Wskazówki czerpałam z tego bloga.
Pierwszy wynik nie zadowolił mnie, ponieważ oryginalny granat i mojej produkcji turkus zlały się praktycznie w jedno. Za mało dodałam zielonego i nie było w ogóle widać różnicy w odcieniu. Jednak po wysuszeniu, przewinięciu na kłębek i zrobieniu małej próbki-okazało się, że mimo, iż wełna jest bardzo ciemna, to nie wygląda najgorzej :)
W sobotę podjęłam drugą próbę. Tym razem nawinęłam wełnę na maksymalnym rozstawie motowidła i podzieliłam na 4 równolegle "pęta" Zależało mi na jak najdłuższych pasmach w jednym kolorze. Farbowałam, wkładając całe pęto do miseczki. Widać było jak wełna chłonie barwnik a w miseczce zostaje odkolorowana woda :)
Niestety również tym razem nie byłam zadowolona z efektu. Barwniki zbyt mocno rozcieńczyłam i 3 części wyszły mi praktycznie w jednym, seledynowym kolorze. Po wysuszeniu podjęłam decyzję o dofarbowaniu jednego jasnego pęta i włożyłam go do turkusowego barwnika mojej produkcji, do którego dodałam więcej zieleni. Ostateczny efekt jest zadowalający.
W tej chwili rozdzielam kłębek na 2 razy 2 nitki, bo chcę uzyskać cieniutką wełnę na chustę estońską. Dopiero na gotowym wyrobie ostatecznie ocenię, czy farbowanie mi się udało :)
A teraz muszę wracać do dłubania szalika na zamówienie-robię helisę DNA z wełny merino. Mały obłęd! Włóczka miękka i śliska, a w każdym rzędzie przekładam na drut pomocniczy po 1 lub 2 oczka. Nie muszę mówić, ile razy już łapałam "pospadane" oczka :) Szalik niby nieduża rzecz, ale strasznie wolno mi się robi...
Pozdrawiam wszystkich zaglądających i zachęcam do komentowania!
Orka