28 grudnia 2018

Czarnowidztwo

Mundek gorzej, wielki guzo - ropień nie chciał poczekać na swoją kolej, znów walczę o swojego psa. O siebie nie mam siły. Wybiegłam dzisiaj z domu bez ziół, bez supli. Zapomniałam. Pierwszą dawkę wzięłam dopiero po powrocie po południu. Czuje się jak wrak, ruina, zombie przy mnie ma więcej energii. Umysłowa pustka. Miałam siąść do fuchy, nie ma szans, nie rozumiem co czytam. Z psem na kroplówce prawie usnęłam, skupienie się na prowadzeniu auta było wyczynem. Padam na pysk, ale zapomnijmy o tym że usnę. Mówię sobie, że mam szczęście, mam diagnozę, postać choroby niezbyt agresywną, ale dopiero kiedy zaczęłam leczenie zdałam sobie sprawè ze spustoszenia jakie zrobiła we mnie bb. Latami powoli było coraz gorzej, coraz słabsza pamięć, trudności w rozumieniu, słabszy wzrok. Bardziej wstrząsająco zrobiło się kiedy nagle z bólu nie mogłam chodzić. Potem przestałam spać. To wszystko jednak była równia pochyła. Kiedy zaczęłam jeść zioła i organizm się chyba nasycił zaczęły mi się przebłyski normalności i poraża mnie ten kontrast. Powtarzam sobie, że parę miesięcy i zaleczę, wrócę do życia. Wtedy przychodzi taki dzień jak dzisiaj i wydaje mi się że już z tego nie wyjdę, że zostanę takim zombie... po prostu czarno to widzę...

23 grudnia 2018

Światło świąt

Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam radości i spokoju serca. Przede wszystkim zaś, odnalezienia w tej małej zapyziałej stajence Boga, który postanowił urodzić się jako człowiek i który zna nasze serca. Zamiast ckliwego obrazka ze śniegiem filmik. To mój prezent pod choinkę, moja wysłuchana modlitwa, mój mały ofiarowany dla mnie cud. We wrześniu, niosłam go na rękach, odesłanego do domu bez leków, bo nikt nie dawał mu już szans. Wiem, że kiedyś odejdzie, ale te święta spędzimy jeszcze razem. Te święta spędzę też z moimi rodzicami i nie bedę się wkurzać "tato bo palisz", "mamo nie jestem już głodna". Spędzę z moim bratem, bratową i bratanicą. Będe cieszyć się obecnościà moich najbliższych. Bo czasem tak jest, że mały pies potrafi otworzyć oczy na to co najważniejsze. Tego Wam z całego serca życzę.



Powoli aklimatyzuję się też w nowej pracy...





04 grudnia 2018

pierwsze koty za płoty

Pierwszy dzień w nowej pracy... ciężko... bieganina po pokojach z obiegówką, nowe programy, ciężko mi sìe skupić, stawy bolą więc kuleję, zmęczenie w kosmos... czyli norma...obym to wszystko ogarnęła... ale radość jest, a sukces warto czymś przegryźć.

30 listopada 2018

zmiany...

Jutro będzie już dobrze, ale dzisiaj strasznie smutno... Zamykam rozdział czterech lat pracy z fantastycznymi ludźmi. Posiedzę sobie w myślach na Saharze przy zachodzie słońca...

28 listopada 2018

dzieje się

Idzie nowe wielkimi krokami, a w kuchni dzieje się dzisiaj


10 listopada 2018

Lelów spotkania z historią


O ciekawej historii Lelowa i święcie Ciulimu i Czulentu można przeczytać na stronie gminy
  
Historia Lelowa

Święte miejsce Chasydów

Ohel

Ciulim i Czulent

27 października 2018

Z krainy baśniowego Maroka

Tekst napisałam z przymrużeniem oka :). Zakochałam się w marokańskich krajobrazach, tak całkowicie odmiennych od naszych. Cały wyjazd był dla mnie spełnieniem marzenia o wyjeździe do baśniowej krainy, stąd też poniższy tekst :). Wbrew pozorom, oparty jest luźno na prawdziwych wydarzeniach. Karawaną był nasz super klimatyzowany autobus, wszystkie miejsca odwiedziłam, historia bogatego rodu, była mniej romantyczna i bardziej współczesna, konfiskata majątku jednak bardzo rzeczywista :). Spotkałam też prawdziwego poszukiwacza skarbów, który wypożyczał oryginalne "starocie" do filmów i handlował nimi. Abdel ma nawet zdjęcie z Leonardo di Caprio :). W bajkowym odbiorze niewątpliwie miały swój udział klimatyczne hotele i wizyta w studiu filmowym ATLAS :)

Ukołysał mnie spokojny chód wielbłąda, a kiedy nad Saharą zgasło słońce, przyśnił mi się sen o krainie z marzeń. 



Przez wielkie góry, strome zbocza, wiła się błękitna rzeka żłobiąc wysoki wąwóz. Wrota do raju. 




 
 
Skalistymi pustyniami, wyruszyłam po ubitych drogach i bezdrożach, karawaną obładowaną jukami pełnymi skarbów z arganowych drzew, damasceńskich róż, delikatnych pręcików szafranu i ostrych przypraw. 



 
 
 
 

Zmierzając ku zielonej dolinie, mijaliśmy górskie miasta schowane wśród zboczy.

 
 
 
 
 


Na jej skraju w cieniu palm, jedząc daktyle, usłyszałam historię o bogatym kupcu, któremu wędrowny mędrzec ofiarował mapę do legendarnego kraju pełnego bogactw, prosząc o przekazanie jej Królowi.

 

 
Kupiec chcąc wzbogacić się jeszcze bardziej, zataił przed Królem rozmowę z mędrcem i potajemnie szykował wyprawę. Kiedy wyruszyli, Król dowiedział się o zdradzie. Nim jednak dotarł do miasta, ród kupca zaginął. Nikt również nie odnalazł mapy, a wielka kazba stała opuszczona. Od tamtej pory zamieszkują ją jedynie dżiny. 

 
 



O poranku wyruszyliśmy w dalszą drogę, by zdążyć na targ w mieście, gdzie czekali już kupcy, szykując towary.
  

 
 
Wśród wąskich uliczek niełatwo było odnaleźć drogę do opuszczonej siedziby legendarnego kupca, ale z pomocą przyszedł mi poszukiwacz skarbów, którego spotkałam wśród straganów.  





 

Wśród opuszczonych murów straż trzymały jedynie kolorowe ptaki. Stanęłam przy dawno nieczynnej fontannie, by zerwać owoc granatu. Sięgnęłam wyżej do gałęzi krzewu, poślizgnęłam się i upadłam na stare ozdobne kafle tak niefortunnie, że jeden z nich obluzował się i odpadł. Spojrzałam i oto wśród bogatych ornamentów podmurówki fontanny, tkwiła owalna skrzyneczka. Mój towarzysz potrafił ją otworzyć. W środku była mapa. 

 



 

 

 

 

 


 
Nagle cały świat zawirował. Byliśmy w pięknej kazbie, która wciąż jeszcze lśniła w słońcu, ledwo opuszczona przez ród kupca. Królewski orszak stał przed bramą. Pobiegliśmy wąskimi schodami na dziedziniec, by oddać mapę Królowi. 

 
 

 

 


Ten w dowód wdzięczności wydał wielką ucztę w najpiękniejszych ogrodach swojego królestwa. Smakowite taginy, pachnący kuskus, aromat gorącej słodkiej miętowej herbaty, rytmiczna muzyka, pokazy magików i światła latarni wypełniały zmysły.  


 

 





 

Kiedy kolejny raz sięgnęłam po szklankę, zalało mnie gorące słońce i gwar głosów zupełnie odmiennych. Siedziałam niedaleko targowiska, w małym górskim miasteczku. Nie było już Króla, nie było karawany. Tylko wysokie góry wydawały się znajome.