Autor: Suzanne Collins
Tytuł: Igrzyska śmierci
Tytuł oryginału: The Hunger Games
Liczba stron: 351
Wydawnictwo: Media Rodzina
Szał na
Igrzyska śmierci trwa już od dłuższego czasu. Nowe osoby stale po nie sięgają, a filmy jeszcze bardziej podsycają panujący zachwyt. Sama od dłuższego już czasu (prawie dwa lata) miałam zamiar się z nimi zapoznać, ale do niedawna jakoś mi się do nie udawało.
Kiedy już się zebrałam i rozpoczęłam czytanie wrzucona zostałam do państwa Panem. Zostało ono utworzone na zgliszczach tego, co zostało z dawnego świata, aby zapewnić ludziom podstawową ochronę, a co ważniejsze - żywność. W jego centrum znajdował się Kapitol otoczony przez trzynaście dystryktów. Kiedy te zaczęły czuć się wyzyskiwane, podniosły bunt, który łatwo stłumiono. Trzynasty dystrykt został zmieciony z powierzchni ziemi, a żeby przypomnieć ludziom o wymaganym posłuszeństwie rozpoczęto organizowanie Głodowych Igrzysk. Z każdego dystryktu losowany jest jeden chłopak i jedna dziewczyna w wieku od 12 do 18 lat, aby mogli rozpocząć walkę na śmierć i życie. Żeby było ciekawiej zwycięzca, który przeżyje, może być tylko jeden.
Katniss Everdeen ma szesnaście lat. Po śmierci ojca jej matka zamknęła się w sobie, więc ciężar utrzymania rodziny spoczął właśnie na niej. Zadanie to nie jest proste, bo żyją one w Dwunastym Dystrykcie - najbiedniejszym ze wszystkich. Młodzież może pobierać racje żywieniowe od państwa, ale skutkuje to dodatkowymi wpisami podczas Igrzysk. Dziewczyna zaczyna zajmować się nielegalnymi polowaniami, podczas których towarzyszy jej przyjaciel Gale. Razem udaje im się w pewnym stopniu zapewnić rodzinom byt. Kiedy na 74 Głodowych Igrzyskach wylosowana zostaje siostra Katniss, ta zgłasza się na jej miejsce. Dołącza do niej Peeta Mellark - wybawca z dzieciństwa. Razem będę musieli stanąć na Arenie i rozpocząć walkę, z której tylko jedno wyjdzie żywe.
Są książki, które nam się podobają, które czytamy z wielką przyjemnością, choć brak w nim czegoś, co by nas zachwyciło i zapadło w naszej pamięci. Tak z pewnością nie jest w wypadku
Igrzysk śmierci. Sama ich fabuła ma już w sobie coś szczególnego. Można stwierdzić, że jest ona podobna do innych książek antyutopijnych, ale nie będzie to precyzyjnym określeniem. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że wszędzie indziej widzimy jakby półśrodki. Słyszymy o wyzysku, niesprawiedliwości i okrucieństwie, ale przykłady tego dostajemy jakby wyretuszowane, aby można było je podać delikatnym sercom. Tutaj widzimy całość w pełnej krasie. Suzanne Collins nie boi się pokazywać śmierci i krzywdy innych, nieraz rozdzierając przez to serca i wzbudzając wielkie emocje. Autorka nie skupia się na tym, co stało się z naszym światem i dlaczego, a bardziej na życiu, jakie ludzie muszą wieść w tej zmienionej rzeczywistości. Nie jest to życie łatwe i usłane różami. Kiedy w innych, podobnych tematycznie książkach taki obraz wygląda dość nierealnie, tutaj wierzymy autorce od początku do końca.
Na odbiór
Igrzysk śmierci wpływają przede wszystkim emocje, które odczuwamy czytając. Czujemy niesprawiedliwość, okrucieństwo i niemoc, czyli wszystko to, co z pewnością czuli bohaterowie. Oddziałowuje nam to na prawdziwość książki i jak już wspomniałam, sprawia, że bezgranicznie ufamy autorce. Suzanne Collins pisze w bardzo barwny i obrazowy sposób. Nie zanudza czytelnika, a co więcej, powoduje, że od książki wprost nie można się oderwać. Pozostawia rozdział w takim momencie, że nawet się nie orientujemy, kiedy jesteśmy już w połowie kolejnego. Gdybym mogła, zamknęłabym się z tą książką w pokoju na cały dzień i nie wyszła, dopóki bym jej nie skończyła (niestety nie mogłam).
Kolejną rzeczą świadczącą o tym, dlaczego
Igrzyska śmierci aż tak przypadły mi do gustu są jej bohaterowie. Nikogo nie moglibyśmy tu jednoznacznie scharakteryzować. Chociażby Katniss, z jednej strony odważna, walcząca o przetrwanie rodziny i nieustraszona w dążeniu do celu, z drugiej okazuje się dość nieufna i nieśmiała. Jej dystryktowy towarzysz Peeta również z jednej strony prezentuje się jako dobry chłopak z sąsiedztwa, a patrząc z drugiej, chce za wszelką cenę przetrwać. Każda postać jest "jakaś", odznacza się na szarym tle, a przede wszystkim bije prawdziwością.
Muszę przyznać, że nie wszytko w
Igrzyskach mi się podobało. Niektóre rzeczy mnie irytowały, ale wynikało to nie ze złego wykonania czy niedopracowania. Całość została stworzona jak najbardziej genialnie i właśnie przez to, przez niektóre wydarzenia czy zachowania bohaterów, przez swego rodzaju okrutność, nie wszystko było takie, jakbym skrycie sobie tego życzyła. Kilka dni zajęło mi poukładanie w głowie wrażeń, abym mogła w końcu podzielić się z Wami tą opinią, a i tak wydaje mi się ona dość nieskładna. W ogólnym ujęciu
Igrzyska śmierci wędrują na listę moich ulubionych lektur i już niebawem zabieram się za kolejne części. Nie muszę chyba mówić, że jeżeli jeszcze nie poznaliście tej historii, koniecznie musicie to nadrobić?
Moja ocena: 10/10, 6/6
Książka zaliczana do wyzwania