Białe ściany przytulnego domu, świeża pościel w różyczki, kubek kawy i puchate ręczniki, dzięki którym można pozbyć się osadu kolejnego dnia: wszystkie małe i duże udogodnienia codzienności, na które zabiegana świadomość nie zwraca uwagi - aż do chwili, w której trzeba zrezygnować z normalności. I uwić gniazdko w tunelu metra, w wilgotnych kanałach lub - jak Stan i Charmaine z powieści Margaret Atwood - wprost na ulicy. Używana honda z trzeciej ręki, w której mieszka młode małżeństwo, willi raczej nie przypomina, choć ma jeden plus: jest mobilna, więc, o ile są pieniądze na benzynę, można uciec przed hordami rzezimieszków, grasujących po bezimiennym, bezpańskim mieście.
22.06.2016
O magicznej rzeczy stronie: "Dom duchów" Isabel Allende
W "Domu duchów" Isabel Allende nie straszy. Nie spotkamy w nim złośliwych zjaw, pobrzękujących łańcuchami, ani bezpańskich cieni, wędrujących po barokowych boazeriach. Próżno też szukać śladów galaretowatej ektoplazmy, czy to na kufrach z epoki kolonialnej i rzeźbionych parawanach, czy na starych fotelach z salonu, na których lubił przesiadywać senior rodu, Esteban Trueba. Powieść najsłynniejszej chilijskiej pisarki to, wbrew tytułowi, rzecz przede wszystkim o żywych, a nie o istotach z zaświatów, choć i one są w niej obecne - jako strażnicy i opiekunowie tych, którzy wciąż trwają po tej stronie lustra.
14.06.2016
Pamiętnik sprzed lat albo wakacje '86
Zwyczajny zeszyt w kratkę, w szaro-burej okładce, wyprodukowany przez Wrocławskie Zakłady Wyrobów Papierowych - z wydrukowanym na ostatniej stronie sloganem Państwowej Inspekcji Pracy: "Stawką życie i zdrowie" - stoi na półce między "Przeminęło z wiatrem" a "Rozmówkami polsko-włoskimi". Otwieram go z niecierpliwością, nie zwracając uwagi na pożółkłe ze starości kartki ani na podarty grzbiet okładki. Im dłużej szukałam tego niepozornego zeszytu, tym bardziej traciłam nadzieję na jego istnienie. A tymczasem - jest! Już na pierwszej stronie jak wół stoi, że to Dziennik, a poniżej, pośród kolorowych wyklejanek z kobiecej prasy, którą podbierałam mamie, żeby poddać ją niszczycielskiemu działaniu nożyczek, data: 31.07.1986. Truchleję na moment, ale szybko przypominam sobie, co mam wpisane w dowodzie jako data urodzenia (łamane na "date of birth") i przyznaję rację kalendarzowi. Nieźle się, zeszyciku, ukryłeś! - myślę. - Trzy dekady bez mała... - a w głębi duszy czuję podekscytowanie na myśl o czekającej mnie lekturze.
7.06.2016
Kwasem w zasady: "Krivoklat" Jacek Dehnel
Nazwanie "Krivoklata", najnowszej powieści Jacka Dehnela, spowiedzią szaleńca, tematu nie wyczerpuje. Przypomina raczej wizytę w muzeum, którą planuje się nie po to, aby spotkać się z dziełem,
lecz by nabyć reprodukcję tegoż, na kubeczku wydrukowaną, lub na
podstawce pod rzeczony kubeczek uwiecznioną przy pomocy nowoczesnych
technik nanoszenia obrazu na podstawki pod kubeczki, lub albumy o
sztuce, służące jedynie jako dekoracja kawowego stolika w salonie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)