Powroty do młodzieńczych lektur bywają ryzykowne. Niekiedy
kończą się rozczarowaniem, bo książka nie przetrwała próby czasu. Gdy byłam
nastolatką, Zawsze jakieś jutro należało do moich ulubionych powieści. Wywarło
na mnie wówczas tak silne wrażenie, że prawobrzeżna część Wrocławia do dziś
kojarzy mi się z książką Wieczerskiej. Pod wpływem niedawnego wpisu Zacofanego w Lekturze postanowiłam sprawdzić, jak odbiorę ją jako osoba dorosła.
Zawsze jakieś jutro pretenduje dziś do miana powieści
historycznej. Czy słusznie? Po części tak. Rzecz dzieje się w latach 1948-1950
i obejmuje ostatnie dwa lata nauki w liceum głównej bohaterki, Joasi Uruskiej.
Tłem opowieści jest miasto dotknięte wojennymi zniszczeniami, pełne jeszcze ruin
i gruzów. Jednak opisów Wrocławia nie ma tu zbyt wiele, podobnie jak i
ówczesnych realiów. Mimo to uważny czytelnik zbuduje sobie z wtrącanych tu i
ówdzie wzmianek obraz życia w tamtych latach – naznaczonego niedostatkiem,
wyczekiwaniem na żywnościowe paczki od rodziny, ale pełnego nadziei na
przyszłość. Również sytuacja polityczna została w powieści zaledwie zarysowana.
Owszem – młodzież licealna należy do ZMP, zajmuje się pracami społecznymi, jak
zbiórka odpadów użytkowych (złomu było pod dostatkiem, a w charakterze
makulatury występowały poniemieckie gazety i literatura wątpliwej wartości),
okładaniem w papier książek ze szkolnej biblioteki czy odgruzowywaniem auli. Na
zetempowskich zebraniach używa się nowomowy, a na przywitanie dziewcząt z
Polonii Belgijskiej jedna z wychowawczyń wygłasza przemówienie w duchu
socjalistycznym. Lecz głównym tematem powieści pozostaje nauka, relacje
międzyludzkie, sympatie i antypatie oraz spędzanie wolnego czasu.
Tym, co lata temu interesowało mnie najbardziej, był oczywiście
wątek miłości Joasi do szkolnego kolegi. Dziś odbieram książkę Wieczerskiej
przede wszystkim jako opowieść o dorastaniu, przyjaźniach i pierwszych
poważnych decyzjach. Zarówno liceum, jak i wakacyjny wyjazd na kolonie okazały
się dla bohaterki szkołą życia. Sama Joasia mnie-nastolatce wydawała się bardzo
dorosła i poważna, niemal wzór do naśladowania. Dziś nadal lubię tę trzeźwo
myślącą dziewczynę, uważną obserwatorkę wyciągającą trafne wnioski,
niepozbawioną przy tym poczucia humoru, uczynną, koleżeńską, a do tego
dobierającą sobie ambitne lektury i podsumowującą jednego z absztyfikantów
zdaniem „Szkoda, że jesteś taki nieoczytany, lepiej się można rozumieć, jak się
zna te same książki” (s. 254).
Powieść Wieczerskiej to świetnie napisana, tradycyjna
literatura, ze znakomicie oddaną atmosferą liceum, okraszona humorem i
literackimi smaczkami. Czyta się ją równie dobrze w wieku młodzieńczym, jak i
po latach. Warto sięgnąć zwłaszcza po wydanie z 2008 roku, które ukazało się
nakładem wydawnictwa Via Nova. Pierwszym powodem jest „Słowo od Autorki – po
latach”, które mnie zaskoczyło, zmieniło mój odbiór tej powieści, a także
przyniosło kilka wyjaśnień. Drugim – dołączone czarno-białe fotografie
Wrocławia z tamtych czasów, stanowiące doskonałe uzupełnienie książki i będące
cennym źródłem historycznym.
Moja ocena: 5,5/6