Urszula Dudziak „Wyśpiewam Wam wszystko”. To był jeden z
najbardziej wyczekiwanych przeze mnie tytułów. Równie silne było rozczarowanie,
gdy wreszcie pojawił się w księgarniach. Spodziewałam się tradycyjnej
autobiografii z zachowaną chronologią. Tymczasem książka składa się z
chaotycznie rozrzuconych opowieści o pracy artystycznej, wspomnień z
dzieciństwa, fragmentów dotyczących początków śpiewania i marzeń o występach na
scenie oraz pobytu w Stanach – kraju wielkich możliwości, gdzie co i rusz ktoś
kradnie muzykom instrumenty. Wydaje się, że to zaledwie wstęp, szkic do
historii wspaniałej kariery i niebanalnego życia. Wyjątkowych wrażeń dostarcza
anegdota o Hieronimie Boschu (zainteresowanych odsyłam do strony 86). Książka
fascynująca, jednak pozostawiająca spory niedosyt. Rozczarowana jestem nadal –
ale formą, nie treścią.
Moja ocena: 3,5/6
Stanisława Fleszarowa–Muskat „Zatoka śpiewających traw”.
Lektura jeszcze wakacyjna. Główny wątek dotyczy młodej pani inżynier i
uruchamiania w Polsce pierwszego zakładu produkującego agar-agar. W powieści
przewija się też temat odkupienia win za zbrodnie wojenne. Jednak
najistotniejszym i najbardziej udanym wątkiem jest oczekiwanie na bliskich
spędzających wiele miesięcy na morzu. Autorka pisze o towarzyszących temu
uczuciach oraz niemożności zaakceptowania w pełni takiej sytuacji. Właściwie
musiałabym napisać o tej książce to samo, co o „Lecie nagich dziewcząt”: wartka
akcja, wnikliwość i trafność obserwacji, wiarygodność psychologiczna. Plus wątek
miłosny nieodmiennie wywołujący zgrzytanie zębów. Mimo wszystko „Zatoka…”
podobała mi się bardziej niż „Lato…”.
Moja ocena: 4/6
Sharon Owens „Siódmy sekret szczęścia”. Co rok czytam
przynajmniej jedną książkę bożonarodzeniową, i co rok nie ma po tym śladu na
blogu wyzwaniowym. Czas się zrehabilitować. Opowieść rozpoczyna się w Wigilię
Bożego Narodzenia. Ruby wraz z przyjaciółką wybiera drogi prezent dla swojego
męża. W oczekiwaniu na jego powrót z pracy robi ostatnie przedświąteczne
porządki. W międzyczasie odbiera telefon od Jonathana, który powiadamia ją, że
musi jeszcze zawieźć klientowi dokumenty. Nietrudno przewidzieć, czym to się
skończy… Książka ma chyba wszystkie wady czytadeł: jest przewidywalna, z
drętwymi nieraz dialogami, chwilami pretensjonalna i banalna. Mogłabym też
zarzucić jej niepoważne potraktowanie poważnego tematu. Ale mimo to okazała się
całkiem niezłym remedium na ponurą aurę za oknem. Zawiera sporą dawkę humoru
oraz kilka życiowych rad, jakby żywcem wyjętych z kobiecego czasopisma. Dodatkowy
bonus to zaskakująca – jak na ten gatunek – liczba momentów oraz elementy
science–fiction (pielęgniarka w szpitalu przynosząca położnicy i jej
przyjaciółce herbatę i ciasteczka).
Moja ocena: 3/6