Pokazywanie postów oznaczonych etykietą MAC. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą MAC. Pokaż wszystkie posty

niedziela, kwietnia 05, 2015

Ulubieńcy Marca



Ulubieńcy na moim blogu pojawiają się po raz pierwszy. Bardzo lubię czytać tego typu posty na blogach, więc postanowiłam przedstawić Wam kosmetyki po które sięgałam najczęściej w ubiegłym miesiącu. Niektórych używam  już od jakiegoś czasu, a z niektórymi poznałam się w Marcu i od razu podbiły moje serce.


Bielenda, Argan Cleansing Face Oil, olejek myjący do twarzy, idealny dla suchej skóry. Nie powoduje uczucia napięcia skóry, nie zapchał, nie uczulił. Do tego całkiem nieźle daje sobie radę ze zmyciem resztki makijażu. To już moja kolejna butelka.
Garnier Skin Naturals, Ekspresowy demakijaż oczu 2w1, jest to pierwszy płyn dwufazowy, który nie szczypie mnie w oczy! No i oczywiście dobrze radzi sobie ze zmywaniem makijażu. Nie zostawia tłustego "filmu" na skórze. Co do rzekomego odżywiana rzęs, nic nie zauważyłam, ale nawet tego nie oczekiwałam.
L`oreal, Mythic Oil, po myciu używam go na całą długość włosów, są po nim bardziej lśniące i ujarzmione, nie puszą się tak strasznie. Gdy mi się przypomni używam go również do zabezpieczenia końcówek i radzi sobie z tym równie dobrze, bo sama nie wiem kiedy ostatnio widziałam u siebie jakiegoś rozdwojonego włosa. Olejek jest lekki, nie obciąża włosów.


Powyżej prezentuję to, co najczęściej lądowało na moich paznokciach. Wyjątkowo często zmieniałam manicure, średnio co 3 dni.
Ruby Pumps z China Glaze , z lakierami tej firmy nie polubiłam się na początku. Ale ten kolor sprawił, że mam ochotę na więcej. Kolor kojarzy mi się ze świętami, ale nie przeszkadza mi to w noszeniu go w innym okresie. Chociaż patrząc na pogodę, to ten lakier idealnie się wpisuje w klimat za oknem.;)
Wibo, Glamour SAND nr 5, najładniejszy z piaskowej kolekcji, namiętnie łączyłam go z nudziakami, jak np. Golden Rose Rich Color nr 136, nie wiem czy dobrze określiłabym go jako "Greige", ale ja właśnie widzę w nim szarość i beż.
I ostatni, ciężki do określenia Golden Rose Color Expert 102, nie mam chyba żadnego podobnego odcienia w mojej kolekcji. To taka rozbielona Marsala.


MAC, Pro Longwear Waterproof Set, wisienka na torcie, przy makijażu brwi. Cały dzień trzyma włoski na miejscu. Przy niektórych żelach czułam się jakbym miała skorupę na brwiach, tutaj tak nie jest, na szczęście.
L`oreal, Volume Million Lashes So Couture, czytałam mnóstwo recenzji i zauważyłam, że albo się go kocha, albo nienawidzi. Zaryzykowałam i pokochałam od pierwszego pociągnięcia szczoteczki. Bardzo ładnie rozdziela rzęsy. Na dodatek, ten tusz pachnie!
MAC, Pro Longwear Concealer, kultowy kosmetyk, nie znalazłam jeszcze korektora, który lepiej przykryłby moje cienie pod oczami i wyglądał przy tym dobrze.
MAC, Fluidline Blitz&Glitz, po wstępnych testach jestem nim zachwycona, nie odbija się na górnej powiece, gładko się nim maluje i do tego ten odcień! Piękne, złote drobinki zatopione w czarnej bazie.
Lovely, Gold Highlighter, kupiłam go pod koniec miesiąca, ale od tego czasu używałam codziennie. Jeśli komuś szkoda pieniędzy na Mary-Lou, to niech leci do Rossmanna po to maleństwo! Gold jest bardzo podobny do kultowej Mary.:)
Inglot, Róż nr 72, przepiękny jasny, chłodny róż, który daje satynowe wykończenie na policzkach. Gościł na mojej twarzy prawie codziennie. Można stopniować jego intensywność i trzyma się na twarzy aż do demakijażu.

Uff, trochę tego było. Ciekawa jestem jacy są Wasi ulubieńcy marca?:)

xoxo


wtorek, marca 24, 2015

MAC Studio Careblend

Puder Studio Careblend jest moim MACowym "pierworodnym". Gdy dojrzałam emocjonalnie i finansowo, żeby przeskoczyć na wyższą kosmetyczną półkę cenową, nadarzyła się wizyta w stolicy. Oczywiście najbardziej ucieszyła mnie możliwość zakupów w MAC. Nieśmiało przekroczyłam progi tego przybytku i zaczęłam się rozglądać. Nie wiedziałam czego chcę, od czego zacząć przygodę z tą firmą. Miła Pani zaczepiła mnie standardowym pytaniem "W czym mogę pomóc?". Porozmawiałyśmy chwilę, Pani zadała kilka pytań, pokazała mi kilka produktów i w końcu stwierdziłam, że chcę puder.

Skusiłam się na Studio Careblend ponieważ Pani powiedziała, że jest idealny dla suchej skóry, bo w składzie posiada oleje i masło shea i przez co nie podkreśla żadnych suchych skórek. Jest niewidoczny na twarzy, ma miałką, niemalże kremową konsystencję, przez co też się nie pyli.






Za 10g pudru zamkniętego w solidnym, czarnym, plastikowym opakowaniu zapłacić trzeba 108zł. Cena może trochę odstraszać, ale jest cholernie wydajny. Do pudru dołączony jest również puszek, ale o nim się nie wypowiem, bo go nie używałam.


Studio Careblend jest dostępny w 8 odcieniach, oczywiście wybrałam dla siebie najjaśniejszy odcień "Light". Na początku bałam się, że może być on trochę za ciemny, ale pięknie się dopasowuje. Efekt jaki daje na twarzy określiłabym jako delikatny mat. Wygląda bardzo naturalnie. Na mojej twarzy mat trzyma się do 6 godzin.
Jeśli chodzi o krycie, to producent twierdzi, że pudrem tym można uzyskać od lekkiego do średniego krycia. Czy to prawda? Nie wiem, nie nakładałam go na twarz w takiej ilości, żeby uzyskać krycie większe niż lekkie.



Puder ten stał się moim ulubieńcem od pierwszego użycia. Cieszę się, że się na niego zdecydowałam i nie okazał się bublem, bo mogłoby mnie to zrazić do dalszego poznawania produktów tej marki.

Lubię pisać o produktach, które są w moim odczuciu dobre, o moich ulubieńcach. O bublach staram się jak najszybciej zapomnieć, wyrzucam lub posyłam dalej z nadzieją, że komuś innemu przypasują. I stąd moje pytanie, lubicie czytać negatywne recenzje? Co sądzicie o blogach, na których pojawiają się tylko pozytywne opinie?


xoxo

wtorek, lutego 24, 2015

MAC Pro Longwear Paint Pot, Soft Ochre.

Produktów firmy MAC nie trzeba raczej przedstawiać. Chyba każda osoba, która choć trochę interesuje się kosmetykami, zna tę firmę.
Dzisiaj chciałabym  zaprezentować Wam Paint Pot w odcieniu Soft Ochre.

Zacznijmy od opakowania. Cień zamknięty jest w słoiczku z grubego szkła z porządną plastikową nakrętką. Jestem na tak. Prosto, bez udziwnień, nie wieje tandetą.
W słoiczku mieści się 5g produktu, zapłacimy za niego coś koło 80zł. Do kupienia w salonach MAC, niektórych Douglasach lub online Klik!



Soft Ochre to mój pierwszy i póki co jedyny Paint Pot, nie wiem czy inne odcienie inaczej zachowują się na skórze, nie mam (jeszcze) porównania.
Pani w MAC poleciła mi ten odcień, twierdząc, że jest uniwersalny. Można go stosować solo, do wyrównania kolorytu powieki, lub jako baza pod cienie. Niektórzy nawet używają go jako korektora pod oczy. Osobiście nie polecam ostatniego zastosowania, cień ma matowe wykończenie, może podkreślać zmarszczki.


Soft Ochre, to piękny, żółtawy "cielak". Najczęściej używam go w połączeniu z kreską na powiece. Niestety, jest nieprzewidywalny. Jednego dnia pięknie trzyma się aż do demakijażu, następnego już po kilku godzinach zbiera się w załamaniu powieki. Nie wiem od czego to zależy, przez to nie używam go za często. Pro Longwear? Pfff... Może go jeszcze rozgryzę. A możeto z moimi powiekami jest coś nie tak?
Jeśli chodzi o cień jako baza, to jest lepiej pod względem trwałości, ale trochę ciężko rozprowadzić inne cienie na tej "bazie".



Podsumowując, Soft Ochre jest bardzo kapryśny, a szkoda! Nie zachęca do kupowania innych Paint Potów, ale zaryzykuję. Jestem cholernie ciekawa czy inne też się tak zachowują, czy tylko ten.
Póki co jestem trochę rozczarowana i za bardzo nie rozumiem jego fenomenu.
 A miało być tak pięknie...

xoxo