27 marca 2016
20 marca 2016
FOX ! FOX ! FOX !
W sobotę zapowiadał się bardzo fajny lotny dzień, niestety
nie dla mnie, wiosenna migrena znów dała znać o sobie. Stęskniona,
jechałam pomimo to na lotnisko.
Na miejscu czekał na mnie najpiękniejszy prezent. Zostałam
wytypowana przez mojego Instruktora jako pasażer w locie kolegi, który miał trenować loty akrobacyjne! Tak, pamiętam
obiecywałam sobie, że więcej nie wsiądę do szybowca z migreną... ale wiecie... miałam lecieć FOXEM!!!!! a poza tym w końcu tylko jako pasażer nie? ;)
Emocje sięgnęły zenitu, kiedy zapakowałam się do tylnej
kabiny i dociągnęłam przy pomocy kolegi wszystkie pasy, tak mocno żeby stanowić
jedność z siedzeniem.
Dokładnie rok temu, w pierwszy dzień wiosny, leciałam po
raz pierwszy szybowcem. Teraz w rocznicę miałam lecieć prawdziwym, sportowym, jednym z najlepszych szybowców
akrobacyjnych MDM -1 FOX
Pamiętam kiedy z poskładanymi skrzydłami wyglądał jak śpiący ptak w gnieździe. Z wrażenia bałam się go dotknąć i tylko stałam w zachwycie patrząc na niego.
Teraz zaś siedziałam w środku i przygotowywałam się do lotu,
odpytywana z awaryjnego opuszczania szybowca i przyrządów, które były kompletnie w
innym miejscu i z powodu emocji kompletnie do mnie nie przemawiały. Możecie
sobie wyobrazić jak bardzo byłam rozkojarzona, skoro wysokościomierz ustawiałam
na 800 metrach nad lotniskiem do wysokościomierza w przedniej kabinie ;), (a to podstawowa rzecz którą robi się
po wejściu do szybowca uuuuppppssss ). Można oczywiście przyjąć, że jako
pasażer mogłam to zignorować, ale jednak szkoda marnować okazji do nauki. Michał z którym leciałam
omówił ze mną cały program akrobacji jeszcze na ziemi, wytłumaczył jak będzie
zachowywał się szybowiec w poszczególnych figurach i co może być dla mnie
całkiem nowe. Obiecał, że oszczędzi mi większych przeciążeń na pierwszy raz ;). Dotrzymał obietnicy, mieliśmy lekki lot tylko do 4,5 g przeciążeń przy 7g dopuszczalnych :). Byłam za to bardzo wdzięczna, bo nie do końca wiedziałam jak tam z moją dyspozycyjnością
będzie. FOX nazywany jest AGRESOREM.
Myślę, że to wystarczy za każde tłumaczenie ;). Umówiliśmy się, że po pierwszych
dwóch figurach – najbardziej obciążających zapyta mnie jak się czuję i to
zdecyduje o dalszym locie.
Żartowałam, że jak nie odpowiem, to znaczy że zemdlałam i
właśnie gdzieś tam się ślinię w szaliczek z wywalonym językiem, więc będzie mógł
zrobić wtedy już dowolną kombinację i nie będzie to miało żadnego znaczenia ;) .
W końcu podkołowała holówka, szybowiec został podpięty do
liny, zamknięta kabinka… ruszył…
Już na rozbiegu czuć było, że to jest wielki, ciężki szybowiec.
Chociaż nie pilotowałam, czułam tą potęgę od pierwszej chwili. Lot na holu za Gawronem trwał trochę, termika
radośnie bujała, a mnie zaczęło się robić od tego ciepło w okolicach żołądka,
na co byłam przygotowana, bo wiedziałam że przy stanie około migrenowym, do którego udało mi się wyciszyć migrenę przy
pomocy hektolitrów yerby, nie będzie wesoło. Przełykałam ślinę, przymykałam
oczy i mówiłam sobie kurcze wytrzymam, bo chce tego najbardziej na świecie…
W końcu wysoko po północnej
stronie lotniska wczepiliśmy się z holu, Michał wyrównał lot szybowca, zameldował przez radio „Fox w strefie
akrobacji”, zamachał zamaszyście skrzydłami ( zawsze tak rozpoczyna się na
zawodach wiązankę żeby dać znać sędziom na dole o rozpoczętym programie ) a w moich
żyłach zaczęła płynąć czysta adrenalina. Przeszły mi natychmiast absolutnie
wszystkie dolegliwości. Jak ręka odjął.
Michał „włączył dopalacze”, wiatr na skrzydłach zawył ( Fox
lata z prędkością do 280
km/h ), a
szybowiec runął w przestrzeń zaczynając swój taniec.
Ja zaś nabrałam oddechu w płuca w zachwycie i tak już został mi ten zachwyt
do końca lotu.
Nie potrafię powiedzieć co podoba mi się najbardziej. Czy to
kiedy szybowiec pnie się pionowo w górę, aż w końcu wytraca całą prędkość, wszystko
ucicha, a świat zastyga na ułamki sekund, czy to, kiedy potem przewala się
kierowany ręka pilota przez skrzydło i pędzi w kierunku ziemi, czy jak liść
opada na wietrze, wydawać by się mogło kompletnie swobodnie i bez żadnej
kontroli, ale dopiero ze środka poczułam, że każde jego wahnięcie jest
dokładnie zaplanowane, trzymane sterami. Czy zwariowane wirówki w beczkach czy
beczki starannie dzielone na ćwiartki,
kiedy szybowiec przeskakuje jak precyzyjny mechanizm z jednego położenia
w kolejne. Czy wtedy kiedy widzę przed sobą błękit nieba, czy zbliżającą się
ziemie? Czy też wtedy kiedy zawiśliśmy
do góry nogami i pędzili tak przed siebie podwieszeni do szybowca jak
nietoperze.
Taki lot trwa bardzo krótko, ale ja tak chłonęłam każdą jego
część że wydawało mi się, że lecimy bardzo długo. Szybowiec ciął powietrze jak
strzała, tańczył na niebie. Kiedy patrzę na akrobacje z ziemi przypomina mi to
tańczącą balerinę. Tam w górze czuć to jeszcze dokładniej. Mając przyjaciół,
którzy tańczyli w balecie, wiem ile tancerz wkłada wysiłku, by ruch wydawał się
właśnie taki lekki, niewymuszony, swobodny… ile potrzeba treningów, skupienia,
poświęconego czasu. Z akrobacją jest tak samo. To perfekcja w pilotowaniu
szybowca.
Kiedyś jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie, że jestem baletnicą.
Może kiedyś będzie mi dane tańczyć balet na niebie…
18 marca 2016
Pokochać latanie
Kolejny element układanki do licencji pilota zaliczony. W
tygodniu pojechałam do Warszawy zdać ostatni przedmiot z całej
teoretycznej puli. Było mi bardzo miło, bo Panie kierujące całym procesem
egzaminacyjnym od razu mnie rozpoznały i przywitały z uśmiechem. Tym razem
egzamin był króciutki. Po zakończeniu odebrałam zaświadczenie o zaliczonym
państwowym egzaminie teoretycznym. Nie wiem czy byłam bardziej
oszołomiona zaliczoną teorią, czy tym, że po wyjściu z sali egzaminacyjnej
obłędnie przystojny pilot gratulował mi po angielsku zdania ATPL (egzaminu
na pilota liniowego). Kwestią otwartą pozostaje, czy to dlatego, że w tym
wieku to już by wypadało zostać pilotem liniowym czy po prostu tak
profesjonalnie wyglądam ;). Oczywiście skłaniam się ku tej drugiej wersji.
Udało mi się nawet nie zemdleć z wrażenia i wytłumaczyć, że chodziło o szybowce
:))))).
Pierwszą rzeczą którą zrobiłam po powrocie… to umówiłam się
na latanie. Na nic dane sobie obietnice o przedświątecznych porządkach…
Ostatnio żartowałam ze znajomymi na temat nowej
reklamy w TV. Reklamodawcy próbują przekonać tłumy, że jeżeli tylko kupisz ....
to będziesz jak ta pani pilot szybowca… Zastanawialiśmy się co musiałaby
obiecywać reklama żeby przekonać pilotów szybowców i doszliśmy do wniosku, że
nie ma takiej rzeczy na świecie, która pozwoliłabym poczuć się lepiej niż w
czasie lotu…
Znajomy fascynat lotnictwa chciał przekonać się na własnej
skórze co takiego naprawdę jest w tych szybowcach i czy rzeczywiście można się
w nich zakochać bez pamięci…z tych poszukiwań stworzył piękny dokument, który
oddaje atmosferę i piękno latania. Film zachwycił mnie od pierwszych słów
narratora, który na swój pierwszy lot czekał tak samo długo jak ja...
Pokochać latanie - Wojciech Stasiak Aviatv.pl
W rzeczywistości... jest jeszcze wspanialej.
02 marca 2016
ABC przelotowe
W minioną niedzielę byłam w moim aeroklubie na wykładach ABC
przelotowe. Powiem szczerze, że zorganizowanie tych wykładów teraz przed
sezonem, zwłaszcza dla takiego początkującego szybownika jak ja było idealnym
pomysłem. Nazwałabym te wykłady „Czego nie dowiesz się nigdzie indziej" ;)
Wykłady prowadziło dwóch z moich instruktorów Robert i Jacek oraz bardzo doświadczony szybownik naszego
aeroklubu Pan Tadeusz ( tak, ten którego opowieści nie mogłam przestać słuchać na
Żarze :) ) . Poza podstawowymi faktami, które warto sobie przypomnieć w pigułce,
mnóstwo było dodatkowych informacji czerpanych wprost z doświadczenia. Teoria poparta
przykładami z przelotów jest zdecydowanie łatwiej przyswajalna : ). Pomocne tricki, dzielenie
się swoimi obserwacjami… nie mogłam i nie chciałam oderwać się od słuchania. W
pierwszym momencie wylęgły mi się znajome myśli: „jak ja to wszystko ogarnę???”. Ilość
rzeczy które należy przygotować przed przelotem, te na które trzeba zawracać
uwagę w trakcie …a kiedy Pan Tadeusz zaczął prezentować możliwe i polecane trasy przelotów
w naszym rejonie…zaraz, zaraz jak to 700 km ?! Ja zaczynam się denerwować kiedy
wylecę poza obrys lotniska :P
Dzisiaj już jednak wszystko poukładało mi się w głowie i po
pierwszym przerażeniu nie ma śladu. Za to jest nieprzebrana chęć wypróbowania
tego wszystkiego w praktyce…
No dobra. Może na początek świadomej termiki w obrębie
stożka dolotowego ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)