Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura australijska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura australijska. Pokaż wszystkie posty

26 kwietnia 2011

Tajemnica w ogrodzie

Przykro mi to mówić, ale "Zapomniany ogród" zostanie i przeze  mnie zapomniany szybko. Uwielbiam książki o mrocznych rodzinnych sekretach, odkrywanych po latach, o grzebaniu w papierach i sekretach ukrytych na tajemniczych strychach w zakurzonych kufrach. Liczyłam, że ta powieść będzie w sam raz pasować do tego profilu - i niby pasowała, ale... No, zgrabne czytadło to jest, ale nic ponadto. Zachwyciło moja siostrę i mamę, na blogach tez czytałam pochwały, a ja się wyrodziłam. Trudno.

Akcja książki jest zagmatwana i ciężko ją dokładnie streścić. Zasadniczo bohaterkami są jednak trzy kobiety: Eliza Makepeace, żyjąca na początku XX w. autorka baśni, Nell - która z niewyjaśnionych przyczyn jako czterolatka znalazła się samotnie na statku płynącym do Ameryki i po latach szuka swoich korzeni oraz żyjąca współcześnie wnuczka Nell, Cassandra, która próbuje rozwikłać tajemnicę pochodzenia babki. Akcja toczy się w Australii, Ameryce i Anglii, na zmianę współcześnie, w latach 70. oraz na początku XX wieku.

Główne zarzuty:

Przede wszystkim - papierowe postacie, całkiem jednowymiarowe, albo dobre, albo złe. Na jednej szali mamy więc bezwzględną Adelinę, okrutną panią Swindell i obleśnego brata Georgiany, na drugiej wrażliwą Cassandrę, utalentowaną Elizę i zagubioną Nell. Wszystkie dobre bohaterki są rzecz jasna śliczne jak obrazek. Trochę się odróżnia Rose, kuzynka Elizy, chociaż nie tyle głębią charakteru, co jego brakiem - w budowie tej postaci nie było żadnej spójności, zmieniała się diametralnie w zależności od potrzeb akcji. We współczesnej części historii Cassandra i Nell podczas prób rozwikłania tajemnicy na swojej drodze spotykają wyłącznie dobrych ludzi, którzy kibicują ich poszukiwaniom, a do tego obdarzeni są słoniową pamięcią - zdrowy kornwalijski klimat, jak widać, zapobiega sklerozie wśród staruszków...

Po drugie - zabrakło mi doskonale oddanych realiów i atmosfery, tak jak to miało miejsce w "Domu w Riverton" tej samej Autorki. Z pewnością Kate Morton poparła swoją twórczość badaniami nad epoką, ale jakoś nie było tego widać w książce. Rzeczywistość jak z Harlequina - posiadłość plus damy w kapeluszach albo brudna i niebezpieczna uliczka w londyńskich slumsach to takie dwie "wyspy" całkowicie odizolowane od reszty świata, a wokół nicość. Może przez to, że dopiero co czytałam rewelacyjną "Wojnę wdowy" teraz, przez porównanie, czułam sztuczność tego świata. Początek był jeszcze niezły, ale im dalej, tym słabiej.

Po trzecie - ta sama wada, co w "Domu w Riverton" - rozwlekłość. Ostatnią ćwiartkę książki przelatywałam wzrokiem, byle skończyć, chociaż zakończenia i tak się domyśliłam wcześniej.

Wreszcie po czwarte - cudowne i porywające baśnie Elizy Makepeace, którymi przeplatana jest powieść i nad którymi pieją z zachwytu bohaterowie. Czy tylko ja odniosłam wrażenie, że nic w nich nadzwyczajnego nie ma, zero subtelności, poetyckości, magii? Rozumiem, czemu służyły w powieści, były ukrytym zapisem rzeczywistości itd., ale nie wystarczy powiedzieć, że coś jest cudowne, żeby rzeczywiście takim było.

Ogólnie, była to całkiem niezła książka do przeczytania w nudny dzień, spędzony w łóżku z lekką temperaturą i bolącym gardłem - dzięki jej objętości zagospodarowałam nią wiele godzin. Na tyle niewymagająca umysłowo, że nie męczyła w chorobie, oraz na tyle ciekawa, że chciało mi się dalej przewracać strony. To jednak, co po sobie pozostawiła, to głównie wrażenie zmarnowania dużej ilości czasu.

PS. Jeśli chodzi o redakcję, to książka woła o pomstę do nieba - nie wiem, co mnie powaliło bardziej: portrety "olejowe" czy włosy "truskawkowo-blond".

PS2. Moja recenzja "Domu w Riverton" Kate Morton jest tutaj.

10 września 2010

Skąd wziąć książkę?

Wiadomo skąd:  z księgarni stacjonarnych i internetowych, antykwariatów, bibliotek, z podaja, od znajomych, a czasem to i jakąś w konkursie da się wylosować. Chyba, że nie mamy dostępu do żadnego z tych przybytków, pieniędzy ledwie starcza do przeżycia, a bez książek żyć nie umiemy.
Wtedy pozostaje kraść.
Tak jak to robiła Liesel.

Markus Zusak
Złodziejka książek 
(The Book Thief)
Przekład: Hanna Baltyn
Nasza Księgarnia, Warszawa 2008
ss. 495











DROBNA UWAGA
Na pewno umrzecie. *

Narratorem tej książki jest Śmierć. Nic dziwnego w sumie, bo akcja książki toczy się w Niemczech podczas II wojny światowej. Śmierć jest wtedy wszędzie, wszystko widzi, wszystko może opisać. Chociaż zaprzecza jakoby wojna była jego najlepszym przyjacielem. Nie cieszy go jego praca, ale i nie martwi. Czasem wolałby, żeby wypadki potoczyły się inaczej, ale nie ma na to wpływu. Po prostu wypełnia obowiązek.

 OPTYMISTYCZNE ZAPEWNINIE
(...) Nie stosuję przemocy. Nie ma we mnie podłości.
Jestem skutkiem.**
Liesel, tytułowa złodziejka książek, fascynuje go. Większość ludzi spotyka tylko raz w życiu, ją miał okazję widzieć wielokrotnie. Po raz pierwszy, kiedy przyszedł po jej małego braciszka, po raz ostatni, kiedy przyszedł po nią samą. Zadziwia go jej nieodparte uwielbienie dla książek - nawet, kiedy jeszcze nie umie ich czytać. Uwielbienie tak silne, że popycha dziewczynkę do kradzieży, mimo okoliczności, w których łatwo stracić życie nawet bez żadnej przewiny. W czasach, kiedy trzeba uważać na każdym kroku, bo może cię wydać jedno słowo, jeden nieostrożny ruch, niewłaściwa znajomość. Kiedy drży się o życie swoje i bliskich, bo nie wiadomo, skąd spadnie cios. Kiedy nawet próba zdobycia jedzenia może być obarczona zbyt wielkim ryzykiem.
Śmierć jest jednak narratorem wyrozumiałym, a nawet współczującym.

Liesel trafia do Monachium (a zarazem na karty książki) na początku 1939 r., kiedy to matka oddaje ją na wychowanie - z niepojętych dla dziecka przyczyn -  małżeństwu Hubermannów.  Mimo początkowego szoku, dziewczynka aklimatyzuje się, w czym pomagają jej przybrany ojciec i przyjaciel z podwórka Rudy Steiner.

GARŚĆ INFORMACJI O RUDYM STEINERZE
Był o osiem miesięcy starszy od Liesel. 
Miał chude nogi, szpiczaste zęby, łobuzerskie
błękitne oczy i włosy żółte jak cytryna.
Będąc jednym z sześciorga dzieci Steinerów,
bez przerwy chodził głodny. ***

Równowaga tego mikroświatka (a i całego świata przy okazji) zostaje jednak zachwiana przez działania Fuhrera. Zmiana nie następuje znienacka, jak to miało miejsce w Polsce, ale przypomina śnieżną kulę. Zaczyna się od kilku płatków tu i tam (nowy styl powitania, poglądy słuszne i słuszniejsze, likwidacja przeciwników politycznych,  nowe organizacje młodzieżowe), kula powoli się formuje i rozpędza (pogromy Żydów, powołania do wojska, głód i strach, bombardowania przeczekiwane w schronach), aż wreszcie przybiera takie rozmiary, że praktycznie miażdży życie na Himmelstrasse.

Przybrani rodzice Liesel są prostymi ludźmi, nie znają się na polityce, wiele zjawisk akceptują bez zastanawiania się i podobnie postępuje Liesel. Jednak ich człowieczeństwo czasem zwycięża. W ten sposób do rodziny trafia niemiecki Żyd - Max.

WYCIECZKA PO CIERPIENIU
Na lewo, a może po prawej,
a może naprzeciwko was
jest mała komórka.
Siedzi w niej Żyd.
To śmieć. Umiera z głodu. Boi się.
Proszę nie odwracać wzroku.****

Zusak doskonale oddaje przerażenie, w które wprawia nas postawienie przed faktami, którym nie możemy zaradzić, rozpacz, kiedy odkrywamy, że znajdujemy się w trybikach historii i nie mamy żadnego wpływu na to, co się z nami stanie. Sceny z Maxem chwytają za gardło. Autor pokazuje jednak, że w każdej sytuacji można pozostać człowiekiem, a to pozwala zwyciężyć  - nie nad losem, ale chociaż nad lękiem.

Ostatnio głównie marudziłam na blogu, ale tym razem nie będę. Doskonała książka. Wiarygodni bohaterowie, wciągająca akcja, oszczędny styl, fabuła, która chwyta za serce. Plus za pokazanie koszmaru wojny z punktu widzenia Niemców. Do tego piękne wydanie i świetne tłumaczenie. W skali 10-punktowej dałabym 11.

    * Tamże, s. 9.
  ** Tamże, s. 12.
 *** Tamże, s. 49.
**** Tamże s. 131.


Winter is coming... Tym razem w komiksie.

Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...