Nie wiem czy wszystkim przypadnie do gustu pomysł przeniesienia się z pełnej śniegu zimy wprost w środek kolorowego lata , ale dla mnie w tych ostatnich dniach , jest to jeden ze sposobów na przetrwanie. Drugi sposób to wyszukiwanie w sklepach ogrodniczych wszelkich nasion i cieszenie oczu cudownościami kwitnącymi na ich etykietach.Przeglądając swojego bloga ,odkryłam ,że ubiegły rok nie został w pełni udokumentowany. Nie ma żadnego posta z początku lata. Podejrzewam ,że musiałam być wtedy bardzo zapracowana i stąd te braki. Postanowiłam więc nadrobić zaległości. Zabieram Was dziś na lipcową odsłonę mojego warzywnika. To jego pierwszy sezon. Na końcu posta zamieściłam zdjęcia z początków tego założenia. To była późna jesień 2014 roku i zima 2015 . Ogród powstał na kawałku ,który kiedyś był polem uprawnym ale od wielu , wielu lat pozostawionym samemu sobie tak więc rosło tam wszystko a najwięcej oczywiście perzu. Kusiło ,aby potraktować tę dzicz czymś specjalnym ale ostatecznie obyło się bez chemii . Założenie było takie,że będzie to ogród o uprawie współrzędnej czyli warzywa, zioła i kwiaty jednoroczne. Oczywiście nie obyło się bez błędów . Jednym z nich było to ,że wszystkiego było zbyt dużo. Miało to swój urok , jednakże pewne uprawy nie do końca się udały. Grządki obficie nawiezione obornikiem były świetnym podłożem dla kwiatów ,natomiast warzywa chyba wolałyby trochę mniej tych dobroci. W nadchodzącym sezonie mam ochotę odwrócić proporcje i postawić na większą ilość czegoś do jedzenia.Ogródek powstał na planie prostokąta o wymiarach mniej więcej 15 na 15 metrów.Jest podzielony na cztery kwatery z metrowymi ścieżkami krzyżującymi się w środku.Teren jest płaski (jedyny taki na mojej działce) i najwyżej położony więc słoneczko mocno operuje przez cały dzień. Od wschodu jest otwarty na "stary ogród" . Od południa rośnie osikowy las więc liście na nim dość późno się rozwijają i wczesną wiosną nie zacienia zbyt mocno a latem też nie zacienia bo słońce jest wysoko . Od zachodu rośnie nie mój lasek sosnowy ale na tyle daleko od grządek , że cień latem kładzie się dopiero przy zachodzącym słońcu. Od północy ogródek otacza dzicz jarów i skarp porośnięta laskiem sosnowo brzozowo iwowym ,uzupełniony tej jesieni o modrzewie i derenia białego w sporych ilościach . Dodatkowo od północnych zimnych wiatrów uplotłam płotek z gałęzi . Zachodnia skarpa przy ogrodzeniu została obsadzona dzikim żywopłotem z głogu i innych owocodajnych krzewów. Wschodnią i zachodnią granicę warzywnika wyznacza bukowy żywopłot. Tej jesieni dosadzona została też południowa i północna ściana. Największym wyzwaniem było doprowadzenie do tej części ogrodu rury z wodą. Biegnie ona pod ułożoną na sucho ścieżką ze starej cegły.Dorobiłam się też jednej ( na razie) skrzyni modrzewiowej , w której minionego lata rosły pomidory a wiosną wysieję tam różne sałaty. Mam nadzieję w tym roku dobudować kolejne. Przestrzeń między warzywnikiem a starą częścią ogrodu miała być w pierwotnym założeniu kwietną łąką z jabłonkami pośrodku każdej z dwóch części i pszczelimi ulami. Póki co przy północnym i południowym płotku od wewnątrz ponasadzałam różne byliny, które były wcześniej niezbyt fortunnie porozmieszczane po starym ogródku a przy ścieżce rosły jednoroczne .Widzę jednak ,że mam ciągoty coraz bardziej przesuwać się z warzywnikiem na wschód. Powstała już na tej części grządka dyniowa , na której jesienią posadziłam czosnek.Obawiam się,że skończy się tym ,że na kwietną łąkę braknie miejsca. Ponieważ będę chciała na grządkach zastosować płodozmian , to muszę teraz pogrzebać w zdjęciach i w pamięci , co gdzie rosło , żeby wiedzieć co po czym wysiać. I dlatego też właśnie między innymi powstał ten post.
Dla Was ten plan niewiele pewnie mówi ale to jedno zdjęcie wstawiam z myślą o swojej zawodnej pamięci :-)
