Wybrałam się wczoraj na mały obchód w poszukiwaniu gwiazdkowych prezentów i jestem przerażona tym, co zastałam w centrach handlowych. Długie kolejki do schodów ruchomych, pełno choinek, świecidełek, melodyjek i anioły kwestujące na rzecz chorych dzieci. A ludzi jest tak dużo, że przypomniał mi się film przyrodniczy, który ostatnio oglądałam - o mrówkach faraonkach, które wyruszyły na podbój pszczelego kokonu, wiszącego na drzewie. Było ich tak dużo i przemieszczały się tak szybko, jak ci wszyscy ludzie wczoraj w Browarze i w Malcie. Dawno czegoś takiego nie widziałam. Rozumiem, że święta, że prezenty, ale skąd ich tak dużo? Z planowanego małego obchodu zrobił się oczywiście wielki, bo nie mogłam znaleźć tego, czego szukałam. I tak sobie obserwowałam innych poszukiwaczy i doszłam do wniosku, że można ich podzielić na dwie grupy - zadowolonych obładowaczy i zestresowanych pustorękich. Ja oczywiście należę na razie do tych drugich. Zadowoleni chodzą sobie spokojnie, bo już coś znaleźli i na ich twarzach można zobaczyć ogromną ulgę i niemalże napis "Nie martw się, ja też to przechodziłem. Objedziesz pół miasta i też coś w końcu znajdziesz." Ale pustorękich to nie pociesza. Biegają tu i tam zestresowani, że święta idą, a oni jeszcze nic nie mają. Dziś zrobię drugie podejście;)
Szukałam zabawki dla chrześniaczki, przez co mnóstwo czasu spędziłam w dziale dziecięcym. Ależ tam było śmiesznie;) Dziadkowie, babcie, ciocie i wujkowie przeglądają wszystkie zabawki i pytają się nawzajem: "A może to? A może to? A może to?" I te obłędne odpowiedzi "Nie wiem. Nie wiem. Nie wiem." No pewnie, że nie wiedzą. Jakby wiedzieli, to by weszli do sklepu, wzięli to, co wiedzą i sprawa załatwiona. Ale tu trzeba czytać, od ilu lat, a czy rozwija, a zastanowić się, czy dziecko w ogóle będzie się tym bawić i tak bez końca. A jak już człowiek znajdzie fajną zabawkę, to okazuje się taka droga, że trzeba się trzy razy zastanowić, zanim się ją weźmie. Swoją drogą, naprawdę nie rozumiem, dlaczego kawałek plastiku musi tyle kosztować. Ostatecznie zwyciężył grający garnuszek na klocuszek, którego pewnie wszyscy znają, ale na wszelki wypadek wrzucę zdjęcie:
Przy okazji zauważyłam, że zabawki dla małych dzieci skonstruowane są właściwie na jednej prostej zasadzie - "Naciśnij, to ci zagram". Pełno guzików i melodyjek. A niektórzy dorośli tak się wciągają w ich testowanie, że nawet nie zauważają kiedy sami zaczynają się nimi bawić:) Ja też się kilka razy na tym przyłapałam. No bo jak tu sobie chwilkę nie pograć na małym keybordzie, skoro człowiek marzył o nim od dziecka? Albo miał taki jako dziecko, ale mu spadł i już nie grał?
Doszłam też do wniosku, że wybierając zabawki człowiek na chwilę sam powraca do czasów swojego dzieciństwa. Wczoraj na przykład widziałam pięknego konia na biegunach, z uzdą i grzywą do czesania. Marzyłam o takim w dzieciństwie. I mimo, że sama jestem teraz starym koniem, to nie mogę obok niego przejść obojętnie. Chociaż na chwilę przystanę, popatrzę, uśmiechnę się mimowolnie:) Człowiek wie, że sobie tego nie kupi i nie będzie się tym bawił, bo jest już starym koniem, ale za tym zagląda. Ja mam tak właśnie z końmi na biegunach. Dużymi i małymi. Ostatnio widziałam przepiękne porcelanowe karuzele z konikami, które tak mi się spodobały, że ciągle o nich myślę. Oglądałam je ze wszystkich stron i nie znalazłam żadnego włącznika, więc wydaje mi się, że nie są pozytywkami. Wyobraziłam sobie jednak, że to pozytywki, które się włącza i te konie jeżdżą w kółko jak to na karuzeli. Ależ by to było piękne! Jakbym taką pozytywkę zobaczyła w akcji, to bym chyba z tego sklepu nie wyszła. Ale karuzela była bardzo droga, więc dopiero, jak będę tak bogata, że nie będę wiedziała, co robić z pieniędzmi, to pójdę i ją kupię;) Chciałam ją Wam pokazać, ale nie mogę znaleźć żadnego zdjęcia w internecie, a w sklepie zdjęć zrobić nie mogę:( Jeśli gdzieś znajdę, to wrócę i dorzucę.
Tyle zabawnych historii w tych sklepach. Bawią mnie małe dziewczynki, które chodzą za swoimi mamami w supermarketach i przynoszą co chwilę lalki i mówią: "Ładna lalka, mamusiu, prawda? Bardzo ładna jest ta lalka. Tak mi się ona podoba, wiesz?" A mamy odpowiadają: "Uhm, tak, bardzo ładna. Chodź idziemy kupić coś na obiad". To takie słodkie:)
Można by o tym pisać i pisać... :) Dziś czeka mnie powtórka z rozrywki, więc pewnie znów nie raz się uśmieję:) Ech, żebym tylko wszystko znalazła. Wam też życzę powodzenia w prezentowych poszukiwaniach i gorąco pozdrawiam!!!
Garnek mamy, jest ok :)
OdpowiedzUsuńAle numer, a ja właśnie na Twoim blogu siedzę i szukam recenzji garnka:))) Telepatia...
UsuńNie mogę znaleźć...:(
Usuńdlatego ja omijam sklepy przed świętami....dziś po mięso rano na targu była kolejka z 24 osób - liczyłam....była 8:30 a sklep otwierają o 9!! echhhh dziwne to dla mnie jest. A garnuszek owy to świetna zabawka, moja trójka dzieci traktowała go jako jedną z ulubionych zabawek.
OdpowiedzUsuńHehe, pewnie każdy poszedł z nadzieją, że będzie pierwszy;) Ale w sumie skoro idzie o 8:30 i pół godziny czeka na otwarcie sklepu, to przecież tak samo, jakby był dziesiąty:) Dziwne to rozumowanie. Dzięki za radę odnośnie garnuszka:) To mogę być spokojna, że będzie się podobał:) Gorąco pozdrawiam!
Usuń