Ostatni dzień urlopu postanowiłam wyrwać się daleko od lotniska, zaszyć w zieleni, iść drogą przed siebie, bez trosk, chłonąc cuda przyrody… Wybrałam się z moimi przyjaciółkami na 12 km spacer Dolinkami Krakowskimi – Doliną Kluczowody, Doliną Bolechowicką i Doliną Kobylańską. Wczesnym niedzielnym rankiem wyjechałyśmy razem z grupą PTTK. Po krótkiej trasie, przeniosłyśmy się do innego, zaczarowanego świata. Na początek Dolina Kluczowody – będąca kiedyś granicą zaborów.
Jak na Jurę przystało zaczęliśmy od zamku, chociaż akurat ten na Skale Zamkowej, prawdopodobnie nigdy nie był wybudowany do końca. dziś pozostały z niego jedynie zatopione w zieleni fundamenty.
Cienista, zarośnięta starymi drzewami dolina wzdłuż potoku, ciągnęła się prawie przez 6 km.
Wyjście z doliny przywitało nas urzekającą panoramą.
W Bolechowicach, coś dla oczu architekta - stary kościół parafialny z XIV wieku…
Brama Bolechowicka, oblegana przez miłośników wspinaczki, zapraszała do drugiej dolinki.
W głębi doliny Bolechowickiej - najwyższy wodospad na Jurze :)
Rozświetlona słońcem, pełna urokliwych skał i polanek …
Trasę kończyła Dolina Kobylańska z kapliczką matki Boskiej na środku wysokiej ściany…
Tak jak zaczęliśmy tak trzeba było skończyć na Jurajskim Zamku :) Tym razem był to zamek w Rabsztynie.
w pewnym momencie w małym okienku zamku moj wzrok przyciągneło niebo… a juz na wieży sece poleciało szlakiem cumulusów…
Z nostalgii wyrwał mnie głos przyjaciółek… “zobacz zobacz szybowce!!!“ .. to chyba przeznaczenie? :)