Pogoda jakoś tak w tym roku przekomarza się z nami. Zimy nie było, marne kilka dni ze śniegiem. Wiosnę już czuć, a nawet widać i właściwie wszyscy wymęczeni oczekują jej przyjścia. A ona niby chce, ale jeszcze się ociąga.
Gdy rano wychodzimy z Izerciem już jest jasno i to nas ogromnie cieszy. Często jeszcze jest jednak przymrozek, zatem pani ubiera nadal znienawidzone zimowe tony ubranek, a piesek ... jak zwykle to samo:)
Oglądamy kwiatki, chłopak wyczuł, że rośnie młoda trawka i jest ona zdecydowanie lepsza niż kulki w misce. Młode listki i świeże gałązki też są smaczne. Szkoda tylko, że gamoń nie potrafi przewidzieć konsekwencji podjadania wegetariańskiego. Dziś wymiotował, a najlepiej się to robi o świcie, kiedy do pobudki została jeszcze godzina. Zrywamy się na równe nogi, a gość zrzuci ciężar do legowiska i idzie smacznie spać.
Tak, legowisko to dziwne miejsce. Tam Izercio czasem śpi, choć woli stanowiska przy ścianach, aby wydrapywać na nich wzorki. Wszak od malowania minęło kilka miesięcy, więc ma dużo pracy w ozdabianiu.
Do legowiska zanosi skarby, przysmaki wymagające dłuższego dziumdziania, tam wskakuje, gdy ucieka z piłką. Ale tu też kładzie się, gdy coś mu dolega i właśnie gdy wymiotuje. Tak sobie wymyślił i tak ma. Pewnie jest to ukryty plan, jest w tym sens. Legowisko jest więc przykryte kocykiem, a prane i tak musi być co jakiś czas.
Do legowiska zanosi skarby, przysmaki wymagające dłuższego dziumdziania, tam wskakuje, gdy ucieka z piłką. Ale tu też kładzie się, gdy coś mu dolega i właśnie gdy wymiotuje. Tak sobie wymyślił i tak ma. Pewnie jest to ukryty plan, jest w tym sens. Legowisko jest więc przykryte kocykiem, a prane i tak musi być co jakiś czas.
Wracając do wiosny. Chłopak chyba zaczyna czuć suczki, bo wąchaniu nie ma końca. Próbuje też wymuszać wcześniejsze lub dodatkowe spacery. Jest tak przekonywujący, taki biedy, opuszczony, żałosny, że zazwyczaj osiąga swój cel. Ostatnio (odpukać) nie ma problemów, ale z nim nigdy nie wiadomo, zatem wychodzimy sadząc, że to pilna potrzeba. Pilna jest, ale potrzeba spotkania jakiejś atrakcyjnej dziewczyny. Nie udało mi się jeszcze nagrać jego westchnień i jęczenia, ale rozbawia nas do łez i wzrusza jednocześnie. Robi to głośno i tak żałośnie, że nie sposób pozostać obojętnym. Manipulant i tyle!!! Najszczęśliwszy jest, gdy spotyka swoją ukochana Abi. Z żadnym innym psem nie bawi się tak, jak z nią. Jest tylko jeden mały minus tych randek. Wieczorem, a tylko wtedy się spotykają, ziemia jest rozmarznięta, wilgotna i po godzinnych igraszkach w poziomie pieski wyglądają jak bezdomne kundle. Abina, choć mniejsza po prostu sprowadza Izercia do parteru, często na nim siada, nieważne, czy to głowa, czy ogon, szarpie go za wargi, uszy. Nic się jednak nie dzieje złego, są naprawdę szczęśliwi. Izerek nie ma siły wracać do domu, a my ochoty.
Gdy bowiem widzimy ogrom zmian w świetle, pomstujemy straszliwie, bo wizyta pod prysznicem jest nieunikniona.
Ale wystarczy popatrzeć na tę zadowoloną mordkę i kolejnego dnia znów idziemy na spotkanko:) Wykapany piesek idzie się napić, potem zasypia, Gdy pan ogląda TV czasem przychodzi do towarzystwa na kanapę, ale szybko odpływa, śniąc pewnie o Abinie:)
Czasem piesek bierze z sobą butelkę wody, aby w razie pragnienia nie musiał chodzić zbyt daleko. Oczywiście żartuję. Lubi bawić się butlami, a jednocześnie jest nasza domowa zgniatarką plastików.
Gdy bowiem widzimy ogrom zmian w świetle, pomstujemy straszliwie, bo wizyta pod prysznicem jest nieunikniona.
Ale wystarczy popatrzeć na tę zadowoloną mordkę i kolejnego dnia znów idziemy na spotkanko:) Wykapany piesek idzie się napić, potem zasypia, Gdy pan ogląda TV czasem przychodzi do towarzystwa na kanapę, ale szybko odpływa, śniąc pewnie o Abinie:)