Co mam na myśli mówiąc „tracić
czas”? Czy siedzenie na fotelu w otoczeniu lasu jest stratą czasu?
Czy wyprawa na pobliski targ w celu
pogłaskania stu sześćdziesięciu czterech kaczuszek jest
czynnością zbędną?
Lub może zatopienie się w książce
pośród powodzi niepozmywanych talerzy i szklanek?
Na każde z tych pytań można
odpowiedzieć twierdząco.
Na wszystkie trzeba odpowiedzieć
przecząco.
Sobota jest stworzona do
nicnierobienia. Nicnierobieniem jest wyprawa do odległej ruiny by
zobaczyć nietoperze. Przecież nie musimy. Ale możemy lub, co
lepiej, chcemy.
I wpakowanie do słoika przecieru
renklodowego jest nicnierobieniem.
I zawieszenie kilkudziesięciu słoików
ze świeczkami, by wieczorem było pięknie.
A nocą możemy nic nie robiąc,
umościć się na leżaku i spojrzeć w twarz „łysemu”czyli
księżycowi. Dziś pełnia i nic nie zasłoni nam widoku.
Jeżeli nie zmęczymy się zbytnio i
będzie nam się chciało, to przyniesiemy sobie koc i ponownie
moszcząc się w leżaku będziemy gotowi na spadające gwiazdy.
To się dopiero nazywa
„nicnierobieniem”.
A w poniedziałek, kiedy znajomy zapyta
co robiliście w weekend, uśmiechniecie się, przypomni wam się
rozgwieżdżona noc, słodka konfitura i powiecie: nic, nic nie
robiłam.
Dobry plan na sobotę?
Tempura może wydawać się zaprzeczać
idei „nicnierobienia” ale tylko pozornie. Czynności związane z
jej przygotowaniem nie są ani uciążliwe, ani skomplikowane.
Kroimy warzywa, mieszamy ciasto,
rozgrzewamy olej, moczymy warzywa w cieście, smażymy, podajemy z
sosem sojowym. Jemy.
Tempura:
warzywa, kawałki filetowanej ryby
(np., łososia, dorsza, pangi), krewetki
ciasto:
1 jajko
2 szklanki lodowatej wody
1 szklanka mąki pszennej
1 szklanka mąki kukurydzianej
1 łyżeczka soli
W przybliżeniu wygląda to tak:
Wybieramy warzywa, które lubimy czyli
marchewka, cebula, kalafior, bakłażan, grzyby, brokuł, papryka,
cukinia . Kroimy je na kawałki jednakowej wielkości.
Jeżeli lubimy rybę, kroimy ją na
małe kawałki. Krewetki, jeżeli mamy pod ręką, obieramy z
pancerzyków.
Przygotowujemy ciasto. W tym samym
czasie podgrzewamy (najlepiej i najmniej kłopotliwie) we frytownicy
olej. Do temperatury 170 stopni.
Wbijamy do wody (musi być lodowata!)
jajko. Mieszamy i wsypujemy mąki i sól. Mieszamy niezbyt starannie.
Grudki są pożądane i powodują, że ciasto jest lżejsze i
bardziej ulotne.
Moczymy warzywa lub w cieście i
ostrożnie kładziemy na gorący olej. Smażymy aż wypłyną na
powierzchnię i nabiorą złotawego koloru. Smażenie trwa około
minuty. W przypadku ryby lub owoców morza, smażenie przedłużamy
do około 3 minut.
Wyjmujemy (ostrożnie) na papierowy
ręcznik i podajemy natychmiast z ulubionym sosem.
Moja propozycja to 3 części sosu
sojowego jasnego i 3 części zimnej wody. Do tego 1 łyżka octu
ryżowego i 1 zmiażdżony ząbek czosnku.
Potem wracamy do kontemplowania chmur.
Udanego nicnierobienia i pięknej
niedzieli.