piątek, 26 października 2012
Też tak macie?
To nie jest fotomontaż ani ubiegłoroczne zdjęcie. Pisząc komentarz u Igi ,zauważyłam,że mi szyba biała się robi.Kto krakał? A opony macie pozmieniane na zimowe . A karmniczki dla ptaszków gotowe ?Rany. Ja ciągle mam sandały w użyciu. Jutro wiem co będzie tematem nr.1. SZAFA
Taka sobie wieś
Wieś jak wieś , jak pewnie niejedna podobna. Ale ta jest moja tzn. tu jest mój dom. Lubię , nie lubię - tu przyszło mi żyć trochę z wyboru a trochę z przypadku. Kiedyś zabiorę Was na dłuższą wycieczkę po okolicy. Dziś tylko migawki z ostatniego jesiennego spaceru. Obracałam się w promieniu około kilometra od mojego domu. Na wschód mnie tylko nie poniosło, bo tam lasy nieprzebyte :-)
czwartek, 25 października 2012
Jestem w klubie pożądanego nasionka
| Pewnie niejedna porządna ogrodniczka pomyślałaby sobie o mnie to i owo i nie najlepsze mniemanie miałaby o mnie I głupio by mi było z tego powodu bardzo ale KIEDYŚ, bo teraz to sobie już każdy może myśleć co tam chce,bo ja jakby już swoje wiem :-) Nie przeczę ,że miło, jak ktoś miło ale jak niemiło to trudno ,mówię sobie i robię swoje a właściwie nie robię ,bo to wszystko z nieroboty właśnie wynika. Bo mój ogród taki trochę zachwaszczony można powiedzieć. O wszem są i królewskie róże i lilie i inne cebule i nawet dalie się pojawiły. No i jest trochę takich niby rarytasów ,które ani to zdobią za bardzo a żal trochę wyrzucać. Są,bo pozostały po czasach kiedy to i ja byłam ogrodniczką kolekcjonerką i żadnej nowości nie przepuściłam. Potrafiłam pokonywać setki kilometrów pociągiem na tzw. wystawę lilii , gdzie raptem trzech sprzedawców miało po pięć cebulek i na dodatek pan oznajmiał ,że mi nie może sprzedać bo komuś obiecał. do dziś mój M rzuca hasło "liliowce" i przypomina mi tym , jak gnaliśmy z małymi dzieciakami do znanej szkółki liliowców , która okazała się zarośniętą perzem łąką.Po róże raz pognałam aż za Warszawę ale okazało się ,że to była miejscowość o tej samej nazwie ale w całkiem innym miejscu na mapie. Ale byłam zbieraczką wiec i te wszystkie wysyłkowe sklepy obce mi nie były. Nie zapomnę do dziś jak oczekiwałam na moją wymarzoną prymulkę i dostałam malutką doniczkę z ziemią. Czekałam aż coś może wyrośnie ale spokoju mi nie dawało więc zaczęłam namacywać czy tam w ogóle coś jest- sama ziemia. Stwierdziłam ,że to musi być nasionko więc tym bardziej chuchałam i dmuchałam na tę doniczkę. Po pół roku odpuściłam. Nie było nic. Tak więc pasja zbierania ciekawych , egzotycznych roślin była mi dość bliska i przyznam ,że gdy miałam do dyspozycji niewielki ogródek mamy , jakoś to nawet nie najgorzej wyglądało. Ale wiadomą rzeczą jest ,że jak się ma trochę , to chciałoby się więcej. No i złota rybka dała mi wieli ogród. Był piękny ,bo był wielki. Nie ważne ,że piasek, że chwasty po pas, że stare popruchniałe drzewa.Miał być raj. Pomijając walkę z chwastami , czymś ten raj trzeba było obsadzić. Więc oczywiście płożące iglaki o zgrozo) i wszelkiego rodzaju rododendrony (najlepiej jak już były takie wyrośnięte w dużą ilością pąków). Koszty? Bagatelka. Z roku na rok te wypasione rododendrony stawały się jakieś mało ozdobne.Ale w sumie nie o nich miałam pisać. Miałam pisać o tych, które gdzieś tam między tymi trawskami i chaszczami przetrwały lata .Ostatania osoba , która dbała o ogród zmarła , gdy ja miała m 9 lat i wyobraźcie sobie ,że są takie rośliny, które mają tak niewiarygodną wolę życia ,że gdzieś zamnknione w swoich nasiennych skorupkach doczekały czasu aż ktoś(tzn.ja) znowu im dał kawałek ziemi , i przestrzeni do rozbujania.Tak się składało ,że dotąd nie zbierałam nasion ze swoich roślin , chyba ,że ktoś mnie o to prosił. Zazwyczaj rozsiewały się same a wiosną...cóż ,smutne ale cześć musiała od razu iść na kompost,bo jednak trochę muszę kontrolować ten mój raj.Jednego jestem pewna-gdy mnie zabraknie , rudbekie, dziewanny,naparstnice, miesięcznice , orliki -będą pamiętały ten czas ,gdy się tu panoszyłam . Kasia Bellingham Zaczęła tej jesieni piękną akcję i ja za jej inspiracją zrobiłam to czego ,wcześniej nie robiłam bo raz brak czasu a dwa - i tak się nasieją. Sąsiadki i znajomi zwykle dostają gotowe już siewki bo tak łatwiej ale z tym też różnie bywa. Oczywiście wiele nasion zdążyło się już wysiać tak ,że wiosną będzie co robić, ale poświęciłam kilka chwil ,żeby zostać klubowiczką pożądanego nasionka. Pełna lista moich nasion u Kasi w komentarzach do posta . Tutaj tylko chciałam jeszcze wspomnieć ,że to niezwykła frajda poznawać kształty kwiatów zamkniętych w nasiona. Każde jest inne i niepodobne do żadnego. Mają tak niebywałe formy i kształty ,że trudno sobie nie zadawać pytania dlaczego tak to jest stworzone?Przyznam,że nawet ja stara wyjadaczka , miałam problem niekiedy z rozpoznaniem co jest właściwym nasionkiem a co tylko osłonka. Niektóre brałam po prostu pod lupę. |
![]() |
| Nagietki Co to za warzywnik bez nagietków? Byle jaki śmiem twierdzić. Przede wszystkim ochrona przed nicieniami a dwa to kolory. Znane motylowe wabiki > |
![]() |
| Ostróżka Ta ma swoje fanaberie ale jak już się posieje to tworzy las. Z nasion wychodzą różne miksy ciekawe . W tym roku się zagapiłam i niewiele udało mi się zebrać ale coś tam jest. |
![]() |
| Cukinia Trudno powiedzieć ,żebym się zachwaściła cukinią ale ......zacukiniłam się. tak plennej odmiany jeszcze nie miałam. Oddam w dobre ręce :-) |
![]() |
| A tak się już co poniektórym spieszy do wiosny. Mnie też |
środa, 24 października 2012
To ostatnia niedziela....
Może się pobawi i przestanie i wrócą mi zdjęcia na swoje miejsca ? Co ty na to Pstryczku?
jakiś pstryczek elektroniczek bawi się moim blogiem ale nic na to chwilowo nie poradzę. Zobaczymy co bedzie przy kolejnym poście.
piątek, 19 października 2012
WYGRAŁAM
Muszę się pochwalić. Przed chwilą dowiedziałam się ,że wygrałam candy u "Osowiałej Sowy" .Przedmiotem losowanie był ten oto fartuszek. Czyż nie pasuje do mnie ? Na razie tylko tak szybciutko się chwalę i oczekuję na gratulacje :-). Przy okazji informuję ,że Megi ,która u mnie wygrała różową emalię , nadal się nie odezwała mimo ,iż pisałam na jej adres mailowy .Trochę nie wiem co z tym fantem zrobić ,bo chciałabym się wywiązać z zabawy. Paczka, zapakowana czeka w kącie i tylko adresu brak. Czy któraś z Was ma z nią jakiś inny kontakt albo wie co mogło się stać ? Oczywiście wolałabym ,żeby nic się nie stało ale trochę mnie dziwi ,że tak długo nie zagląda na swoją pocztę. Sówce bardzo dziękuję za zabawę i przeuroczy prezent i zapraszam wszystkich do podziwiania jej prac na blogu
http://osowialasowa.blogspot.com/2012/10/jesiennie.html
http://osowialasowa.blogspot.com/2012/10/jesiennie.html
niedziela, 14 października 2012
zielono mi
piątek, 12 października 2012
kolorowo i pigwowo
Trochę mi się dziś zakolorowiło a to w związku z zapowiadanym na jutrzejszy (dzisiejszy )ranek mrozem. Brrrr.Zerwałam wszystkie kwiaty dalii ,bo pewnie jutro i tak już nic po nich . A szkoda ,bo tyle jeszcze pąków. Jedna dosłownie w ostatnich dniach zaczęła mi kwitnąć. Ja powinnam zdecydowanie zmienić klimat . Ale póki co siedzę w tej mojej rozkopanej kuchni , jak mi ją łaskawie remontowcy udostępnią i robię takie tam różne. Dziś obiecana pigwa. A szczerze powiedziawszy cytrynopomarańczopigwa. Bo konfitura nie jest z samej pigwy. Sama pigwa taka trochę bezpłciowa jest i jedynie kwaśna, natomiast jak jej się doda smaku cytrusów nabiera niecodziennych walorów i smakowych i wzrokowych. Tymi drugimi Was dziś nie rozpieszczę ,bo już po prostu nie miałam siły na robienie zdjęć. Zrobiłam to o czym pisałam dziś rano z Izą -pstryknęłam po prostu. Ale dziś najważniejszy jest przepis. UWAGA , podaje: Podstawowa porcja to 5 pigw i nie mylić z pigwowcem , 5 pomarańczy, 2 cytryny, 1/2 kg cukru .W oryginalnym przepisie jaki miałam był cały kilogram cukru ale ja zawsze zmniejszam ilośc cukru o połowę. Dla mnie jest aż nadto ale to wedle uznania . Pigwę trzeba pokroić na nieduże kawałki , usuwając gniazda nasienne. Nie trzeba jej obierać ze skórki moim zdaniem. Wielkośc kawałków jest dość istotna bo pigwa podczas smażenia się nie rozpada tylko pozostaje w takich kawałkach jakie włożyliśmy. Więc tu zależnie od tego jakie chcemy mieć ostatecznie , na takie kroimy. Ja karmelizuję cukier ale ja zawsze karmelizuję najpierw cukier robiąc konfiturę. Trzeba uważać ,żeby go oczywiście nie przypalić. Gdy jest lekko złoty wrzucam kawałki pigwy i mieszam z karmelem smażąc na średnim ogniu. Dodaję kawałki pomarańczy oraż kawałki cytryny. Oczywiście mieszamy od czasu do czasu. Gdy mi sięto wszystko smaży , ja zajmuję się skórkami z pomarańczy. Z dwóch pomarańczy czyszczęskórkę ,żeby nie miała tej białej warstwy i kroję na cieniutkie paseczki i dodaję do konfitury. I smażę aż się wszystko zagęści. Można jeść samą , do pieczywa, do herbaty, do ciast. Same spróbujcie.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)






















