W Krakowie trwają Światowe Dni Młodzieży. W mediach młodzież, śpiewy, flagi i franciszki. Wszystko ładnie pięknie.
A teraz popaczmy co u konkurencji. U antagoniscencji.
W Bellzebuba Tv na okrągło nadają reportaż z podróży do ziemi śniętej.
Oraz program o gotowaniu, rzecz jasna. (Kapłon w potrawce ;)
(Modela uprasza się o wybaczenie braku podobieństwa. Choć dym się zgadza ;)
W najsłynniejszej książce świata najbardziej podobają mi się dziarskie alerty: "Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając kogo pożreć".
Gdybym była ekscentryczna i miała poczucie humoru (oh, wait, to już mam) oraz nadmiar czasu i gotówki (nnnniet) to pojechałabym do Krakowa w przebraniu lwa, chodziła po ulicach i ryczała (kto bogatemu zabroni?). Taki miły, dramatyczno-teatralny akcencik od lokalnego luda, nie do końca ustabilizowanego duchowo. Ciekawe ile osób by mnie (zakładam, że na wesoło) skropiło święconką, a ile odesłało na zlot Lannisterów, hm.
To wszystko z frustracji i niepewności czy jestem jeszcze młodzieżą.
Na pewno.
Na pewno jeszcze tak.
A telewizji nie oglądam.