| Inspiracja przyszła do mnie prawdopodobnie z lektury "Tajemniczego ogrodu" Frances Hodgson Burnett. Musiałam mieć wielkiego , wijącego się , porastającego stare mury i drzewa bluszcza. Zdobycie go może nie było aż tak wielkim problemem ale gorzej z tymi starymi murami i drzewami. Tak wiec musiałam zachować kolejność. Jak się o czymś bardzo marzy , to się spełnia (aż czasami strach marzyć)i tak oto stałam się właścicielką starego domu z równie starym ogrodem , który nawet bez bluszcza wyglądał bardzo sekretnie. Nabyłam niezwłocznie kilka sadzonek upragnionego pnącza i czekałam efektów. Czas płynął..... a z nim popłynęła gdzieś wizja bluszcza, który pnie się tu i tam. Po prostu zniknął , przepadł , nie ma. Żal mnie ogarnął ale cóż robić. Całkiem niebawem , spacerując z dzieciakami po okolicy spostrzegłam gruzowisko po rozebranym domu a na stercie gruzu i pod nią leżały z powyciąganymi z rozpaczy ramionami , stare bluszczowe pędy.Rzuciłam się im na ratunek i ... udało się. Wracaliśmy do domu jak bohaterowie. Ktoś może powie ,że to szaber , ale ja będę się trzymała wersji , że to była bezinteresowna przysługa niechcianej , porzuconej roślince. Coś jednak może być na rzeczy . Mówią ,że kradzione lepiej rośnie a bluszcz faktycznie dwoił się i troił ,żeby się odwdzięczyć i obrastał wszystko co napotykał na swojej drodze. |