Łapiąc ostatnie słońce jesieni, wykorzystując parę ładnych weekendów, pojechaliśmy pożegnać sezon niebiesko-domkowy :) Pogoda dopisała, było ciepło, bezwietrznie, a robota paliła się w rekach. Przydomowy ogródek wykoszony i skopany, krzaczory wycięte i porąbane na opał, domek posprzątany, sprzęt wartościowy – przezornie – wywieziony.
Czas nadszedł też na postawienie kolejnego kroku. Zleciliśmy wznowienie i wytyczenie granic naszej działki, bo na wiosnę planujemy wielka orkę :) Korzenie, krzaki, kępy starej trawy, wszystko planujemy zrównać do jednego poziomu i zasiać łubin. Dlaczego łubin? Bo jest świetnym polepszaczem gleby, a u nas ziemia lichutka. Wszystkie te przygotowania tak zaczynają się rozkręcać, bo niewiele nam już zostało do spłacania kredytu za działkę i… chcemy powiedzieć B .. w dalszej układance :)
Grzejąc się w cieple jesiennego słońca, słuchając ciszy… rysowaliśmy plany naszego przyszłego domu. Tu będzie studnia, tu oczyszczalnia, tu ogród warzywny, tu sad… a tu wędzarnia, tych serów co kiedyś będziemy je robić z własnego koziego mleka… a tutaj będzie ten płot na którym wielki czerwony kogut będzie piał każdego ranka …
Dokładaliśmy do ogniska, na którym bulgotały smakowicie, w wielkim garnku, jesienne pieczonki. Razem z dymem snuły się nasze marzenia, w których zaczyna być już czuć zapach drewna naszego domu i ognia w kominku. Zaczynamy wierzyć, że to nie tylko nierealne tęsknoty.