Dzis pograze sie pewnie zupelnie ;) Bo jesli upieczenie do zdjecia kakaowego chleba, ktory robi sie raz dwa, wcale nie wydaje mi sie takim szelenstwem, to robienie kandyzowanych kasztanow juz tak. Ale to tylko dlatego, ze ich obieranie wcale nie jest przyjemne. Tym bardziej, ze ugotowane kasztany sa tak pyszne, ze choc rece juz bola, tych obranych wcale nie przybywa, znikaja w niewyjasnionych okolicznosciach w drodze z reki do miski ;). Ale samo kandyzowanie robi sie praktycznie samo, a smak ... musicie sprobowac. Przede wszystkim nie sa tak slodkie jak te kupne, wygladaja jak kasztany, a nie brazowe niewiadomoco. Nie wspomne nawet o cenie (we florenckim Revoir sprzedaja pyszne kandyzowane kasztany, ale za 3 euro za sztuke!). Ale najwieksza jest chyba satysfakcja, ze tak malym wysilkiem, mozna uzyskac cos tak wspanialego. Nie zrobilam ich duzo, a teraz zaluje. To co udalo mi sie zachomikowac przywiozlam do Polski i odkrylam, ze smakuja calej mojej rodzinie :) Za rok powtorka!
Obieranie kasztanow to najmniej przyjemniejsza rzecz, ale mozna sobie te czynnosc ulatwic. Kasztany nalezy naciac i obgotowac je przez ok. 30 sekund. Najlepiej obierac je gdy sa gorace, dlatego radze obgotowywac partiami. Jesli skorka zbyt mocno przylega, nalezy obgotowac je jeszcze raz. Wtedy zagotowac swieza wode (wtedy nie zbrazowieja tak bardzo) i gotowac obrane kasztany na malym ogniu przez ok. 15-20 minut. Musza byc miekkie na tyle, by wetknac wykalaczke, ale bardziej miekkie beda sie przy kandyzowaniu lamac. W ogole chyba cala trudnosc w przygotowaniu 'kasztankow' to wlasnie utrzymanie ich w calosci, choc te polamane sa tak samo pyszne :) Zanim wlozy sie ugotowane i ostudzone kasztany do syropu cukrowego mozna je zawinac ciasno w gaze, ale ja nie probowalam tego sposobu. Po prostu wrzucilam wszystko do garnuszka i czekalam na cud ;)
Kandyzowane kasztany
ok. 1 kg kasztanow, najlepiej duzych
500g cukru
400g wody
2 lyzki ekstraktu z wanilii
Kasztany obrac, ugotowac i ostudzic. Zagotowac syrop z cukru i wody, gdy lekko zgestnieje dodac ekstrakt z wanilii i dodac kasztany. Zmniejszyc ogien, doprowadzic do wrzenia i gotowac przez 1 minute, wylaczyc i przykryc. Wazne jest, by kasztany mialy dosyc ciasno i nie byly gotowane na duzym ogniu, dzieki temu pozstana cale. Nastepnego dnia, znow doprowadzic do wrzenia, gotowac przez 1 minute wylaczyc i przykryc. Powtorzyc te czynnosc wieczorem i tak jeszcze przez dwa dni. Czwartego dnia rano wyjac kasztany na kratke do studzenia wypiekow i suszyc przez dobe. Gdy sa gotowe przelozyc do szczelnej puszki (o ile bedzie co przekladac;)
Tuesday, December 7, 2010
Kasztanki... czyli kandyzowane kasztany;)
Monday, December 6, 2010
Kakaowy chleb
Niech nie zmyli Was zdjecie, to nowy post :)
Od kiedy upieklam to cudo jestem w stanie zdefiniowac moja 'chorobe'. Prosze sie ze mnie nie smiac, ale jedynym motywem byl fakt, ze potrzebuje czegos ciemnego do zdjec pomaranczowego curdu (ktore i tak nie wyszly jak sobie zaplanowalam ;). W tym jedynym tygodniu, ktory spedzilam w swoim domu przygotowalam tyle deserow i slodyczy (o ricciarelli juz Wam pisalam), ze Tommy spojrzal tylko na mnie TYM wzrokiem i od razu zrozumialam, ze jesli przygotuje cos jeszcze (np. zamiast sie pakowac) to moge zaczac pakowac moje foremki ;). Dlatego wymyslislam sobie, ze po prostu zrobie chleb, zabarwie go kakao, uzyje do zdjec, a reszte oddam ptakom (nie znalazlam informacji czy kakao im szkodzi;)
Ale jesli chleb wyglada jak ciasto czekoladowe? I w dodatku tak smakuje? Zapewniam Was, ze bardzo latwo sie pomylic. Najpierw oszolomil nas zapach. Caly dam wypelnil sie mocnym czekoladowym aromatem, ktory utrzymal sie do nastepnego dnia. To dlatego nie wytrzymalismy i ukroilismy pierwsza kromke, gdy chleb byl jeszcze goracy. Smakuje jak... murzynek. Bardzo wilgotny i... czekoladowy:) Wcale nie jest slodki, ale z marmolada pomaranczowa czy pomaranczowym curdem to po prostu raj na ziemi. Do tego bez wyrzutow sumienia ;)
Uzylam kakao bardzo wysokiej jakosci i chleb mial mocno gorzki posmak, ale jesli go nie lubicie to dodajcie troche wiecej cukru, albo zmniejszcie ilosc kakao. Zaryzykowalam z wieksza niz zwykle iloscia drozdzy i nie byl to zly pomysl, bo kakao jest ciezkie, a chleb pieknie wyrosl i nie mial tego mocnego zapachu i posmaku drozdzy, ktorego tak nie lubie.
A zdjec samego chleba nawet nie zrobilam;)
Chleb z kakao
400g maki manitoba
100g ciemnego kakao (koniecznie przesiane)
7 g drozdzy instant
6-8 lyzek cukru trzcinowego ciemnego (najlepiej Dulcita)
200ml mleka (najlepiej ryzowego)
4 lyzek delikatnej oliwy z oliwek
1 lyzeczka kwiatu soli
Wszystkie skladniki zagniesc, az powstanie miekkie, ale sprezyste ciasto (ilosc mleka dostosowac do wilgotnosci maki). Zostawic do wyrosniecia, az podwoi objetosc. Nastepnie delikatnie odgazowac, zawinac w warkocz i wlozyc do foremki wysymarowanej oliwa. Zostawic do wyrosniecia, az znow wyrosnie (czas zalezy od temperatury w kuchni). Wierzch posmarowac mlekiem i piec w piekarniku nagrzanym do 180° przez ok. 30 minut. Przyznam szczerze, ze chleb jest tak ciemny, ze trudno wizualnie zrozumiec czy jest juz gotowy, wiec pomoglam sobie patyczkiem.
Monday, November 29, 2010
Orange Curd
W Polsce jestem juz od tygodnia i chyba sie juz zaaklimatyzowalam. I choc tak naprawde wydaje mi sie, ze nie robie zupelnie nic, to nie mam wolnej chwili. Dopiero dzis rano rozpakowalam walizki ;)Zreszta to chyba (u mnie) normalne... To dlatego zdjecia do tego przepisu przygotowalam odpowiednio wczesnie, zaczelam nawet pisac post, a i tak opublikuje je ze sponieniem. Chyba pewnych nieladnych nawykow pozbyc sie jest naprawde trudno...;) Ale z opoznieniem czy nie, z ogromna przyjemnoscia dolaczam sie do Cytrusowego Tygodnia Pusi!:D
Przepis ten nazwalam dla opornych majac na mysli siebie. Wyprobowalam tyle przepisow i choc to banal, zawsze gdzies poslizgnela mi sie noga i nie bylam przekonana do koncowego rezultatu. Tlumacze sobie, ze glownym powodem jest podawanie w przepisie ilosci owocow w sztukach, tak jakby wszystkie owoce byly takiej samej wielkosci i mialy tyle samo soku. Zapamietam na zawsze moje pierwsze lemon curd zgodnie z przepisem z sokiem z pieciu cytryn. Kwasna mine mielismy przez okolo tydzien, a cala produkcja poszla do kosza. Pozniej z ciekawosci zmierzylam ile tego soku bylo i okazalo sie, ze prawie pol litra ;) Pozniej u Laury mialam okazje sprobowac lemon curd bez maizeny i przyznam, ze i kremowa konsystencja i kolor podobaly mi sie duzo bardziej. Duzo mnie to kosztowalo (bo mam maly 'problemik' z bialkami;), ale sie przemoglam i nie bylo juz odworotu. Tak metoda prob i bledow doszlam do wersji przez nas ukochanej i to w dwoch wersjach: pomaranczowej i cytrynowej. Dzis ta pomaranczowa, bo o ile juz mozna znalezc dobra wczesne Naveline, to na dobre cytryny trzeba jeszcze troche poczekac.
Tylko pamietajcie: Kremu nie nalezy gotowac za dlugo, ani nie przegrzac, bo wtedy jajko sie zetnie i bedzie pyszna cytrusowa i slodka jajecznica ;). Uczono mnie, ze nie powinno przekroczyc temperatury 80° wiec jesli macie termometr cukierniczy to dobra okazja do zabawy w 'szalonego naukowca':)
Orange curd (dla opornych)
3 jajka
100ml soku z pomaranczy
20ml soku z cytryny
70g bardzo miekkiego masla
70g cukru
szczypta soli
starta skorka z calej pomaranczy z uprawy biologicznej
Do szerokiego garnka wlac 1/3 wody, zagotowac, a nastepnie obnizyc ogien do minimum. Wszystkie skladniki na orange curd wymieszac dobrze trzepaczka w duzej misce. Miske postawic na garnku i caly czas mieszac, az krem stanie sie gladki i lekko zgestnieje (zgestnieje jeszcze bardziej stygnac). Ostudzic i przechowywac w lodowce.
Tuesday, November 16, 2010
Orzechowy Tydzien - Podsumowanie (uaktualnione)
Przyznam szczerze, ze nawet przez ulamek sekundy nie myslalam, ze podsumowanie pojawi sie tak szybko. Ale gdy musze zrobic cos czego bardzo nie lubie (ha, oczywiscie znow sie pakowalam;) znajde sobie zawsze tysiac wazniejszych spraw i tym razem skorzystal na tym Orzechowy Tydzien.
Tydzien, ktory mial byc weekendem, bo nie lubie wiecznych licytacji i kreowania 'festiwalow' ktore trawja niewiadomo ile. Ugielam sie na prosbe pewnej przemilej ale upartej blogowiczki (wiem, bo urodzilysmy sie tego samego dnia i wcale nie mowie o Pusi!;).
Tydzien, ktory mial byc bez bannera, bo teraz sluzy do reklamy bloga, a pierwsze blogowe gotowania zaczelysmy po to zeby reklamowac produkty, ktore zazwyczaj sa uzywane w ten sam sposob, by pokazac co moze zdzialac fantazja. Banner pojawil sie, bo kilka fajnych osob nie moze mu sie oprzec (zreszta ja tez!:)
Tydzien, ktory mial byc dla mnie wolny, co oczywiscie okazalo sie nieprawda, ale mimo to w dwa wieczory mialam prawdziwy Dzien Dziecka!
Tydzien, ktory byl dla mnie pelny tylu milych slow od osob mi bliskich (zmowilyscie sie, co?) i dalszych, a takze zupenie nowych. Zarumienilam sie wystarczajaco duzo razy, by przypuszczac, ze moim naczynkom prawdziwe mrozy nie beda straszne:)
Przede wszystkim tydzien, ktory minal w oka mgnieniu. Teraz nie pozostaje nic innego jak przejrzec wszystkie propozycje i isc prosto do kuchni. Ja juz mam swoich faworytow, jak tylko w koncu bede gdzies dluzej niz 3 dni (a to juz nie dlugo!) na pewno przygotuje chalwe. Natomiast na swieta upieke Tort orzechowy, wspomnienie mojego dziecinstwa (choc tak naprawde planuje go juz od dwoch lat, kiedy przypomniala mi o nim Komarka :)
Dziekuje!!!
P.S. Monika pisala wczoraj o jej ulubionym powiedzonku. Przyznam, ze to bardzo wazna regula mojego pozornie spokojnego zycia, ktora aplikuje we wszystko co robie (brzmi frywolnie, niestety tylko brzmi, bo tak naprawde bezustannie staram sie z tym walczyc;)) jestem wiec pewna, ze pojawi sie jakis blad (choc na moje usprawiedliwienie mam tez dwie zarwane noce ;) za ktory z gory przepraszam i prosze o zwrocenie mi uwagi!
Abbra z Moje kucharzenie: Delicja czekoladowa z orzechami laskowymi
Agnieszka z Kuchnia dziecinnie prosta: Babka z nutella i orzechami
Agnieszka z Sila smaku: Muffiny z porzeczkami i orzechową kruszonką, Maslo orzechowe,Babeczki z dżemem śliwkowym i kruszonką, Tartaletki z powidłami, migdałami i czekoladą
Ala z Kuchnia Alicji: Croustilles, Babka z orzechami laskowymi i czekolada
Amarantka z Tu i teraz: Ciasteczka cytrynowo-migdałowe
Ania z Mops w kuchni: Chałwa z pistacjami, Surówka z orzechami i rodzynkami, Tureckie ciasteczka migdałowe
Ania z Na stole: Muffiny czekoladowo orzechowe z biala czekolada
Ania Truskawkowa z Strawberries from Poland: Ciasto orzechowe z miodowo-pomaranczowymi orzechami
Anna Maria z Kucharnia: Kawowe makaroniki z czekoladowym ganache i solonym karmelem
Anoushka z Anoushka en cuisine: Różowo-zielony deser pistacjowy
Atina z Tak sobie pichce: Chleb na zakwasie zytnim z jadalnymi kasztanami, Pieczone kasztany, Kokosanki, Śniadaniowy chleb z Alaski z pszennym zakwasem, miodem i migdałami, Babka z orzechami laskowymi i czekoladą
Basia z Makagigi i 55 piernikow: Hummus
Beata z Lubie gotowac: Pasta orzechowo-marchewkowa
Bedada z Domowo: Knopersy
Bogusia z Od kuchni: Bezy orzechowo-kardamonowe, Muffinki orzechowe, Schab w sosie serowo-orzechowym
Carmellina z Seventh heaven: Ciasto jabłkowo-kokosowo-orzechowe
CookingJ z Good Cooking J: Szaszłyki z sosem Satay i makaronem
Cudawianki z Brulion z przepisami: Brukselka w orzechach, Fondue z sera camembert z orzechami, Kotlet w orzechowej panierce
Dodista48 z Dodista: Salatka brokulowa z jajkiem, Salatka z lososiem
Edysia79 z Przy kuchennym stole: Czekoladowe serduszka z orzechami laskowymi, Ciasteczka marcepanowe, Placek migdalowy, Ciasteczka orzeszki
Ela z My best food: Nadzienie grzybowo-orzechowe, Ricciarelli Eli
Ewelajna z Kuchnia pelna smakow: Tort egipski
Ewelosa z Moj maly swiat: Granola owocowa
Gosia z Salt&Pepper&co: Orzechowa brukselka, Pasztet z pistacjami, Pasta pomidorowo-migdalowa, Rogale Marcinskie, Dyniowe gnocchi z maslem szalwiowym
Gosia z Kulinarne fochy Gochy: Tartaletki orzechowo-razowe
Grazia i Kasia z Sur nos tables: Bananowy chlebek z orzechami i Orzechowe ciasteczka
Grazyna z Grazyna gotuje: Bajaderki z orzechami
Joanna z Domowe Wypieki: Ciasto czekoladowe z orzechami pekan
Ka.wo z by Ka.wo: Murzynek z orzechami
Kabamaiga z Sto kolorow w kuchni: Kuskus z orzechami, Nalesniki czekoladowe z orzechami, Makaroniki czekoladowe
Karolka z Przysmaki Karolki: Ciasto orzechowe
Kasia z Lejdi of the house: Smoothie z bananem i maslem orzechowym, Blondasek z maslem orzechowym, Orzechowe curry z kurczakiem, Zupa z butternut squash i masla orzechowego
Kasia S. z Inne gotowanie: Kruche ciasteczka z orzechami
Kinga z Kinga w kuchni: Superszybki łosoś po chińsku, Pierożki drożdżowe z boczniakami i orzechami
Kornik z Kornik w kuchni: Chleb z lamanym zytem i orzechami laskowymi
Kuchareczka z Book Me a Cookie: Muffiny z czapeczka, Najprostsze ciastka z masłem orzechowym
Kuchareczka58 z Moja ksiazka kucharska: Rogale swietomarcinskie
Lu z Na tropie smaku: Rogale Marcinskie
Nanami95 z Nuta Slodyczy: Orzechowe ciasteczka z Linz
Majanka z Majanowe pieczenie: Cinnamon streusel buttermilk coffee cake, Babka z orzechami laskowymi i czekoladą
Majka z Kalejdoskop kulinarny Biscotti z zurawina i pistacjami, Sernik ze sliwkami i orzechami w karmelu
Marta z Cooking Marta: Wieniec orzechowy
Monika z Stoliczku, nakryj sie!: Nalesniki Gundela
Myniolinka z Slodkie Impresje: Drozdzowe swiderki z orzechami
Natalia z Czym pachnie u Zakow: Lekkie muffinki orzechowe
Nina z Nina w kuchni: Tort czekoladowy z kremem czekoladowym, przedwojenny, Pieczone pierogi z boczniakami i orzechami wloskimi, Placki z cukinii i szpinaku, Mintaj w pomaranczach na kalafiorowym puree z posypka orzechowa
Olcik w Galeria chleba: Chlebek z rodzynkami i orzechami; w Waniliowa chmurka: Domowe bounty
Pincakez z Troche inna cukiernia: Ciasteczka fistaszkowe z czekolada
Pola z Around the kitchen table: Bezmaczne ciasto z nuta pomaranczy, imbiru i gorzkiej czekolady oraz Kanapka z grillowanymi figami, gorgonzola i tymiankowym miodem (dluzszych nazw nie mozna bylo???:P)
Praline z Lendryggen: Keks bananowy
Ptasia z Cos nie cos: Lody klonowo-orzechowe, Ciasto-baton czekoladowy
Tatter z Palce lizac: Kokosanki, Kourabiedes i Orzechowe slimaczki
Thiessa z Podroze kulinarne: Tofu z okrą i orzechami nerkowca, Zapiekanka dyniowo-porowa z orzechami, Kargulena zapiekana z orzechami pekan
Toczka z Przepysznik: Orzechowe naleśniki i Orzechowe brownies
Tjaryma z Domek z piernika: Pasta z sosem z orzechow wloskich i parmezanu
Wedelka z Kuchenne wzloty i upadki: Jogurt naturalny z miodem i orzechami, Dyniowe pancakes z orzechami, Czekoladowe masło
Wisienka z Chatka wiedzmy: Orzechowe cukierki i Orzechowy miodowiec
Zaytoon z Cynamom i Oliwka: Ciasteczka fistaszkowe pelne dobroci
Saturday, November 13, 2010
Moje ricciarelli
Od kilku lat nosze sie z zamiarem zrobienia tych ciastek, ale brakuje mi (brakowalo, ale o tym dygresja bedzie pozniej) zawsze hostii czyli oplatkow cukierniczych duzego formatu. Byly nawet w przepisie pradziadka Carlo razem z zawrotna iloscia skladnikow poczynajac od 5000g migdalow.
W mojej florenckiej spizarni znalazlam poltora kilo maki migdalowej do zuzycia natychmiast (jak podsumowal Tommy, po 8 miesiacach nieobecnosci w domu to normalne, ze wiele rzeczy niedlugo sie przeterminuje, ale nienormalne jest ze mam tego wszystkiego tak duzo ;) no i sie uparlam. Najpierw obeszlam wszystkie znane mi cukiernie przekonana, ze ktos mi taki mega oplatek sprzeda. Bez szans. W kazdej z 14 cukierni uslyszalam, ze oplatkow juz nikt nie stosuje. Oczywscie w ladzie bylo pelno i ricciarelli i co wiecej roznego rodzaju torrone, ktorych wykonanie bez oplatkow jest wrecz niemozliwe. Wrocilam do domu z pustymi rekami.
Na spokojnie przejrzalam notatki pradziadka, zadzwonilam po opinie do cukiernika w Weronie, u ktorego dwa lata temu zrobilam maly kurs cukiernictwa i postanowilam sie pobawic. Wyszlam z zalozenia, ze jesli nie zuzyje tej maki to ja wyrzuce, a jak razem z nia wyrzuce troche cukru to nie bedzie tragedii.
I co? To oczywscie nie sa prawdziwe ricciarelli. Ale smakuja tak samo, wygladaja tak samo, pachna tak samo. Nie sa blade, ale zrobilam to z premedytacja, bo takie sa ladniejsze, duzo ladniejsze. W przepisie pradziadka byl winian potasu, ale ze wiele osob ma trudnosci z jego dostaniem, pierwsza porcje zrobilam bez niego i ciastka wyszly bardzo dobre, wilgotne. Nastepnym razem dalam lyzeczke proszku do pieczenia i tez wyszly, troszke bardziej urosly i sa jakby lzejsze w konsystencji, ale w smaku sa takie same. Konieczne jest kilka kropel olejku migdalowego, bo bez niego smak sie troche gubi. Za to zrobilam jedna porcje ze skorka z cytryny, a inna z pomaranczy, a jaszcze inna z kardamonem i wszystkie sa fantastyczne. Przede wszystkim, wygladaja tak samo i lowiac ciastko z wielkiego sloja w salonie zawsze jest element niespodzianki. Tak, bo porcji w sumie zrobilam 6. Jak mowilam, mam kogo obdarowywac;) W dodatku robi sie je w klika chwil (szczegolnie bez mielenia migdalow), kiedy przepis pradziadka przewiduje 4 dni suszenia. Dla niespokromionych w probowaniu rada: przygotujcie koniecznie wczesniej bardzo mocna, gorzka herbate, bo moze was zemdlic od ciaglego probowania surowego ciasta ;) Z jednej porcji wychodzi mi ok. 40 duzych ciastek.
Jesli wolicie zmielic migdaly sami, nalezy pamietac, ze podczas mielenia sie rozgrzewaja i wypuszczaja olejki esencjonalne, a moga nawet zgorzkniec. Dlatego nalezy je wczesniej zamrozic, co spowoduje ze nie rozgrzeja sie za bardzo i mielic razem z cukrem, bo on wylapie wszystkie olejki i zapach i smak migdalow trafi do ciastek zamiast na scianki miksera.
Dygresja na temat ricciarelli w cukierniach: bylam tak zdesperowana faktem, ze nikt mi nie chcial sprzedac oplatkow, pozalilam sie przyjaciolce, ktorej tata okazal sie prawdziwym czarodziejem i od wczoraj wieczorem jestem posiadaczka ogromnego worka oplatkow w formacie 40x60 cm;) i informacji, ze w 95% ricciarelli i torrone sprzedawane w cukierniach w Toskanii jako produzione propria (produkt wlasny) pochodzi z fabryki i dlatego zadna cukiernia nie ma oplatkow. Czyli nie klamali ;)
Ricciarelli Eli ;)
250g mielonych migdalow
200g cukru bialego drobnego (lub cale migdaly zamrozone i zmielone razem z cukrem w mikserze)
100g cukru pudru
1 lyzeczka proszku di pieczenia (mozna pominac)
1 lyzka miodu
kilka kropel esencji migdalowej
1 lyzeczka ekstraktu z wanilii
tarta skorka z polowy pomaranczy lub cytryny (opcjonalnie)
2 bialka
cukier puder do walkowania
Migdaly z cukrami przesiac, zeby wyleminowac wieksze kawalki i grudki. Dodac reszte skladnikow i zagniesc. Stolnice grubo wysypac przesianym cukrem pudrem, wylozyc ciasto, posypac grubo cukrem pudrem. Rozwalkowac delikatnie i wyciac nozem ksztalt lezki. Przelozyc na blache wylozona papierem do pieczenia. Piec w temperaturze 120° przez ok. 15 minut. Ja sprawdzam czy sa gotowe podnoszac delikatnie kilka ciastek, zeby sprawdzic czy sie odrywaja od papieru. Jesli chcecie uzyskac efekt ciasteczek popekanych, nalezy ulozyc ciasteczka na blasze przewracajac je spodem do gory.
----------------------------------------------
Avete mai provato a comprare delle ostie dal pasticciere (formato teglia da forno) a Firenze? Io ho passato tutto il centro e dappertutto ho sentito : "Ostie??? Ma chi le usa più?". Ovviamente i banconi erano pieni di ricciarelli, torroni e altri dolci in cui la presenza di ostia era più che evidente.
Io avevo una quantità esagerata di farina di mandorle da usare subito e volevo usarla per qualcosa che avesse bisogno di poco lavoro con un effetto super. Ho guardato per bene gli appunti del bisnonno Carlo, mi sono fissata coi ricciarelli e ho deciso di rischiare.
Ovviamente questi non sono i veri ricciarelli, ma hanno lo stesso profumo, lo stesso sapore e anche esteticamente ci siamo. Sono un po' più "colorati", ma questo l'ho fatto apposta tenendoli in forno un po' di più (perché così mi sembrano più attraenti). Io inseme ne ho preparate 6 porzioni, così ho potuto anche sperimentare un po'. Nella ricetta del bisnonno c'era il cremor di tartaro, ma siccome spesso e qui è difficile trovarlo, ho provato a farli senza nessun lievito e sono venuti benissimo. Poi ne ho fatti anche col semplice lievito per le torte e il risultato è ottimo, forse sono un po' più leggeri e meno umidi ma il sapore è uguale. Ne ho fatti un po' con la buccia d'arancia, altri con la buccia di limone e altri ancora con un pizzico di cardamomo. Tutti molto, ma molto buoni.
Se preferite usare le mandorle intere ricordatevi di congelarle un giorno prima e frullarle assieme allo zucchero, cosi non perderete i loro oli essenziali.
C'è rischio di nausea proveniente dall'assaggio continuo dell'impasto crudo: per questo consiglio di preparasi prima un tè molto forte ;) Da una porzione vengono circa 40 biscotti.
Devo anche ringraziare una certa Fata e suo papà che è un vero Mago, perché le ostie finalmente ce l'ho :) Grazie mille!!!
Ricciarelli di Ela ;)
250g di farina di mandorle
200g di zucchero superfino
100g di zucchero a velo
1 cucchiaino da tè di lievito per torte (si puo fare senza)
1 cucchiaio di miele
qualche goccia di essenza di mandorla
1 cucchiaino di estratto di vaniglia
la buccia di mezza arancia o limone (a piacere)
2 chiare d'uovo (io uso solo uova zero che sono un po' più piccole)
zucchero a velo per la spianatoia
Setacciare le mandorle con lo zucchero. Aggiungere il resto degli ingredienti e lavorare brevemente fino ad ottenere un impasto più o meno omogeneo. Sulla spianatoia versare tanto zucchero a velo, mettere l'impasto sopra, spianare leggermente, coprire con lo zucchero a velo abbondante e passare con il mattararello fino a raggiungere uno spessore di circa 2 cm. Con un coltello ritagliare delle losanghe e posizionarle sulla placca ricoperta di carta da forno (ho scoperto che mettendole rovesciate si screpolano e sembrano più dei veri ricciarelli). Cuocere a temperatura di 120 gradi per circa 15 minuti. Sono pronti quando cominciano a staccarsi dalla carta.
Friday, November 12, 2010
Nadzienie grzybowo-orzechowe / Ripieno di funghi e nocciole
Ten tydzien okazal sie trudniejszy niz moglam przypuszczac. Niczego nie planowalam, przygotowalam to co akurat mialam w glowie (a okazalo sie, ze bylo tego troche;), ale slonce wychodzilo zza chmur wylacznie, gdy jadlam granite migdalowa w Caribe, scchiacciate w Forno Caroti, pilam goraca czekolade w Revoir, czy bylam z przyjaciolmi na aperitivo w ChiaroScuro. Wyciskamy co sie da z tych 10 dni we Florencji, a ja majac komu robic prezenty, w koncu moglam sie wyzyc w przygotowywaniu slodyczy. Bo my bardzo lubimy wszelkie ciastka i ciasteczka ale w minimalnych ilosciach. Za to wczoraj nadrobilam wszystkie zdjeciowe zaleglosci, teraz tylko potrzebuje spokojnych wieczorow, by napisac tych kilka slow.
Pomysl na to nadzienie pochodzi z gazety, ktora przegladalam u fryzjera. Przyznam szczerze, myslalam o nim przez cale dwa miesiace, ale jakos mi bylo nie po drodze. Za to we Florencji czekal na mnie ogromny sloj suszonych grzybow do uzycia natychmiast (bo moge sie zalozyc, ze moj Tata ma dla mnie gotowa nowe dostawe, a musicie wiedziec, ze suszone grzyby mojego Taty sa najlepsze na swiecie! zreszta te marynowane tez :) wiec z pewnymi watpliwosciami sprobowalam. Nie mialam zielonego pojecia jak ugryzc to polaczenie grzybow z orzechami, wiec zrobilam po prostu nadzienie do kulebiaka jakie robie zazwyczaj tylko zamiast kapusty dalam grubo posiekane orzechy. I kiedy przeczytacie skladniki prosze sie nie dziwic, ze widnieje tam parmezan. Ja naprawde daje parmezan do nadzienia z kapusta ;) Ale dla tych co nie chca probowac lub po prostu nie jedza serow, przygotowalam farsz takze bez sera i jest rowniez bardzo dobry, nalezy tylko pamietac by dac troszke wiecej chlebowych okruchow, by calosc byla bardziej zwiezla.
Najlepsza reklama powinno byc to, ze w ciagu dwoch dni przygotowalam ten farsz 3 razy a nadzialam nim pieczen (schab, chociaz nastepnym razem przygotuje tak indyka), kulebiaka i paszteciki, a na koniec rogale 'niemarcinskie'. Po grzybach zostal jedynie ogromny sloj do umycia, a ze mialam juz dosc lupania w koncu poszlam na latwizne i orzechy kupilam juz obrane ;)
Nadzienie grzybowo-orzechowe
100g suszonych grzybow
1 lyzka masla
1 szalotka lub pol malej cebuli
3 zabki czosnku
garsc natki pietruszki
2 grube kromki chleba bez skorki
100g orzechow laskowych bez skorki
1 jajko
ok. 50g startego parmezanu
sol, pieprz, galka muszkatolowa
Grzyby namoczyc, a nastepnie krotko ugotowac i ostudzic. Na masle podsmazyc poszatkowana szalotke lub cebule oraz czosnek. Dodac drobno posiekane (lub zmielone) grzyby. Przyprawic i ostudzic. W mikserze rozdrobnic natke z chlebem. Nastepnie lekko rozdrobnic orzechy laskowe bez skorki* (najlepiej polowe zmielic, a polowe poszatkwac grubo nozem). Wymieszac wystudzone grzyby z natka, okruchami chleba, orzechami i serem. Doprawic (jesli ma lekko gorzki posmak dodac lyzeczke cukru). Na koniec dodac jajko i dokladnie wymieszac.
* orzechy wysypane na blache wlozyc do piekarnika nagrzanego do 160° na ok. 5 minut, nastepnie przelozyc na czysta sciereczke kuchenna, zawinac i przeturlac kilka razy gniatac mocno rekami; skorki powinny ladnie poodchodzic.
----------------------------
Ripieno di funghi e nocciole
Monday, November 1, 2010
Ryz na mleku brulèe / Riso al latte brulée
Na poczatku przygody z gotowaniem przeszlam okres kompulsywnego kupowania kuchennych gadzetow. Dopiero po pierwszej euforii i wielu nocach spedzonych na przygotowywaniu skomplikowanych cudow odkrylam, ze to co lubie najbardziej, to rzeczy proste. I choc serce mi zamiera na widok foremek, supergarnkow czy chocby nozyka do wycinania dekoracji z warzyw (choc to ostatnie to tylko taka zludna nadzieja, ze z odpowiednim przyrzadem bylabym w stanie wycinac takie cuda) ponad rok temu powiedzialam dosc i okazalo sie, ze tym razem przychodzi mi latwo bycie konsekwentna.
Czesc rzeczy wyrzucilam (np. przyrzad do formowania idealnych hamburgerow, ktory do tej pory nie wiem gdzie i kiedy kupilam: totalne wariactwo, bo my nawet nie jemy hamburgerow!!!), czesc podarowalam (np. przyrzad do robienia tostow, o wiele bardziej wole tosty z suchej patelni, potrzeba duzo czasu ale wychodza dokladnie takie jak lubie).
Za to sa pewne rzeczy, ktore maja swoja mala walike i ze mna podrozuja. Wsrod nich jest palnik do creme brulée, ktory ja najczesciej uzywam do... ryzu.
W tym momencie moglabym smialo zaczac poemat na temat ryzu na mleku, ale go Wam podaruje. Powiem tylko, ze jadam go bardzo czesto w przeroznych wariacjach. I odkad mam palnik jest to zawsze ryz brulèe, bo skorupka z karmelizowanego cukru czyni z czegos tak banalnego deser wrecz wyjatkowy.
Ryz brulée
1 litr mleka
150g ryzu (najlepiej Vialone Nano)
100g cukru trzcinowego jasnego
starta skorka z calej pomaranczy bio
dodatkowo cukier do karmelowej skorupki
Zagotowac mleko razem ze skorka z calej pomaranczy. Gdy dojdzie do wrzenia dodac ryz. Gdy ponownie dojdzie do wrzenia dodac cukier i gotowac przez okolo 30 minut czesto mieszajac. Ostudzic. Nalozyc do szklaneczek lub mieczek, posypac cienka warstwa cukru i skarmelizowac przy pomocy palnika, albo pod piekarnikowym grillem.
------------------------------------------------------
Riso al latte brulée
1 litro di latte
150g di riso Vialone Nano
100g zucchero di canna chiaro
buccia grattugiata di arancia biologica
lo zucchero per la crosta di caramello
Portare il latte a ebollizione assieme alla buccia d'arancio. Aggiungere il riso. Quando il tutto di nuovo arriva a ebollizione aggiungere lo zucchero e cuocere per circa 30 minuti mescolando spesso. Spegnere e raffreddare. Mettere il riso pronto nelle ciotoline, cospargere con lo zucchero e caramellarlo con un cannello oppure sotto il grill del forno.
Friday, October 29, 2010
Orzechowy Tydzien
Wielkimi krokami nadchodzi listopad, a razem z nimi czas na orzechowe gotowanie. Myslalam wczoraj i dzisiaj o czym powinnam napisac w zaproszeniu, ale doszlam do wniosku, ze orzechy sa czyms tak wspanialym, ze nie potrzebuja zadnej reklamy, by sprobowac nowych przepisow z ich wykorzystaniem.
Linki do postow z przepisami prosze wyslijcie na orzechowytydzien@gmail.com Jesli macie jakies watpliwosci lub pytania tez smialo piszcie.
Jesli szukacie inspiracji koniecznie zajrzyjcie do podsumowan z poprzednich lat. Ja korzystam z nich caly okragly rok. Znajdziecie tam dania,desery i pieczywo na kazda okazje.
podsumowanie 2007
podsumowanie 2008
podsumowanie 2009
A dla Poli ogromny buziak za zeszly rok! Dziekuje!!!:*
P.S. ja znow nie mam bialego maku, a Sw. Marcina juz za chwile. Biorac pod uwage, ze osiem miesiecy w roku spedzam w miasteczku, ktore nosi jego imie to prawdziwy wstyd... Chyba zaczne nowa tradycje z rogalami z innym nadzieniem :)
Thursday, October 28, 2010
Przepis z ostatniej chwili tzn. przepis stary, ale przed chwila wykorzystany :) Mam nadzieje, ze normalne posty zaczna pojawiac sie juz niedlugo. Pozdrowienia!
Makaron z brokulami
Na jednej lyzce oliwy podsmazyc poszatkowany zabek czosnku i peperoncino. Dodac ugotowane al dente brokuly (tylko kwiaty). W wodzie z brokulow ugotowac makaron. Podsmazyc brokuly z przyprawami, posolic (jesli trzeba) i dodac tyle wody z gotowania makaronu ile trzeba by uzyskac kremowy sos. Odcedzic makaron, dodac do brokulow, podsmazyc chwile, az makaron polaczy sie z sosem. Posypac szczodrze pecorino.
-------------------------------------------------
Un post al volo! Saluti!:)
Pasta coi broccoli
In un cucchiaio di olio evo soffriggere uno spicchio d'aglio e del peperoncino sminuzzati. Aggiungere i broccoli lessati al dente. Nell'acqua dei broccoli cuocere la pasta. Saltare bene i broccoli con le spezie, salare e aggiungere un po' di acqua di cottura della pasta, quanto basta per ottenere una crema. Scolare la pasta al dente, versare nei broccoli, saltare per qualche secondo e servire con abbondante pecorino.
Thursday, October 21, 2010
Pigwa czy pigwowiec ? Mela cotogna
Pakuje walizki (znowu!). Probuje odzielic lato od zimy (bo czy ktos w ogole slyszal o jesieni?), rzeczy wazne od mniej istotnych. Czuje sie jak tulacz. Ale jest cos co powoduje, ze wszedzie czuje sie jak w domu. Wiec posrod prania, prasowania i przykrywania mebli przescieradlami zebralam 'mele cotogne' i mieszam w garnkach i sie zastanawiam: Czy moje drzewko, ktore ma tylko 3 lata i tak pieknie obrodzilo to pigwa czy pigwowiec?
Saturday, October 16, 2010
Piadina piccante WBD2010
To juz czwarty rok gdy biore udzial w akcji Zorry. Tym razem nie dosc, ze musialam zwalczyc szybko nachodzaca mnie grype, ale takze fakt, ze (na szczescie tylko do wtorku) obecnie znow mieszkam w hotelu i mam malutka kuchnie i zero piekarnika na stanie. Przypomnialam sobie za to o rozmowie z kolezanka weganka o piadinie, przesmacznej takze bez nadzienia. Szczerze przyznam, ze nie wierzylam, ze upiecze sie na patelni, ale okazalo sie ze miala racje. Piadina przygotowana w ten sposob jest przesmaczna. Wierzch jest bardzo chrupiacy, w smaku przypomina troche mace. Zajadalismy je smarujac serkiem stracchino. Uwaga na ilosc peperoncino!!!;)
Piadina pikantna
2 szklanki maki zwyklej
1 szklanka wody
oliwa z oliwek
cebulka
swieze peperoncino
kwiat soli
Z maki i wody wyrobic gladkie ciasto i zostawic pod przykryciem na pol godziny.
Podzielic na cztery czesci. Kazda rozwalkowac bardzo cienko, posmarowac oliwa, posypac sola i poszatkowanymi peperoncino i cebulka. Zwinac w rulon, zakrecic w slimaka, przygniesc piescia i jeszcze raz rozwalkowac dosyc cienko. Smazyc na patelni lub patelni grillowej przez ok 4-5 minut z kazdej strony.
------------------------------------------------------------------------------------
Mi dispiace tantissimo. Quest'anno per me è molto particolare e ho trascurato sia il blog sia le traduzioni delle ricette. Però tra molto presto avrò di nuovo un po' di tempo e prometto che piano piano recupererò tutto.
Tornando al World Bread Day, siccome vivo (meno male ancora per pochissimo!) in un b&b con piccolo cucinotto e senza forno, ho dovuto trovare una degna sostituzione. Mi sono ricordata delle piadine vegane, buonissime senza ripieno, di cui mi aveva parlato una mia amica. Sinceramente non credevo che la cottura sulla bistecchiera avrebbe funzionato, ma mi sono dovuta ricredere. Sono davvero fantastiche. Croccanti fuori (se non per il morbido interno, assomiglierebbero al pane azzimo) e molto gustose. Buonissime con stracchino spalmato sopra. Attenti alla quantita di peperoncino! ;)
Zorra, thank you again!
Piadina piccante
2 bicchieri di farina
1 bicchiere di acqua
olio d'oliva EVO
cipollotti
peperoncino fresco
fior di sale
Lavorare la farina con l'acqua fino ad ottenere un impasto omogeneo. Lasciarlo riposare coperto per mezz'ora. Dividerlo in quattro parti. Stendere ciascuna parte in modo molto sottile, spennellare con olio evo, cospargere con cipollotti e peperoncino sminuzzati e sale. Arrotolare e avvolgere ogni rotolino pronto su sé stesso (tipo lumaca). Schiacciare con un pugno e stendere di nuovo sottilmente. Cuocere su una padella oppure sulla bistecchiera molto calda, circa 4-5 minuti per lato.
Monday, October 11, 2010
Focaccia con uva
Focaccia z winogronami, tradycyjny wypiek winobrania w Toskanii, to cos co my wrecz uwielbiamy. Przyznam szczerze, ze robie ja z 'zamknietymi oczami' i trudno mi podac ilosci skladnikow w przepisie. Wystarczy najzwyklejsze ciasto chlebowe, troche winogron cukru i oliwy i powstaje pyszny, aromatyczny placek, ktory nie wiem jakim cudem przypomina lekkie drozdzowe ciasto pelne jajek i masla, ktorych przeciez nie ma w skladnikach.
Oczywiscie tradycyjny przepis wymaga winogron na wino, ale z mojego doswadczenia wiem, ze nie kazdy typ jest dobry. Moj ulubiony do focacci to Teroldego, ale nawet on ma minus jak wszystkie inne (juz nie mowiac o tym ze w samiej Toskanii trudno o ten szczep). Maja pestki. Bardzo duze pestki. A jedzenie takiej pysznej focacci pelnej pestek jest naprawde meczace. Dlatego przyznaje sie do oszustwa. W polowie sierpnia pojawiaja sie na targu czarne winogrona bez pestek i to one laduje w kazdej focacci ktora pieke. Oczywiscie jak to w naturze i one maja swoj minus (co teoretycznie moze byc plusem, ale to juz zalezy od gustu)- sa oczywscie mniej soczyste. Dlatego kiedy mam okazje wspomagam je borowkami lub jezynami. A w tym roku...zgdanijcie czym? Oczywiscie prawdziwymi jagodami :) Niebo w gebie!
Ja do nadzienia mojej focacci daje lyzke maizeny. Nie ma jej w tradycyjnym przepisie, ale wg mnie poprawia jej strukture. Wiazac soki nadzienia, samo ciasto lepiej wyrasta i duzo trudniej o zakalec. Radze tez, by piec focaccie na naoliwionej blaszce do pieczenia, wtedy spod wychodzi idealnie upieczony.
Zdjecia focacci na blaszce sa z zeszlego roku, pieczona z winogronami Teroldego. Pozostale dwa zdjecia to focaccia z dodatkiem jagod, ktora pieklysmy z moja Mama na sniadanie w sieprniu. Ta wersja z jagodami stala sie jej ulubiona i juz sie umowilysmy, ze sprobujemy upiec z samymi jagodami (mrozonymi) gdy przyjade na swieta. Juz sie nie moge doczekac! :)
A jesli macie dostep do moszczu to polecam zeszloroczny wpis o Sugoli. Czytajac moje zeszloroczne wywody moge powiedziec, ze nic sie nie zmienilo w ciagu roku (nawet Pola o tej samej porze chora ;). Te same problemy z pisaniem, taka sama ogromna ilosc przepisow i zdjec, ktore pewnie sie nigdy tu nie pojawia. Czy istnieja jakies przyspieszone kursy ukladania mysli w glowie i przelewania ich na papier???
Focaccia con uva
przepis podstawowy na focaccie:
500g maki chlebowej
1 lyzeczka drozdzy suszonych lub 12g drozdzy swiezych
1 lyzeczka soli
250g wody
4 lyzki oliwy z oliwek
winogrona czarne
oliwa z oliwek
cukier
1 lyzka maizeny
Wyrobic ciasto na focaccia laczac wszystkie skladniki (ja drozdzy swiezych nie rozpuszczam tylko krusze je do maki). Zosatwic do wyrosniecia, az podwoi objetosc. Wtedy podzielic ciasto na dwie czesci. Pierwsza rozciagnac na naolwionej blaszce do pieczenia, ulozyc na niej polowe owocow, opruszyc maizena, posypac cukrem i skropic oliwa. Na to ulozyc druga czesc ciasta rozciagnieta i zamknac dobrze brzegi. Na wierzch wysypac reszte owocow, posypac cukrem i polac olwia. Wstawic do piekarnika nagrzanego do 200°C i piec przez ok. 30 minut, a najlepiej kontorlowac wizulanie, szczegolnie spod.
Friday, October 8, 2010
Tuesday, September 28, 2010
Dzien jablka (bez przepisu;)
Dzis 'Pusiowy' Dzien Jablka. A ja znow w hotelu, bez kuchni. Nie moge jednak nie napisac dzis ani slowa. Do tej pory nie swietowalam blogowych urodzin, nawet nie wiem kiedy zaczelam tutaj pisac. Za to pamietam, ze moje zyciowe blogowe i wspaniale przyjaznie zaczely sie od tego niepozornego dnia. Teraz zadna z nas nie ma czasu na pogaduchy, ale wszystkie spelniamy nasze marzenia i staramy sie w nich wspierac jak mozemy. To dlatego dzis rano, w ulewie, poszlam z Billem na spacer i zerwalam troche jablek, bo dzis nawet smakuja troche inaczej ;)
Thursday, September 16, 2010
Nadchodzi czas kakao ;)
Jestem znana z tego, ze gdy nie chce czegos zgubic schowam to tak dobrze, ze za nic w swiecie nie znajde. Oczywiscie tylko wtedy gdy danej rzeczy potrzebuje ;)
Ten przepis ma bardzo dluga historie. Na blogu powinien sie pojawic mniej wiecej na poczatku, ale w ciagu tych lat co chwile go 'gubilam'. Na szczescie kiedys podzielilam sie nim z Ala i to ona regularnie ratuje mi zycie. Wiec kiedy mialam wolne i zachcialo mi sie ciasteczek, ZNOWU zawracalam glowe cierpliwej Ali ;)
Moje ciasteczka sa bez orzechow, bo niewiadomojakimcudem zniknely ze spizarni;) oraz przez moje gapiostwo bez proszku do pieczenia. W moim zeszycie przepis zostanie w tej formie, bo dzieki temu ciasteczka wyszly jeszcze lepsze, chrupiace, a jednoczesnie ciagnace sie. Smakuja jak male brownies:)
Po prostu ciasteczka czekoladowe
140 gorzkiej czekolady rozpuszczonej w kapieli wodnej i ostudzonej
100g masla w temperaturze pokojowej
160g cukru trzcinowego lub mieszanki
1 duze jajko
1/2 lyzeczki ekstraktu waniliowego
150g przesianej maki
1/2 lyzeczki proszku do pieczenia (mozna smialo pominac)
duza szczypta kwiatu soli
50g orzechow wloskich lub pekan
100g gorzkiej czekolady grubo posiekanej
Mikserem ubic maslo, dodac cukier i miksowac, az sie rozpusci. Dodac jajko, a pozniej rozpuszczona czekolade. Pod koniec dodac make wymieszana z sola i proszkiem do pieczenia. Gdy juz polaczy sie z masa, wmieszac lyzka orzechy i czekolade (wtedy sie nie polamia). Lyzka formowac kulki (najwygodniej uzyc lyzki do lodow) i ukladac je blasze wylozonej papierem do pieczenia w duzych odstepach. Piec przez ok. 12-15 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Po wyjeciu z piekarnika nie zdejmowac z blachy poki sie nie 'zwiaza', pozniej studzic na kratce.
-----------
Semplicemente biscotti al cioccolato
la ricetta la scrivo domani... (Perdonatemi!!!)
Saturday, September 11, 2010
Bylo sobie lato...
Mam kilka wolnych dni (az trudno w to uwierzyc) tyle pracy w ogrodzie, a ja leze w lozku. Ciagle pada i jedyne co przywoluje mi usmiech na buzi to podgladanie Basi ;) i zdjec z lata. I jeszcze skype ;) Zeby bylo w temacie: upieklysmy z Hania sponge cake, posmarowalysmy kremem cukierniczym i obsypalysmy tona jagod. Zawsze rzeczy najprostsze na najlepsze ;)
Milego weekendu!
Tuesday, August 31, 2010
Crostat(atin)e ai mirtilli
To lato mialo dla mnie w zanadrzu niespodzianke. Taka, ktorej nawet sie nie spodziewalam. Po 7 latach mojej obecnosci we Wloszech znalazlam jagody. W Teglio wiedzieli chyba juz wszysycy, ze ich poszukuje. Pytalam sie grzybiarzy, sprzedawcow tych stalych i tych z wtorkowego targu. Nic. Ale cierpliwosc poplaca. Udalo nam sie wyrwac do Teglio na kilka dni (po informacji, ze jest tam 15 stopni, kiedy w Weronie meczyly nas 40 stopniowe upaly, a AcuWeather straszyl nas napisem :Real feel: 47 degree), a na stole w kuchni znalazlam... jagody!
Lina pamietala i znalazla dla mnie pana ze szwajcarskiej granicy, ktory nie wiadomo skad ale ma je w swojej ofercie. Choc cena zwalila z nog (moglabym oglosci konkurs a i tak by pewnie nikt sie nie domyslil;) mielismy ich tyle by przez dwa dni wyjadac je razem z Hania z miski garsciami i straszyc fioletowymi jezykami i ustami wszystkie dzieci na placu zabaw, upiec 2 ciasta, a miska wciaz byla pelna. Reszte zabralismy do Werony. Po powrocie dalej pieklysmy ciasta wymiennie z podjadaniem jagod prosto z miski (takie sa najlepsze!).
Miedzy innymi upieklysmy jagodowe tartaletki zwane we Wloszech crostata, crostatine tak naprawde. Dla mnie to przepis idealny (tak, kruche ciasto w koncu mnie pokochalo a ja je!) i nawet nie marzylam, ze bede mogla je kiedys zrobic z jagodami (choc z konfitura jagodowa robilam juz tyle razy). Mozna je upiec z wybranymi owocami, chocby z jablkami, ale owoce lesne to jednak najlepsze polaczenie. Oczywiscie jesli chcecie uzyskac piekne dekoracyjne paseczki, zaopatrzcie sie w chlodnie, lub po prostu poczekajcie na chlodniejsze dni, bo jak widac na zdjeciu moje ciasto po 2 minutach poza lodowka bylo juz miekkie jak, jak... miekkie maslo i za nic nie dalo sie ladnie formowac ;) Smaku nie ujelo im to ani troszeczke.
Jagod zostalo jeszcze troszeczke i moglam upiec cos jeszcze ale o tym wkrotce :) A Bill, jak zawsze zreszta, towarzyszy fotografowaniu rezultatow, bo to zazwyczaj dobry moment by niepostrzezenie (wg niego ;) cos ukrasc ;)
Crostata idealna
Kruche ciasto:
- 250g maki
- 170g masla
- 70g cukru pudru
- duza szczypta kwiatu soli
- 2 zoltka
Nadzienie:
- ok. 400g-600g ulubionych owocow
- cukier wg upodobania
- maizena (4 lyzki dla owocow soczystych, 1-2 dla malo soczystych)
- ewentualne przyprawy: wanilia, kardamon, ziarno Tonka, etc.
Wyrobic kruche ciasto i schlodzic. Owoce oczyscic, wymieszac z cukrem i maizena. Rozwalkowac kruche ciasto, wylozyc nim spod i boki tortownicy. Wylozyc owoce, a wierzch udekorowac paskami lub platem ciasta. Piec przez ok. 30 minut w temperaturze 180 stopni.
------------------------------------------------
Questa estate, anche se così piena di impegni, mi ha riservato una sorpresa. Per la prima volta da quando vivo in Italia sono risucita ad avere i VERI mirtilli :) Oltre la metà l'abbiamo mangiata direttamente dalla ciotola facendo la gara 'la mia lingua è più viola della tua' ;) ma ne abbiamo comprati abbastanza per fare anche delle torte. Finalmente abbiamo potuto fare delle crostatine ai mirtilli (le nostre preferite in assoluto) con la vera frutta invece della marmellata. Questo si chiama paradiso :)
Crostata ideale
pasta frolla:
- 250g di farina
- 170g di burro
- 70g di zuccero a velo
- un pizzico grosso di fleur de sel
- 2 tuorli
ripieno:
- circa 400-600g di frutta preferita
- zucchero a piacere
- maizena (4 cucchiai per frutta molto succosa, 2 per poco succosa)
- spezie preferite: vaniglia, canella, cardamomo, fava Tonka
Lavorare velocemente gli ingredienti della pasta frolla, formare una palla e raffreddarla in frigo. Pulire la frutta e mescolarla con lo zucchero e la maizena. Foderare la tortiera con la pasta frolla, riempirla con la frutta e con le rimanenze della frolla formare delle striscine e sistemarle sulla frutta. Cuocere a tempertaura di 180°C per circa 30 minuti.
Thursday, July 29, 2010
Owocowa zupa na deser
Jeszcze nigdy moja nieobecnosc na blogu nie byla tak dluga. W tym czasie wydarzylo sie tyle, ze wiekszosci pewnie sama juz nie pamietam. Post, ktory mialam napisac pewnej felernej kwietniowej soboty wciaz czeka, a napisanie kazdego innego zdecydowanie przerastalo moje mozliwosci. I tak od groszku i bobu przez truskawki, czeresnie, az do brzoskwin i moreli wieczorem bylam tak padnieta ze po prostu szlam spac. Zreszta do tej pory zasypiam wczesniej od mojej bratanicy, za to budze sie nad ranem ;) W miedzyczasie bylam w Polsce, Polska przyjechala do mnie (i to wielokrotnie! a jeden raprezentant jest z nami do konca wakacji;). Stalam sie brunetka, by stac sie pozniej blondynka tak jasna (jak na moje mozliwosci ;), ze dalej nie poznaje siebie w lustrze. Ciezko pracowalam w ogrodzie i po raz pierwszy od lat wyglada zjawiskowo, a hortensje sa moja prawdziwa duma :) Odkrylam (lismy) mnostwo fajnych nowych restauracji i moj notes z inspiracjami peka w szwach. Po 3 miesiecznej nieobecnosci w domu we Florencji odkrylismy ze w naszej sypialni, mamy ok. 13000 pszczol oraz ponad 20 kg miodu i pszczelego wosku (lipowo-akacjowy, wysokiej jakosci ;) Byla akcja ratownicza pszczol, nas nikt nie chcial uratowac... Odkrylismy z Billem, ze w tym roku wezy bylo jeszcze wiecej i ze strach wcale nie przechodzi. Nie wspomne juz o nietoperzu, ktory sie z naszym psem zaprzyjaznil i zawsze go sledzi (czyli nietoperze nie boja sie swiatla? wczoraj moglismy podziwiac go naprawde z bliska i wcale nie wygladal groznie;) Po bazantach nie ma ani sladu i poznalismy juz powod, rodzinka rudych lisow. Chcialabym miec wystarczajaco cierpliwosci na zdjecia przyrodnicze. Moze kiedys choc cierpliwosc to zdecydowanie nie moja mocna cecha... ;)
Nie bede wspominac o pracy, ktora zazwyczaj jest meczaca lecz dajaca wiele satysfakcji, a w ostatnich dwoch tygodniach zamienila sie w prawdziwe pieklo dzieki pewnej rodzinie Francuzow. Ani o pogodzie, bo na szczescie sloneczko dalo sobie spokoj i juz tak nie meczy. Tylko dzisiaj wieczor prosze o brak deszczu, bo inaczej prawiedziewiecioletnia dziewczynka bedzie bardzo rozczarowana ;)
Aparat przez caly ten czas uzyty byl chyba 3 razy, wcale sie nie zdziwie jak sie na mnie obrazi. Ostatni raz wyciagnelam go miesiac temu by sfotografowac zupe. Owocowa. Dla mnie taka zupa to esencja lata, cale moje dziecinstwo. Koniecznie serwowana z zimnym i rozgotowanym (jak na moj aktualny standard) makaronem i smietana. Tommy na widok takiej zupy mdleje (tak samo jak na widok kopytek z maslem i cukrem ;), a moi znajomi opowiadaja sobie o mojej zupie jako zart. Wiec pewnego dnia, gdy po miesiacach nie widzenia sie najblizsi z Florencji spedzali u nas weekend, co zrobilam na deser? Oczywscie zupe owocowa. Tylko troche ja 'podkrecilam', udekorowalam i wszystkim bardzo smakowala. Bo jakzeby inaczej ;) Chmurki nauczyla robic mnie Amaya, moja hiszpanska wspolokatorka. Wiele razy wstawala wczesniej od nas wszystkich, by przygotowac je na sniadanie, zamiast platkow na mleku ;)
Zupa owocowa 'przeobrazona'
- 300g wydrylowanych czeresni
- maly kawalek kory cynamonowej
- skorka z cytryny
- 3 gozdziki
- 3 lyzki cukru
Wszystkie skladniki wlozyc do garnka i dolac tyle wody zeby przykryla czeresnie. Gotowac przez ok. 15 minut. Nastepnie lyzka cedzakowa wyjac czersnie i przyprawy, zwiekszyc ogien i zredukowac plyn mniej wiecej o polowe. Wystudzic i wstawic na noc do lodowki. Do mieseczek rozlozyc owoce, zalac uzyskanym syropem, na srodku umiescic chmurke i udekorowac karmelem.
Chmurki
- 2 bialka
- 4 czubate lyzki cukru
Bialka ubic na sztywno dodajac pod koniec cukier. Formowac lyzka kulki i gotowac je bardzo krotko z kazdej strony we wrzacej wodzie lub mleku.
Thursday, April 1, 2010
Pan di ramerino
Dzis Wielki Czwartek. Pomine fakt, ze zupelnie nie wiem jak to sie stalo, myslami jestem wciaz w pierwszych dniach lutego. Jedyne co daje mi wyrazne oznaki mijajacego czasu, to ogrod pelen pieknych narcyzow, ktore sadzilam z mama na koniec zeszlego lata i kwitnace wokol brzoskwinie, czeresnie i migdalowce. W koszyku najczesciej gosci mlody bob i pojawiajacy sie juz od czasu do czasu zielony groszek.
Moja nieobecnosc na blogu troche mnie frustruje, ale tez robi mi dobrze, bo pozwala mi sie skoncentrowac na innych waznych dla mnie rzeczach. Czasem ukrocony dostep do internetu jest po prostu zbawieniem :) Dziekuje Wam pieknie za zyczenia zdrowia, jak juz mowilam organizm przyzwyczail sie do lekarstw i teraz czuje sie swietnie, wiec absolutnie nie ma czym sie martwic.
Wielki Czwartek, we Florencji to dzien, kiedy w kazdej piekarni czekaja na klientow pyszne buleczki z ciasta chlebowego doprawione rozmarynem, rodzynkami i pyszna (pikantna) toskanska oliwa. Pan di ramerino to tradycja podobno juz sredniowieczna, w czwartkowy ranek ksieza blogoslawili swiezo upieczone bulki i gorace sprzedawano na ulicach. Teraz pieczywo to czesto dostepne jest przez caly rok przez co pewnie traci na uroku, ale nie znam nikogo, kto w Wielki Czwartek nie wraca do domu z woreczkiem pelnym pachnacymi rozmarynem bulek. We Florencji i okolicach oczywiscie, bo dzisiejszy dzies spedzilam w Wenecji i pomiedzy jednym spotkaniem, a drugim zachodzilam do roznych piekarni (co okolicach placu Sw. Marka wcale nie jest takie latwe, bo jest ich niewiele, a dodatkowo okres wielkanocny przyciagnal tlumy turystow) ale nigdzie nawet zapachu rozmarynu. I dobrze :)
Buleczki, ktore upieklam chyba dwa tygodnie temu (dziewczyny kiedy to bylo???)pochodza ze zbiorow pradziadka Carlo. Sa przepyszne, w konsystencji bardziej rustykalne niz te z piekarni. Przeszukalam wszystkie znane mi sklepy, by znalezc rodzynki jak w przepisie, ale bez rezultatu dlatego, by dac buleczkom aromatu dodalam takze kieliszek Passito di Zibbibo, czyli slodkiego, likierowego i bardzo aromatycznego wina przygotowanego ze szczepu winogron Zibbibo. Pan di ramerino w piekarni zawsze pieknie blyszcza, wiec dopytalam sie w forno pod moim domem i chociaz zazwyczaj jestem zbywana, tym razem zdradzili mi, ze smaruja je syropem przygotowanym z cukru i wody w proporcji 1:2 (gotowac tylko do rozpuszczenia cukru, nie nalezy doprowadzic do wrzenia, smarowac gorace bulki).
A wszystkim zycze w te Swieta spokoju i duzo milosci! Z calego serca.
Pan di ramerino del bisnonno Carlo
pol torby (500g) maki chlebowej
kostka drozdzy (25g) swiezych drozdzy
mala garstka cukru
dwie garscie rodzynek, najlepiej Zibibbo
2 niemale galazki rozmarynu
duza szczypta soli
oliwa z oliwek toskanska
Z maki i drozdzy wyrobic gladkie, nieklejace sie ciasto dodajac odpowiednia ilosc cieplej wody. Zostawic do wyrosniecia, az podwoi objetosc. W miedzy czasie na 2 kieliszkach (ok.80ml) oliwy podsmazyc bardzo krotka galazke rozmarynu i rodzynki niemoczone wczesniej, rozmaryn wyjac i wyrzucic, a reszte wystudzic. Wyrosniete ciasto szybko wyrobic i dodac oliwe z rodzynkami i kilka posiekanych listkow z drugiej galazki oraz sol. Wyrobic dobrze, podzielic na mniejsze buleczki i zostawic do wyrosniecia na ok pol godziny. W miedzy czasie rozgrzac piekarnik (do 200 stopni). Wyrosniete buleczki przeciac na krzyz, posmarowac oliwa uzywajac galazki rozmarynu i piec przez okolo 30 minut, az beda mialy zloty kolor.
--- --- --- --- --- --- --- --- ---
Il tempo passa velocemente. Non so ancora come sia possibile, ma i narcisi sono già fioriti, come anche peschi, ciliegi e mandorli. Al mercato si trovano già i baccelli e io nella mia testa sono rimasta ancora ai primi di febbraio. Buffo no?
Oggi è il giovedì santo e quest'anno l'unica tradizione pasquale che abbiamo seguito, anche se un po' in anticipo, era il Pan di Ramerino, preparato secondo la ricetta del bisnonno Carlo, trovata nel quadernino regalatomi dalla nonna Daria. Più leggo le sue ricette più scopro che era un vero genio della cucina.
Infatti i panini sono venuti buonissimi e molto profumati. Ho sostituito l'uvetta Zibibbo, che non sono riuscita a trovare, con della semplice uva passa e un bicchierino di Zibibbo passito. L'unico accorgimento da seguire per dargli l'effetto lucido che si trova nei panini comprati nei forni di Firenze è di spalmarli appena tirati fuori dal forno con un po' di sciroppo di acqua e zucchero in rapporto 2 a 1 (scaldato fino a sciogliere lo zucchero senza portare a bollore).
Con i migliori auguri a tutti voi per una felice e serena Pasqua.
Pan di ramerino del bisnonno Carlo
mezza busta (500g) di farina per pane
cubetto di lievito di birra (25g)
una manciata di zucchero
due manciate di uvetta Zibibbo
2 rametti di rosmarino
una presa di sale
olio evo toscano
Lavorare farina e lievito aggiungendo dell'acqua tiepida fino ad ottenere un panetto morbido e non appiccicoso. Lasciar lievitare fino al raddoppio. Nel frattempo sul fuoco bassissimo intiepidire brevemente due bicchierini d'olio d'oliva (circa 80 ml) con un rametto di rosmarino e l'uvetta non ammollata senza farli soffriggere.
Buttare via il rametto di rosmarino e far raffreddare il resto. Tirar fuori l'impasto lievitato, lavorarlo aggiungendo l'olio insaporito con l'uvetta, e un po' di foglioline di rosmarino. Formare dei piccoli panini e farli lievitare per mezz'ora circa. Nel frattempo scaldare il forno a 200 gradi, fate un taglio a croce su ogni panino e spennellarli di olio usando un rametto di rosmarino. Infornarli per circa mezz'ora finché siano dorati.