środa, 29 maja 2013

"Zwykły dzień niezwykłego pieska"

             Dzisiaj postanowiłam napisać, jak wygląda zwykły dzień naszego pieska, czyli taki od poniedziałku do piątku. Wiadomo, że w weekendy poświęcamy mu zdecydowanie więcej czasu, a w tygodniu robimy, co możemy.
             Mały jest niezłym cwaniaczkiem i mimo, że kalendarz na razie jest teoretycznie poza jego możliwościami edukacyjnymi, to opanował go świetnie. Szybko stało się też dla nas oczywiste, że nasz genialny piesek zna się na zegarku. Właściwie to takie uporządkowane dni bardzo lubimy, bo są to dni, kiedy nie ma żadnych dolegliwości i nocki są przespane, a  z tym bywa różnie.
             Każdy z nas ma rozkład dnia, który pasuje mu bardziej lub mniej, na niektóre rzeczy mamy wpływ, na inne nie bardzo. I tak na przykład ja chętnie zostałabym z Izerciem w domu, zamiast iść do pracy. Izerek też by pewnie tak wolał, bo gdy byłam na zwolnieniu wykorzystywał moją obecność sobie znanymi sposobami.
             A oto "rozkład jazdy" pieszczocha:

około 5.00 - 5.30- Pobudka.
           Przewracanki z boku na bok, lizanki, postękiwanki, jęczenie, nasilające się, najpierw delikatne, cichutkie, potem głośniejsze. Podpatrzyłam go nie raz i po każdym piśnięciu słucha lub patrzy na reakcje, oczywiście na moje. Gdy byłam chora i rano szedł na spacer z Adamem był mocno zadziwiony. Gdy popiskiwanki nic nie dają, zaczyna wzdychać, ale tak, jakby wszystkie nieszczęścia świata zwaliły się na niego. O, gdyby ktoś go nie znał, mógłby pomyśleć, że to bardzo nieszczęśliwy piesek.
 

5.00-5.30 kawka i czytanie poczty
               Jęki Izerka sprawiają, że wstaję. Właściwie jest tak, że budzę się przed nim. Gdy podnoszę się z łóżka w porannej ciszy rozlega się straszliwy łomot. Jaki? O nie, to nie moje łóżko, ono ma się dobrze. To ogon Izerka, który zaczyna tłuc o podłogę - tak piesek wyraża radość, że pani wstała. Sąsiedzi słyszą to pewnie jak dźwięk ubijania kotletów na podłodze o poranku. Ale nic nie mówią, może ich sen jest na tyle twardy, że dźwięków psiej radości nie rejestrują.  
               Robię sobie kawkę i odpalam komputer. Psina przychodzi do mnie, siada i patrzy cielęcym wzrokiem na kubek z kawką. Oblizuje się, kładzie mi łepek na kolanach, wącha, robi maślane oczy. Na hasło "dostaniesz" wydaje mlask. Wylizuje kubek i jest zadowolony, bo zaraz nastąpi hasło "spacer". Oczywiście piję kawę bardziej oszukaną, mieszankę cykorii, zbożowej i naturalnej z mlekiem, zatem kawosze krzykną zgodnym głosem : "To nie kawa! To profanacja!!!". Ale Izerek mój gust i smak podziela i wylizuje kawkę poranną ze smakiem.
 


 I co, takie resztki? Takie dwie kropelki? Co ja mam tu lizać, że o polaniu karmy nie wspomnę!

5.30-6.30 - Spacer.
            Zimą spacer poranny trwał około pół godziny. Za każdym razem tłumaczyłam małemu, że to nie czas na brykanko, że pójdzie na dłuższy spacerek później. Czasem rozumiał, ale czasem udawał, że nie słyszy, nie przyjmował do wiadomości. Bywało, że zaparł się jak osioł i trudno wtedy było ruszyć ponad 30-kilogramowy słup soli:) Pozostawało odbyć rundkę spacerową wokół górki. To przykład tego, jak piesek wychowuje sobie swoich właścicieli.


          
              Gdy zrobiło się ciepło wychodzimy na dłuższy spacerek. O tej godzinie ludzi prawie nie ma, a na boiskach i łączkach pojawiają się tylko zaprzyjaźnione pieski. Zdarza się, że gdy mam na popołudnie do pracy, to wybieramy się z psiną nad morze. Ja biegam lub "kijkuję", a psina biega lub pływa.
            Poranna rosa i ziemia brudzą izerkowe łapki, tego już nie da się wytrzeć ręcznikiem. Nalewam więc wody do małej miseczki i Izercio kolejno wstawia swoje łapki. Tresowany mądrala:)

6.30 - 7.00 - Jedzonko.
             Należy tu dodać, że jest to godzina wsypywania żarełka. Izerek nawet nie podchodzi do miski, jeśli nie widzi lub nie słyszy, że karma ma ulepszacze. Jeśli nie otwieram lodówki od razu, nawet nie ruszy się ze swojego miejsca. Ostatnio najczęściej dostaje do karmy buraczki. Uwielbia je. Czeka cierpliwie przy misce. Jestem dumna z tego, że nie rzuca się na jedzenie, tylko czeka na komendę "możesz".


6.30 - 7.30 Brykanko.
           Po przespanej nocy, porannym spacerku chłopak ma ochotę na zabawę. Jest szczęśliwy, że wszyscy wstają, że każdy go potarmosi, rzuci zabawkę. Trzy dni w tygodniu, na zmianę, chodzimy z Alą na późniejszą godzinę do pracy i szkoły i wtedy szalejemy z psinką. Są to zabawy, czasem nauka, czasem rozmowy:)

7.30-15.30 Spanie.
            Izerek nie jest dłużej sam niż 6 godzin, a tyle to tylko 2 razy w tygodniu. Jeśli mamy z Alą na popołudnie, to zawsze przed wyjściem pies idzie drugi raz na spacer, nawet, gdy Ala ma na 9.00 to jeszcze wychodzą na chwilkę. Gdy jest to późniejsza godzina rozpoczęcia szkoły, czy pracy któraś z nas bierze chłopaka na dłuższy spacerek.


               Mały tak się przyzwyczaił do naszych wyjść, właściwie od początku, że nawet nie patrzy na nasze przygotowania. Wie, że tak jest i koniec. Kładzie się posłusznie w legowisku lub przy drzwiach, czasem łypnie jednym okiem. W czasie naszej nieobecności śpi, tak nam się wydaje. Obojętnie, o której wracam, to gdy przekręcam klucz w zamku, słyszę przeciągłe ziewanie, znak, że obudziłam hrabiego.
 
 

              Czasem zdarza mu się bawić, bo bywa w pokoju na kanapie, oczywiście w najlepszym i na najlepszej. Niestety do tego pokoju nie ma drzwi, więc gdy mały miał biegunki, to na wszelki wypadek zastawialiśmy wejście szafką, bo krzesła sobie przesunął. No nie wiem, może TV ogląda w tym czasie skoro na tym pokoju mu zależy?  Jest też udowodnione śladami śliny na parapecie, że wygląda przez okno stojąc na kanapie, ale to pokażę w innym poście. Pewnie wypatruje nas, bo to jedyne okno, skąd widać parking i wejście do klatki schodowej. Powrót do domu jest najwspanialszym momentem dla nas. Pysio wachluje ogonkiem na wszystkie strony, liże nas po twarzy, rozdając buziaki i uśmiechy, dosłownie wije się wokół naszych nóg, często przewracając się łapkami do góry i oczekując pieszczot. Od jakiegoś czasu nauczył się przynosić nam zabawki, szmatki, co tam ma pod łapką. Aż chce się żyć! Takie powitanie sprawia, że wszelkie problemy przyniesione z pracy odsuwają się, a na naszych twarzach rozkwita uśmiech.
 


               Zazwyczaj ja wracam pierwsza, więc doświadczam wielkiej miłości. Przebieram się i wychodzę na spacerek, taki 20-30 minut. Gdy jest wcześnie, nie mam nic pilnego do zrobienia, wsiadamy do auta i jedziemy nad morze. Wtedy spacerujemy godzinkę, półtorej. Zdarza się też, że po powrocie ze spaceru muszę jechać po Alę do szkoły. Wtedy piesio patrzy żałośnie i zabieram go z sobą na krótką przejażdżkę. Na ogół jest z nim tak, że na nasze wyjścia do pracy i szkoły nie reaguje, ale gdy już wrócimy i musimy wyjść ponownie, nie rozumie, jakim prawem to robimy bez niego. Wszak popołudnie rodzina spędza razem, czyż nie? Nie buntuje się jakoś szczególnie, ale widać, że takie numery wcale mu się nie podobają.
 

16.00-16.30 - Jedzonko.
            Z polewajką lub dodatkiem oczywiście:) Czasem zastąpione gotowanymi rarytasami z uwagi na biegunki.
  
 
 
I co, dokładki nie będzie?
 
Nie powiem, dobre to gotowane, ale żebym się najadł to nie:(
 
16.30 - 16.40 - Oczekiwanie
na powrót pana. Gdy mały usłyszy dźwięk domofonu to szaleje. Szczeka, piszczy, kręci się przy drzwiach, a powitanie z panem to wprost szaleństwo. W ramach okazywania miłości mały przynosi swoje skarby. Potem towarzyszy panu przy obiedzie licząc na smakowity kąsek. I mimo, że pan ma zakaz karmienia przy stole, jestem przekonana, iż się dogadują, gdy nikt nie patrzy!  
 

18.00 -18.15 - Niepokój.
             Pobudzenie, kręcenie się, czasem cichutkie popiskiwanie, wzmożona czujność przy drzwiach, pozycja strategiczna.



18.15-18.25 - Koncert.
             Piski, jęki, wzdychanie, lamentowanie, a wreszcie szczekanie, bieganie, krzyczenie na właścicieli. Dlaczego? Bo piesek zna się na zegarku i wie, że o 18.30 na boisku zbierają się kumple. Codziennie o tej samej godzinie zaczyna koncert, potrafi szczekać na Adama tak długo, aż ten, nie mając właściwie wyjścia, ruszy się i pójdzie z pieskiem. Podziwiam mądrość Izerka, bo wie, do kogo w sprawie boiska ma się udać i na kogo pokrzyczeć:) Zadziwiające jest to, że gdy Adam wyjeżdża, mały rzadko odstawia takie jęczenie, wie, że nie ma pana, a więc wyjście na boisko może nie dojść do skutku. Najczęściej jednak i ja ulegam, aby piesek miał swoje chwile szczęścia. Kładzie się między pokojem Ali i tym, gdzie jest komputer, bo tam najczęściej przebywamy. Ma doskonały punkt obserwacyjny i pewność, że jest słyszany przez domowników. 
 



FILM: Awantura spacerowa:)
               Po wyjściu z klatki obiera kierunek - boisko i nie ma opcji, aby poszedł gdzie indziej. Robi tak tylko o tej godzinie. Nie pomagają i nie skutkują żadne komendy, prośby, przysmaki, nic. On wie, że to jego czas.

18.30-19.30 - Relaks.
Godzina szaleństwa i wariactwa z pieskami. Izercio wraca wykończony, ale szczęśliwy. To dla niego najcudownieszy moment dnia.
 
19.30 - 19.40 - Powrót
wymęczonego, często umorusanego pieska, któremu jęzor zwisa do podłogi, a łapki ledwo, ledwo niosą. Po ich wytarciu pies mlaśnie kilka razy ozorkiem gasząc pragnienie i pada w legowisku, zasypiając od razu. Czasem nawet napić się nie zdąży i zasypia tuż przy drzwiach, dając się wycierać i doprowadzać do stanu średniej czystości na śpiąco. 
 
 


21.00-23.00 - Asekuracja.
          Gdzieś tam między tymi godzinami Adam wychodzi z małym na "siku". To raczej wyjście asekuracyjne, tak na wszelki wyadek, aby nie przyszło mu do głowy budzić nas w środku nocy. To też nawyk z okresu, gdy małego nękały biegunki. Latem taka wieczorna przechadzka będzie może zbędna, a może będzie przyjemnością. Czasem mały piszczy i Adam pędzi ze smarkaczem, a on wcale nie załatwia swych potrzeb, tylko chce pobrykać, węszy, pewnie czuje suczki.

 
          Prawda, że wyczerpujący dzień ma nasz piesek? Oprócz tego, gdy tylko mamy chwilę głaszczemy, miziamy, bawimy się, rozmawiamy z pieskiem, zapewniając go o swej miłości. On oczywiście wszystko rozumie, słucha cierpliwie, pozwala nam na tarmoszenie i przytulanie. Uwielbia zabawę w "chowanego". Jest najszczęśliwszy, gdy nas odnajdzie, ogon wtedy krąży jak wiatrak w czasie huraganu!
           Izercio najbardziej kocha zawsze tego, kto ma coś do jedzenia. Jest wtedy psem bardzo przywiązanym i wiernie patrzącym w oczy, bez mrugnięcia, za to z potokami śliny przy pyszczku. Daje łapę, kładzie łepek, prosi. Równie cierpliwe asystuje tym, którzy przebywają w kuchni. Ot, psie życie:)

 

poniedziałek, 27 maja 2013

"Pychotka"

                 Pewne uspokojenie w dziedzinie dolegliwości brzuszkowych pozwoliło nam odetchnąć z ulgą. Dla pieska oznacza ono smakowanie tego, co było zakazane. Jedną z przyjemności była kość. Pan kupił mu dwie wielkie kości wołowe, których zakup, jak się okazało, wcale nie był taki prosty. Owszem, proponowano nam kości kurze, indycze, wieprzowe krótkie, ale nigdzie nie było wołowych. Pan jednak kocha swego pieseczka i wynalazł taki rarytas. Kości zostały obgotowane i w asyście wszystkich domowników przekazane Izerkowi.
 
           
                Piesek nie zdążył nawet dobrze wyjść na balkon, jego tylna część nadal tkwiła w pokoju, a przednia już delektowała się przysmakiem. Niczym Kubuś Puchatek uwięziony w norce Królika.


              
           Pysio był bardzo zadowolony, trzymał kostkę, bo nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Cóż, taki rarytas nie był mu znany.


Oczywiście bez problemu oddawał przysmak, choć śledził każdy ruch ręki.



             
                 Po chwili niedowierzania zrozumiał, że to jego pychotka i spokojnie zaległ w balkonowym legowisku. Nie przeszkadzało mu, że jest mocno przyciasne. Miał przecież to COŚ:)
 

 
                 Minęło może 5-10 minut, a po kości został mały gnacik. Piesek oblizywał się ze smakiem, a na jego mordce zagościł wyraz błogiego zadowolenia.

piątek, 17 maja 2013

"Koleżanka Abi"

             Abi to młodziutka, 5-miesięczna goldenka, sąsiadka. Izerek spotyka się z nią od czasu do czasu i daje z sobą zrobić wszystko. Mała ma niezły temperament, straszna z niej zadziorka. Jest śmieszna, zabawna i fajnie patrząc na nią móc wrócić pamięcią do czasów, gdy Izercio był takim wesołym maluchem. Teraz też jest wesoły, ale maluchem tylko my go nazywamy.
Fotki robiła Ala telefonem, film również:)
 














FILM: Izer i Abi

wtorek, 14 maja 2013

"Tradycyjnie - Bory"

                   Zawsze w drodze do rodziców przystanek. I nieodłączne fotki, bo lasy dają idealne tło dla pięknego pieska. Zresztą gdzie on nie wygląda pięknie.
                   Tym razem w lesie Izerek miał bliskie spotkanie z mrówkami. Usiadł sobie, bo coś go zainteresowało. Ja oczywiście wykorzystałam moment na zrobienie fotek. Nagle podskoczył i wykonał jakiś dziwny taniec - połamaniec. Okazało się, że zrobił postój w siedlisku mrówek. Cóż, nowe doświadczenie za nim, może następnym razem instynkt mu podpowie, że z dupskiem nie należy ładować się do czyjegoś domu?
  
  O, jak pięknie pachnie. Czuję powiew wolności:)




 
 Ratunku!!! Coś mnie atakuje, wściekłe bestie, całe stado!!!
 
 Co to u licha jest, małe, wcale tego nie widać, a takie wściekłe!!!

 Tego jeszcze nie było, żeby mnie, poważnego pana psa tak potraktować?!

Zanim usiądę to sprawdzę, czy teren bezpieczny.
Nie będę ryzykował ponownego spotkania z tymi małymi brzydalami.



 Zgłodniałem, tyle wrażeń. Trzeba coś przekąsić na drugie śniadanko.
 



 Nie, wcale nie mówiłem, że już jedziemy. Ja jeszcze zostaję, pa pa!