16:24
Porzucenie - Elisabeth Åsbrink
"Dwa doświadczenia strachu, dwa różne doświadczenia zagrożenia, dwie różne strategie przerwania, ale wspólne porzucenie. Nie przefiltrowane i łatwopalne spłynęło na ich jedyne dziecko".
Opowieść o trzech pokoleniach kobiet i łączącym je braku. Braku miłości, poczucia stabilności, w reszcie braku wiedzy, który zapewniłby im ukojenie. Kati, Sally i Rita - córka, matka, babka, choć w treści wszystko zaczyna się jeszcze dalej od Emilii, prababki. I to nie jest tak, że Rita nie lubiła mężczyzn, ona po prostu nie chciała mieć z nimi do czynienia, szczególnie po tym, jak potraktował ją jej partner Vidar. Sęk w tym, że o Vidara najbardziej tutaj chodzi. O jego życie, o jego nieobecność, o słowa, które się przemilczało.
Fantastycznie czytało mi się o losach Rity i jej matki. Wgryzało w całą tę historię, nawet opowieść samej Sally nie była zła, jednak im dalej w treść, tym robiło się nudniej, szczególnie pod koniec, gdy do głosu dochodzi Katherine i wyjeżdża do Saloników. Za dużo historii, za dużo przemyśleć, a za mało wydarzeń. Książka, która zapowiadała się fenomenalnie ostatecznie mnie znudziła. A szkoda, bo początek to istne arcydzieło.
Rozumiem, że w całości chodziło o poszukiwanie swej tożsamości, o potrzebę zakorzenienia, poznania nieobecnych wciąż ojców - w różnej postaci - oraz dalszej rodziny, jako takiej. Tutaj matki zawsze żyły z córkami, córki z siostrami, a męski pierwiastek schodził na drugi plan. Raz na własne życzenie, kiedy indziej zrządzeniem losu.
"Wywodzę się ze zmagań. Zmagania stanowią moje dziedzictwo".
Tylko, że potem do głosu dochodzi czas wojny i prześladowań Żydów, a książka staje się jak jedna z tysiąca wcześniejszych...
"Wywodzę się z prześladowań i złotego wieku, ze współistnienia i wypędzenia. To fakt którego nie można odrzucić".
Ilość stron: 304
Wyd. Wielka Litera
Ocena: 3/6