Uczę się prząść na kołowrotku, efekt końcowy jak na razie słaby, ale szybkość z jaką ubywa czesanki imponująca.
Niewątpliwie doświadczenia z przędzeniem na wrzecionie są bardzo przydatne, praca na nim jest wolniejsza, przez co lepiej jest kontrolować grubość i skręt nitki. Dotychczas czesankę rozciągałam w pionie, teraz muszę opanować ruch poziomy, przy jednoczesnym wyczuciu kiedy wypuszczać skręconą przędzę z rąk.
Zrobiłam kolejne ponczo.
Włóczka Virginia (100 % bawełna), szydełko nr 3,5, zużyłam dwa motyki i troszeczkę z trzeciego.
Nitka rozwarstwia się podczas robienia, jest trochę sznurkowata, jak to bawełna, ale dość przyjemna i lekka.
Po praniu nieznacznie puszcza kolor.
Kończę serwetę, zostało mi do zrobienia 25 okrążeń i już widzę, że zabraknie mi kordonka.
Równocześnie z serwetą robię kolorowe kwadraty, z których zamierzam zrobić narzutę.
Zapragnęłam posiąść takową za sprawą
Jagi - zobaczcie jakie cudne zrobiła.