej. Zmywał dobrze i tak ma być.
Simple, płyn do demakijażu - rozpisywałam się o nim TUTAJ. Nie przypadliśmy sobie do gustu, dobrze, że już się skończył.
Melisa, tonik do twarzy - ten który widzicie na zdjęciu jest jeszcze w starej butelce. Recenzję tego toniku znajdziecie TUTAJ. Był okej, aczkolwiek wolę tonik z Evy, i to głównie ze względu na zapach. Ten z melisy jest dosyć intensywny i nie przypadł mi do gustu.
Eva, szampon do włosów - fajnie pachniał, był mało wydajny, ale dobrze mył włosy. No i cenowo całkiem w porządku. Więcej nie wrócę, ale to tylko dlatego, że jest tyyyyyle innych szamponów na rynku których ja nie spróbowałam.
TRESemme, odżywka do włosów - wielka, a raczej ogromna szkoda, że tej firmy nie znajdziemy w Polsce. Tą odżywkę przysłała mi Simply (:*) i była to szczerze pierwsza odzywka w moim życiu która działała cuda z moimi włosami. Pierwszy raz czułam, jak moje włosy ją pokochały. Była idealna - ładny zapach, wydajność, włosy były miękkie i nawilżone. Nie obciążała ich! Szkoda, że już się skończyła :(
Soraya, krem do rąk - recenzja TUTAJ. Dobry krem za dobrą cenę (teraz już pewnie w nowym opakowaniu). Bardzo treściwy i okrutnie wydajny. Czasem mam ochotę do niego wrócić..
Labo, żel antybakteryjny - idealny do torebki. Śmierdzi i jest bardzo wydajny. Tyle w temacie.
Wibo, zmywacz do paznokci w płatkach - kupiłam go bodajże za 1,50zł z tej słynnej limitki. Teraz żałuję, że tylko jedną sztukę, bo to naprawdę był dobry patent. Szczególnie przy wyjazdach służył mi najwierniej. Nie dość że całkiem dobrze zmywał to pozostawiał na palcach wyraźnie tłustą powłoczkę. Czułam jak moje paznokcie i skórki są fajnie nawilżone.
Adidas, woda toaletowa - z tego co wiem, to teraz mają inne butelki. Bardzo przyjemna woda, idealna na gorące dni. Idealnie odświeża i orzeźwia. I ślicznie pachnie ;)
Dove - a ja znowu to samo :D
Ck shock - jakaś tam próbka która jak dla mnie śmierdziała...
Kolejna próbka która jest niezidentyfikowana... miała ładny zapach :D hehe
Rimmel, podkład do twarzy - swego czasu gdy była to nowość i ogólny blogowy szał - i ja go kupiłam. Chyba niekoniecznie trafiłam co do odcienia, a z czasem on sam zaczął ciemnieć. Ale wspominam go bardzo dobrze. Ładnie się rozprowadzał i wtapiał w skórę. Trwałość średnia, ale za to ładnie pachniał :)
Oriflame, balsam do ust - bubel nad bublami, dla ciekawskich recenzja TUTAJ.
Hoho dotarliśmy do końca. Post tasiemiec! A to wszystko dlatego, że całe te cztery miesiące to był głównie okres nauki i przygotowywania się do matury i egzaminów. Wtedy również nie miałam dostępu do Internetu i tak to się przedłużyło. Niemniej jednak mam nadzieję, że ktoś się pofatygował i dotarł do końca posta :D
Buziaki.
M.
Ziaja, żel do mycia twarzy - wprawdzie miała powstać o nim osobna notka, ale stwierdziłam, że nie ma co tu dużo o nim pisać. Wystarczy w paru słowach ją podsumować - niesamowicie wydajny (jak powiem, że z 2 lata używałam to uwierzycie?), bardzo delikatny, pięknie pachnący i ładnie myjący. Bardzo dobry żel do mycia twarzy.
Isana, pianka do golenia - moje setne opakowanie. Najtańsza pianka na rynku, o najładniejszym zapachu, przeciętnej wydajności i dobrej konsystencji (lekkiej pianki, takie właśnie lubię!). Kupuję namiętnie od paru lat.
Eva, krem do rąk - wydajność całkiem w porządku, o okropnym zapachu! Bardzo lubię w kremach to, jak natychmiastowo się wchłaniają nie pozostawiając tłustego filmu na skórze, ten właśnie spełnił moje oczekiwania. Natomiast nie regenerował czy nie nawilżał moich dłoni. Taki ot przeciętniaczek.
Wallness Beauty, żel do mycia ciała - pięęęknie pachnący żel! Kupiłam go specjalnie na wyjazd na Lazurowe Wybrzeże i w połowie zużytym wróciłam do domu. Żel jak żel - ciało mył i nie wysuszał. Polubiliśmy się.
L'oreal, odżywka do włosów - to odżywka która była dołączona do farby z L'oreal. Zaraz po farbowaniu używałam jej dosyć namiętnie, ponieważ niesamowicie wygładzała moje włosy, i dzięki niej potem były niesamowicie mięsiste i miękkie. Natomiast po jakimś czasie gdy kolor się wypłukał odżywka jakby przestała tak cudownie działać. Bardzo wydajna i okrutnie chemicznie śmierdząca, niesamowicie intensywnie! Ten zapach dłuugo utrzymywał się na włosach, wówczas przybierając mniej ostry zapach.
Facelle, płyn do higieny intymnej - o tym płynie rozpisałam się dokładnie TUTAJ.
Garnier, suchy szampon do włosów - szczerze powiedziawszy, to każdy suchy szampon z jakiejkolwiek firmy jest dla mnie taki sam. Przetestowałam chyba już wszystkie, i jedyną różnicą jaka dla mnie występuję jest zapach. Każdy ma inny, na swój sposób specyficzny. Z garniera był bardzo przyjemny i mało duszący. Przedłużał świeżość włosów na jeden dzień (jak każdy suchy szampon u mnie) i jak zwykle skończył się w swoim czasie, jak zwykle za szybko. Tyle
Babydream, olejek do ciała - użyłam go z kilka razy wlewając odrobinę do kąpieli. Fajnie natłuścił i nawilżył moją skórę. Resztę zużył mój mały urwis kiedy to po chorobie i po zużyciu lekarstw wysypało go tak, że patrząc na niego łzy same leciały (polscy lekarze... i za co my im płacimy?!). Bardzo wydajny i pachnie bobaskiem :)
Dove, antyperspirant - chyba nie muszę się powtarzać po raz kolejny, że to mój ulubieniec? Pięknie pachnie (przepięknie kremowo), idealny po depilacji, nie podrażnia, dłuugo wytrzymuje pod pachą, tylko cena mogłaby być niższa.. Ale i tak kocham i zawsze mam minimum 3 butelki w zapasach :D
Isana, pianka do golenia - tak tak, to już druga w ciągu czterech miesięcy. Opinia ta sama jak wyżej.
Ziaja, bloker - dno i jeszcze raz dno. Podrażnił, śmierdział i co najważniejsze - zupełnie nie działał. Wyrzucam opakowanie prawie co pełne bez wyrzutów, wręcz z radością!
Eva, tonik do twarzy - gdzieś na blogu jest jego recenzja, tylko znaleźć nie potrafię.. Zdania o nim nie zmieniłam i do końca pozostanę mu wierna. Idealny tonik.
Sensique, tusz do rzęs - to chyba cud, ale to był mój pierwszy w życiu tusz CUD! Był po prostu stworzony dla mnie! Idealnie wydłużał rzęsy, idealnie je pogrubiał, nie kruszył się, nie robił efektu pandy, niesamowicie trwały i wodoodporny, a szczoteczka istne marzenie. Dlaczego piszę, że był? Bo to tusz z jednej z limitek... Przeminęło z wiatrem.. Na szczęście znalazłam jego zamiennika ze stałej oferty, z innej firmy. Może nie do końca mu dorównuje, ale jest całkiem w porządku, recenzja już wkrótce!
Konjac, gąbka do demakijażu - wyrzucam bo.. tego można się dowiedzieć w mojej recenzji. o TUTAJ właśnie. Dobra gąbka aczkolwiek jak dla mnie za droga. I słuchy mnie doszły, że mają ją wycofać. Nie wiem ile jest w tym prawdy, aczkolwiek płakać za nim nie będę.
Bourjois, płyn micelarny - prawie najlepszy micel jakiego używałam (niestety o połowę tańszy micel z Biedronki go pokonał). Jedyne co mi się w nim nie podobało to to, że po jego użyciu miałam masakrycznie ściągniętą skórę, czasami mnie nawet oczy szczypały. A tak poza tym był okej. Zmywał dobrze i tak ma być.
Simple, płyn do demakijażu - rozpisywałam się o nim TUTAJ. Nie przypadliśmy sobie do gustu, dobrze, że już się skończył.
Melisa, tonik do twarzy - ten który widzicie na zdjęciu jest jeszcze w starej butelce. Recenzję tego toniku znajdziecie TUTAJ. Był okej, aczkolwiek wolę tonik z Evy, i to głównie ze względu na zapach. Ten z melisy jest dosyć intensywny i nie przypadł mi do gustu.
Eva, szampon do włosów - fajnie pachniał, był mało wydajny, ale dobrze mył włosy. No i cenowo całkiem w porządku. Więcej nie wrócę, ale to tylko dlatego, że jest tyyyyyle innych szamponów na rynku których ja nie spróbowałam.
TRESemme, odżywka do włosów - wielka, a raczej ogromna szkoda, że tej firmy nie znajdziemy w Polsce. Tą odżywkę przysłała mi Simply (:*) i była to szczerze pierwsza odzywka w moim życiu która działała cuda z moimi włosami. Pierwszy raz czułam, jak moje włosy ją pokochały. Była idealna - ładny zapach, wydajność, włosy były miękkie i nawilżone. Nie obciążała ich! Szkoda, że już się skończyła :(
Soraya, krem do rąk - recenzja TUTAJ. Dobry krem za dobrą cenę (teraz już pewnie w nowym opakowaniu). Bardzo treściwy i okrutnie wydajny. Czasem mam ochotę do niego wrócić..
Labo, żel antybakteryjny - idealny do torebki. Śmierdzi i jest bardzo wydajny. Tyle w temacie.
Wibo, zmywacz do paznokci w płatkach - kupiłam go bodajże za 1,50zł z tej słynnej limitki. Teraz żałuję, że tylko jedną sztukę, bo to naprawdę był dobry patent. Szczególnie przy wyjazdach służył mi najwierniej. Nie dość że całkiem dobrze zmywał to pozostawiał na palcach wyraźnie tłustą powłoczkę. Czułam jak moje paznokcie i skórki są fajnie nawilżone.
Adidas, woda toaletowa - z tego co wiem, to teraz mają inne butelki. Bardzo przyjemna woda, idealna na gorące dni. Idealnie odświeża i orzeźwia. I ślicznie pachnie ;)
Dove - a ja znowu to samo :D
Ck shock - jakaś tam próbka która jak dla mnie śmierdziała...
Kolejna próbka która jest niezidentyfikowana... miała ładny zapach :D hehe
Rimmel, podkład do twarzy - swego czasu gdy była to nowość i ogólny blogowy szał - i ja go kupiłam. Chyba niekoniecznie trafiłam co do odcienia, a z czasem on sam zaczął ciemnieć. Ale wspominam go bardzo dobrze. Ładnie się rozprowadzał i wtapiał w skórę. Trwałość średnia, ale za to ładnie pachniał :)
Oriflame, balsam do ust - bubel nad bublami, dla ciekawskich recenzja TUTAJ.
Hoho dotarliśmy do końca. Post tasiemiec! A to wszystko dlatego, że całe te cztery miesiące to był głównie okres nauki i przygotowywania się do matury i egzaminów. Wtedy również nie miałam dostępu do Internetu i tak to się przedłużyło. Niemniej jednak mam nadzieję, że ktoś się pofatygował i dotarł do końca posta :D
Buziaki.
M.
3 marca 2013
Zużycia lutowe i ogłoszenie wyników konkursu!
Garnier, krem do twarzy - bardzo dobry krem, nie tylko dla skóry suchej, bo i dla mojej mieszanej był bardzo dobry. Okrutnie wydajny przez co na koniec strasznie na niego narzekałam, bo zwyczajnie mi się już nudził.. Idealny pod podkład, lekki i o przyjemnym zapachu. Pełna recenzja TUTAJ
Nivea, krem do twarzy - mój must have nie tylko na twarz, bo na spierzchnięte usta, zrogowaciałe pięty, sucha łokcie, skórki i tak dalej i tak dalej. Mój niezbędnik i nie wyobrażam sobie życia bez niego.
Dove, antyperspirant - czyli kolejne opakowania Original gofresh, obydwa kocham najbardziej ze wszystkich Dove. Mają piękne zapachy, długo utrzymują swój zapach i są niemożliwie delikatne (szczególnie po depilacji pach). Przegląd tych i innych ich kolegów możecie zobaczyć i poczytać TUTAJ.
Vipera, lakier do paznokci - okazało się, że się przeterminował.. Szkoda, bo kolor miał wyjątkowo wyjątkowy - taki oczojebny. Wygodny pędzelek i aplikacja. Niestety jak to było z trwałością to już nie pamiętam..
Lovely, eliksir do skórek - miał konsystencje galaretki, ale ostatnio zauważyłam, że zrobił się z niego dosłownie płyn (pomimo jego ważności!), toteż ogarnął mnie strach przed dalszą jego aplikacją, więc ląduje do kosza. Co mogę o nim powiedzieć? Nie działał, nie zauważyłam żadnej poprawy swoich skórek. Jedyne co to miał obłędny zapach truskawek.. Raczej nie polecam.
Bambino, oliwka do ciała - to kosmetyk który użyłam dosłownie raz, potem poszedł w kąt a teraz okazało się, że jest już po terminie. Użyłam go raz do kąpieli. Po prostu wlałam go do wody w wannie i wykąpałam się w niej, dzięki czemu skóra była nawilżona i gładka. W moim odczuciu - oliwka to oliwka, i tyle.
CHI, odżywka do włosów - moje kwc, mój ideał, mój must have, mój idol, moje odkrycie! Kto go nie zna niech czym prędzej pozna, bo jest to kosmetyk który działa cuda! Recenzja już wkrótce ;)
Avon, roletka - jest to podajże Pur Blanca, czyli zapach który bardzo ładnie pachnie i bardzo szybko ulatuje z niego zapach (w sensie z naszego ciała..). Czyli strasznie nietrwały, ale bardzo przyjemny w zapachu. Roletka jest takich rozmiarów, że pasuje idealnie do każdej torebki.
Beauty blender (podróbka) - kupiłam kiedyś przez allegro skuszona zachwytami dziewczyn i.. Sama nie wiem. Znając mnie, to kiedyś i na oryginał się pokuszę i wtedy będę żałować. Puki co nie żałuje tych wydanych dwudziestu złotych, aczkolwiek jak na załączonym obrazku widać trochę jestem zawiedziona. Ogólnie fajnie mi się nakładało podkład, aczkolwiek ja jestem zwolenniczką nakładania wszystkiego palcami. Po jakimś czasie na jajeczku pojawiały się dziwne ciemne plany, pleśń? Nie chcę wiedzieć...
Synergen, puder do twarzy - moje x opakowanie. Idealny puder pod każdym względem. Tani, łatwo dostępny, idealny kolor, aplikacja i trwałość (nawet solo!). Hmm, może i nawet skrobnę o nim recenzję, ale czy aby na pewno znajdzie się ktoś, kto tego kosmetyku nie zna ?!
Kobo, podkład do twarzy - wyrzutek, ponieważ dostałam go z wymianki i nie zdążyłam użyć, bo jak się okazało był już przeterminowany... Szkoda.
Bell, korektor do twarzy - mój ostatni ulubieniec. Idealny do zatuszowania worów pod oczami, miękki i wygodny w użyciu. Pełna pozytywów recenzja znajduję się TUTAJ.
Pomimo tak krótkiego miesiąca coś udało mi się zużyć. W prawdzie niektóre kosmetyki są wyrzucone ze względu na swój kończący żywot, to i tak jestem z siebie dumna!
Tymczasem przejdźmy do WYNIKÓW KONKURSU!
Miło mi ogłosić, że nagrodę 'must have Maggie' wygrywa.. Sandra-107 ! Gratuluję ;*
Czekam na Twojego meila z adresem! I mam ogromną nadzieję, że moje must have może i u Ciebie się stanie jakimś musimiesiem ;)
Miłej niedzieli ;*
10 lutego 2013
Zużycia styczniowe i nie tylko
Jednym z noworocznych postanowień było wdrożenie w życie denka. Oh jakież to jest ułatwienie i niezły kop w tyłek do mądrego wykorzystywania kosmetyków. Wiem, chaotycznie piszę, ale dzisiaj jakiś dziwny dzień jest (nie pytajcie o co mi chodzi, bo nie wiem.lol). Tak więc bez zbędnego gadania, tadaaaam
Schwarzkopf, lakier prostujący włosy - kupiłam z dwóch względów - na prześliczną buteleczkę która jest malutka i praktyczna no i za namową koleżanki, że jest to genialny kosmetyk. Czy taki był? Ciężko powiedzieć. Kiedyś faktycznie dużo prostowałam włosy i zawsze spryskiwałam nim moje kudełki przed prostowaniem, ale czy to coś dawało? Moim zdaniem nie koniecznie. Teraz gdy prostuję włosy (a jest to raz na ruski rok) to robię to bez żadnych cuda wianek (wiem, że to nie dobrze, bo nie ma ochrony..) i efekt ten sam. Niemniej jednak kosmetyk nie jest konieczny do przeżycia, wydajny okrutnie bo zostało mi pół buteleczki a niestety ważność się skończyła.
Timotei odżywka, gładkość - szczerze powiedziawszy nie wiem jak ona działa i nie mam bladego pojęcia czy jest jeszcze dostępna, ponieważ mam ją już tak długo! Ważność na butelce się starła, ale wierzę, że nawet kilka lat po terminie ona jest. Nie wiem jak to się stało, że tak długo stała nie używana, niemniej jednak wykorzystałam ją do.. golenia nóg. Tak, odżywka po terminie można wykorzystać do golenia nóg i powinna spisać się wyśmienicie. Odżywka na nogach jest śliska dzięki czemu maszynka bez problemu sunie się po nogach.
Wella lakie do włosów objętość dla cienkich włosów - nie lubię welli, bo są to lakiery które są okrutnie mokre. To znaczy, że jak spryskacie sobie nim włosy to przez przypadek możecie wyglądać jak zmokły szczur :D Objętości oczywiście tym lakierem nie uzyskacie, wydaje mi się, że lakier powinien mieć tylko jedną funkcję jaką jest utrwalanie, a inne obietnice z kosmosu są niedostępne. Przykro.
Joanna szampon eliminuje żółtawy odcień włosów - dostałam za niego zjebke (przepraszam za określenie, ale tak dosłownie było) od mojej kuzynki fryzjerki za ten szampon. No cóż, wydawało mi się, że coś nim zdziałam - lubię eksperymentować :D Mimo to, szampon bardzo dobrze mył i był bardzo wydajny. Pełna recenzja TUTAJ.
Syoss suchy szampon - dobrze spisywał się na moich włosach, nie jednokrotnie ratował mnie z rana przed szybkim wyjściem z domu, ale jak to suche szampony mają - jego wydajność jest dosyć kiepska. Mimo to, w mojej łazience zawsze jest miejsce na suchy szampon, must have.
Farmona Radical, szampon wzmacniający - okropny szampon. Nie mogłam znieść jego zapachu, brak piany, no i plączące się włosy po jego użyciu - mimo nałożonej odżywki! Po prostu nie do zniesienia! Szampon przekazałam mamie, a moja mama wymagająca nie jest, więc zużyć zużyła i koniec.
Ziaja krem do rąk - przepiękny zapach, jest to na pewno atut Ziaji, że każdy kosmetyk cudownie pachnie i wcale nie chemicznie! Krem od razu wchłaniał się w skórę, dzięki czemu mogłam go nosić w torebce i użyć w każdej chwili, nie martwić się, że zaraz telefon wypadnie mi z rąk. Nawilżenie a raczej zmiękczenie jak pisze producent było w normalnie, natomiast poprawy kolorytu skóry nie odnotowałam.
Isana balsam do ciała wrażliwej skóry - nie ma chyba drugiego tak śmierdzącego balsamu jak ten. Użyłam go raz i z uśmiechem na twarzy wyrzucam go prawie pełnego do kosza. Nie miałabym serce dać go mamie czy komukolwiek. Nie polecam
Sun ozon, mleczko samoopalające - haha to jest najlepsze - nie powiem wam na temat tego kosmetyku nic, zupełnie nic bo.. bo go nie znam :D kupiłam go, bo chciałam spróbować jakiegoś samoopalacza, ale za każdym razem bałam się go użyć, i tak oto minął jego okres ważności. Ale fajtłapa ze mnie..
Isana pianka do golenia - używam jej namiętnie, lubię jej zapach, wydajność (chociaż z Joanny jest lepsza..), dobrą piankę i dostępność oraz niską cenę. Wracam do niej zawsze i tak już chyba zostanie. Jego brat brzoskwiniowy też jest w porządku, ale mimo to wolę ten zapach niż brzoskwinię.
Bebeauty, krem do stóp i paznokci - używałam go sporadycznie aż również minął jego okres ważności i reszta ląduje w koszu. Nie jestem systematyczna, nigdy nie pamiętam o tym żeby posmarować sobie stopy... No ale z tego co używałam mogę powiedzieć, że faktycznie zmiękcza skórę (szczególnie pięty!) i jest przede wszystkim taniutki.
Bebeauty, peeling do stóp - w moim odczuciu ma brzydki zapach, peeling jest do przyjęcia chociaż na stopy wolałabym coś mocniejszego. Naturalnie jak to produkt z Biedronki jest tani jak barszcz więc mimo to polecam z niego skorzystać.
Simple, tonik do twarzy - o nim rozpisywać się nie będę, tylko powiem w skrócie - cieszę się, że już się skończył ;) Pełną jego recenzję znajdziecie TUTAJ.
Perfecta, antytrądzikowy punktowy reduktor wyprysków - nie pytajcie mnie gdzie go można dostać bo nie mam pojęcia, ja otrzymałam go od przedstawiciela Daxa lata temu. Pamiętam, że namiętnie go używałam bo potrafił zdziałać cuda. Natomiast jak widzicie opakowanie jest poszyte zszywkami :D bo prawdopodobnie mój cudowny braciszek urwał mi górę :D Tak więc potem żel zaschnął i ogólnie bałam się go używać. Jestem ciekawa, czy jest on gdzieś jakoś dostępny.
Bebeauty, masło do ciała - cudowny zapach, przecudowny! Jeśli kiedyś jeszcze zobaczę w Biedronce te masło to na pewno je kupię! Wydajność ma przeogromną, bo też nie zdążyłam go wykończyć (nienawidzę się smarować!). No i za taką cenę.. Brać i nie marudzić ;) Recenzja TUTAJ
Dove, krem - chciałam spróbować i zobaczyć który krem lepszy - Dove czy Nivea, ale bez wahania mogę powiedzieć, że nivea jest mistrzem. Dove jest mocno 'naperfumowany', dzięki czemu ładnie pachnie, ale mimo to bałam się go nakładać na przykład na usta. Nawilżenie miał w normie, ale i tak do niego już nie wrócę.
I to by było na tyle zużyć i wyrzutków przeterminowanych. Cieszę się, że zdecydowałam się na to denko, dzięki czemu miałam możliwość odświeżenia magazynku z kosmetykami :) A wam jak poszło w styczniu?
Subskrybuj:
Posty (Atom)