Jak już większość z Was zdołała pewnie zauważyć, jestem osobą bardzo twórczą i ciekawską.
Tydzień bez eksperymentu nie jest udany.
Dlatego też kilka dni temu w ramach kolejnego olśnienia odkryłam coś, co może stanowić alternatywę olejowania dla wrażliwej skóry głowy i wymagających włosisków, gdyż w przeciwieństwie do olejów, nie podrażni ani nie zapcha cebulek włosowych.
Moje odkrycie mianowicie to aloesowanie włosów !
Jak na to wpadłam?
Wszystko przez żel aloesowy GorVita, który wycisnął mi się w nadmiarze, a którego to używam zwykle wieczorem na skalp, aby złagodzić swędzenie i buszujące drożdzaki ŁZS-aki.
Oto ten żel:
Kiedy jednak zobaczyłam, że za dużo go wyleciało z tubki, pomyślałam sobie, że przecież zmarnować się go nie godzi.
Co zrobiłam?
A niewiele myśląc wtarłam sobie resztkę żelu w całe włosy na długości, nie żałując końcówek.
Wtarłam ilość nieco większą niż ta:
Rano umyłam włosy moją metodą pojemniczkową Klik! z dodatkiem szamponu Pollena Malwa (niedługo recenzja), kilkoma kroplami oliwki Salicylol i dwiema kroplami zatężonego aloesu z ZSK. Następnie włosy wysuszyłam, trochę je pougniatałąm i zerkając do lusterka dostałam oczoszoku.
Sami zobaczcie:
Zdjęcie można powiększyć aby pośmiać się z mojej facjaty w lusterku |
Nigdy nie miałam tak idealnie zarysowanych pseudo-fal, ani takiej objętości i mięsistości.
Polecam Wam gorąco to aloesowe cudo.
Będę stosowała je regularnie.
Witaj aloesowanie włosów!
Kathy Leonia
PS. Postaram się Was dziś poodwiedzać, aczkolwiek nie obiecuję, bo wymieniam gorące maile z promotorką.