Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szafa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szafa. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 11 kwietnia 2017

Bajka o kopciuszku, który poczuł wiosnę

Za górami, za lasami żyła sobie królewna, która lubiła dobry design, urządzanie wnętrz, fotografię i podróże. Miała dużo wolnego czasu, który chętnie spędzała na regularnym pisaniu na blogu o swoich pasjach... Cholera, znowu pomyliłam bajki :( 
To może inaczej.  

Zła wiedźma zmusiła Kopciuszka, żeby dzień w dzień harował na półtora etatu oddzielając groch od popiołu. Skutecznie wybiła mu z głowy marzenia o wolnym czasie na robienie zdjęć i pisanie bloga. Nie pojawił się żaden książę na białym rumaku, który chciałby uwolnić dziewczynę od tej niewdzięcznej roboty, dorzucając przy okazji w bonusie nowe pantofelki. Trwało to aż do wiosny, kiedy to Kopciuszek uporał się z większością grochu (teraz czas na fasolę) i odzyskał odrobinę prywatnego życia. Co prawda na bosaka, ale za to z nowym aparatem fotograficznym, może znowu podbijać wnętrzarską blogosferę.


poniedziałek, 9 maja 2016

Sezamie otwórz się, czyli wnętrzarskie skutki męskich pasji

Co jakiś czas śmiejemy się z Adamem, że zasługuje na T-shirt z napisem "Jestem mężem blogerki wnętrzarskiej. A jaka jest Twoja super moc?"

Ale wczoraj, gdy po raz kolejny potknęłam się o namiot rozstawiony na środku przedpokoju (do suszenia po majówce), pomyślałam sobie, że ja również powinnam mieć specjalną koszulkę. Dlaczego? Mój mąż ma wiele pasji. Właściwie bardzo mnie to cieszy, bo wolę gdy uprawia sport lub czyta książki, niż gdyby miał siedzieć w tym czasie z piwem przed telewizorem, ale…

Policzmy: wspinaczka letnia i zimowa, jazda na rowerze (a właściwie na różnych rowerach), bieganie maratonów, jazda na rolkach, rajdy przygodowe na orientację, pływanie… to mniej więcej główne pasje jeśli chodzi o sport. Do tego czytanie książek (TU możecie zobaczyć ile ich mamy, chociaż w kółko jakieś oddaję), grzebanie przy komputerach (tak, tak, tu też liczba mnoga), granie na gitarze (doliczcie miejsce na wzmacniacz). Na malowanie figurek na szczęście brakuje już ostatnio czasu (chwilo trwaj!), ale ciągle przechowujemy kilka armii mutantów, zestawy farbek i elementy do budowania makiet. Itd, itd…

A teraz pomyślcie ile gratów jest "niezbędnych” do realizowania tych pasji. I trzeba to wszystko gdzieś upchnąć. Szafki w przedpokoju i pojemniki pod łóżkiem to zdecydowanie za mało miejsca. I tak stopniowo, półka po półce, nasza szafa-staruszka z jadalni przeszła we władanie Adama. Zamieszkały w niej kilometry lin wspinaczkowych, części rowerowe, raki, czekany, bidony mapniki, kaski, i sto innych rzeczy. Jeśli więc ktoś myśli, że szafa w jadalni to miejsce na przechowywanie lnianych obrusów, haftowanych serwetek i kryształowych kieliszków, to u nas może się nie odnaleźć.

Czas na dowody. Na co dzień szaro-niebieska szafa wygląda dość niewinnie, ale gdy otworzy się wrota sezamu, oczom ukazują się liczne „skarby”.


sobota, 5 września 2015

Biała dama, czyli zmiany w jadalni

Już dawno temu postanowiłam nieco "odmłodzić" naszą jadalnię. Dotychczasowa wersja przytłaczała mnie ilością staroci i potrzebowałam przełamać jakoś tę babcino-muzealną konwencję. Gdy pierwszy raz zobaczyłam tę szafkę, wiedziałam, że to coś w sam raz dla nas i zapragnęłam ją mieć. Pragnienie zakiełkowało na wiosnę (a może nawet pod koniec zimy) i w pełni dojrzało na początku lata, kiedy postanowiłam, że kupię ją sobie na imieniny. No cóż... imieniny dawno minęły, czas leciał, czyli jak zwykle u nas od pomysłu do realizacji upłynęło sporo czasu ;) Ale wczoraj kupiliśmy, złożyliśmy i wreszcie cieszy nasze oczy.

Szafka łączy w sobie kilka zalet. Po pierwsze, jest metalowa, dość surowa i spokojnie mogłaby stać w jakimś garażu lub magazynie - czyli idealna dla przełamania sielskiego klimatu. Po drugie, ma dużo szufladek, a ja kocham szufladki. To dodatkowe miejsce do przechowywania różnych drobiazgów, a tego mi właśnie brakowało. Po trzecie, jest biała i prosta, co dodaje jej lekkości. Dzięki temu łatwo ją wkomponować w nasze dość eklektyczne mieszkanie. Po czwarte, ma idealne wymiary. Jest nieco wyższa i węższa niż stolik, który stał wcześniej w tym miejscu, dzięki czemu dojście do stołu jest wygodniejsze. Po piąte, uchwyty szufladek przywodzą na myśl tradycyjne szafki biblioteczne, które bardzo mi się podobają.

Przy okazji fotografowania szafki, zrobiłam też kilka szerszych kadrów. Dziś jadalnia prezentuje się tak:







Ciekawa jestem co sądzicie o tej zmianie?

Miłego dnia!
Marta

czwartek, 19 marca 2015

Urodzinowe before and after - salon

Przyszedł czas na ostatni z serii postów podsumowujących dotychczasowe zmiany w naszym mieszkaniu. Dziś zapraszam was do największego pokoju, zwanego szumnie salonem. Zostawiłam to pomieszczenie na deser, ponieważ wymaga ono od nas jeszcze sporo pracy. Ale powoli, drobnymi kroczkami, ciągle coś tu poprawiamy. Wierzę, że kiedyś będzie fajnie i tak jak sobie wymarzyłam.

Najbardziej cieszę się z dużej biblioteki. Lubimy czytać i mamy dużo książek. I chociaż ciągle jakieś wydaję, to i tak ze sporą częścią nie zamierzam się rozstać. W związku z tym musieliśmy znaleźć książkom godne miejsce. Zdecydowaliśmy się na zabudowanie całej ściany, aż po sufit regałami. Szklane drzwiczki pomagają mi walczyć z kurzem i dodatkowo odbijają światło jeszcze bardziej rozświetlając pokój. Okna z salonu wychodzą na południe więc światła nam tu nie brakuje. Dlatego bez większych obaw przemalowaliśmy ścianę na przeciwko okien i ścianę w kąciku biurowym na szaro.
Mocnym akcentem dekoracyjnym jest drewniana, przedwojenna szafa i stare walizki. Żeby przełamać ich muzealny charakter postanowiliśmy zrobić stolik z palety i biurko z blatu zamontowanego na metalowych nogach. Do tego dobraliśmy krzesło Eames'ów (wciąż mnie zadziwia, że po ponad pół wieku od zaprojektowania ta forma nadal jest uznawana za nowoczesną).

W planach mamy: 
-kupienie nowej kanapy (pisałam o tym TUTAJ)
-wytapicerowanie starego fotela art deco i wstawienie go do pokoju (biedaczek czeka na zmiłowanie już kilka lat)
- uszycie pokrowców na poduchy foteli lub ich wymiana
- kupienie szafki pod biurko, do której moglibyśmy schować drukarkę i inne "przydasie"
- wymienienie lamp (sufitowej i podłogowej obok kanapy)
- zagospodarowanie ściany naprzeciwko wejścia do pokoju
 
Znając nasze tempo, robotę na kilka kolejnych lat mamy zapewnioną :)
Na zdjęciach zobaczycie stan na chwilę obecną. Dekoracje jeszcze trochę zimowe, ale powoli wiosna wkracza i tu.






Poprzedni właściciele mieli w tym pokoju swoją sypialnię. Jakoś łyso tu było i nieprzytulnie. Jak patrzę na poniższe zdjęcie, to nie mogę uwierzyć, że to łóżko było wygodne :P
Tak było, gdy kupowaliśmy mieszkanie:


Trzymajcie kciuki, żeby udało nam się zrealizować wszystkie plany zanim przejdziemy na emeryturę :)

Miłego dnia!
Marta

piątek, 6 marca 2015

Urodzinowe before and after - sypialnia

Zgodnie z obietnicą kontynuujemy wycieczkę po mieszkaniu. Dziś zapraszam Was do sypialni, czyli do pomieszczenia, gdzie goście zazwyczaj się nie zapuszczają. No może mały wyjątek stanowią wszystkie znajome dzieciaki, które uwielbiają skakać po naszym wielkim łóżku i nie mają skrupułów, żeby się tu ładować :)
To najmniejszy pokój w mieszkaniu. Poprzednim właścicielom służył jako miejsce do pracy i pokój gościnny. Na pierwszy rzut oka nasza sypialnia jest bardzo ascetyczna. Adam co chwila męczy mnie, żeby powiesić coś na ścianach, ale mi jest obce horror vacui i póki co dobrze jest, tak jak jest. A jest biało ;)

Pomieszczenie jest długą, wąską kiszką. W teorii ma 210 cm szerokości, ale w praktyce (po równaniu ścian) odrobinę mniej. Nasze łóżko sięga zatem od ściany do ściany. Musieliśmy zbudować je sami, ponieważ nie dało się kupić nic, co by się tu zmieściło. Znaleźliśmy nawet jedno łóżko, które mogłoby się wpasować, ale nie było go jak skręcić (zabrakło miejsca na przyłożenie śrubokręta). Zdecydowaliśmy się na takie ustawienie łóżka, ponieważ dzięki temu zyskaliśmy jeszcze trochę miejsca, na przechowywanie gratów pod nim i na to żeby móc się ruszyć w pokoju. 

Tuż przy drzwiach, po obu stronach wejścia zastaliśmy wymurowane, wąskie szafy wnękowe. Postanowiliśmy je zostawić (żeby nie trzeba było uzupełniać podłogi) i tylko wymienić ciężkie ciemne drzwi na coś lżejszego i jaśniejszego. Potem przeklinaliśmy tę decyzję, ponieważ oczywiście nie ma tam żadnego kąta prostego i Adam strasznie się namęczył przy robieniu zabudowy. Zwłaszcza, że do szafy chowają się zamontowane przez nas rozsuwane, dwuskrzydłowe drzwi do pokoju.
Poza tym w pokoju zmieściły się jeszcze tylko komoda hemnes i wąski regał billy z Ikea. W roli stolika nocnego występuje stary, wiklinowy kufer, a w roli miejsca do rzucania ciuchów (znacie to?) krzesło eames. Są też dwie "półki wystawowe", na których w zależności od nastroju zmieniam dekoracje. To one przełamują surowy charakter sypialni i dodają jej przytulności. Nad drzwiami wejściowymi jest "kącik wspinaczkowy" Adama. Ma tu drążek i jakieś listewki na których ćwiczy podciąganie się na czekanach. No cóż, dla każdego coś miłego. 






A tak to wyglądało wcześniej, zanim zabraliśmy się za rewolucję. Zdjęcie z prawej strony zostało zrobione z sypialni w stronę przedpokoju. Widać na nim jak wcześniej wyglądały drzwi do szafy.


W sypialni na pewno wymiany wymaga narzuta, ale ciągle nie mogę znaleźć takiej, która byłaby ładna, pasująca do pomieszczenia, w odpowiednim rozmiarze (min. 200x220) i w rozsądnej cenie. Co jakiś czas nachodzi mnie też myśl, żeby przemalować, albo wytapetować ścianę koło okna - tę na wprost wejścia. Miałam już ze 150 koncepcji, jak by to mogło wyglądać, ale ciągle nie mogę się zdecydować na tę jedyną - u mnie normalka.

Miłego dnia!
Marta

sobota, 3 stycznia 2015

Dekoracje świąteczne na bis

U mnie leniuchowanie in progress :) Co prawda znowu jestem chora i na antybiotyku, ale specjalnie mi to nie przeszkadza. Do pracy chodzić nie trzeba. Pogoda za oknem nie zachęca żeby wystawić na zewnątrz chociaż czubek nosa, dlatego nie żal mi nieodbytych spacerów. Mam czas na gotowanie więc dogadzam sobie kulinarnie. Wreszcie mam też czas na czytanie książek, oglądanie filmów i blogowanie. Właśnie piszę trzeci post w tym tygodniu! Nie pamiętam kiedy ostatnio podobne wydarzenie miało miejsce. Da się to gdzieś odnotować? :)))
Dupsko przyrosło mi już prawie do kanapy, ale na swoje usprawiedliwienie mogę napisać, że obok stoi pięknie rozświetlona choinka więc po prostu delektuję się jeszcze świątecznym klimatem.

W grudniu nie bardzo miałam czas, żeby pokazać tutaj moje świąteczne dekoracje i wianki, które uplotłam na warsztatach więc postanowiłam dzisiaj nadrobić zaległości. To chyba już ostatni moment na takie wpisy, a w sumie chciałabym sobie gdzieś ku pamięci zatrzymać te zdjęcia. Załapały się też zeszłoroczne wianki piernikowe, które jakimś cudem przetrwały w piwnicy i w tym roku też zdobią mieszkanie, ale tym razem w zupełnie innych miejscach niż poprzednio.







Przypuszczam, że czujne oko niektórych z Was dostrzegło, że jednak postanowiliśmy przemalować ścianę w kącie biurowym na szaro. O dylematach pisałam tutaj. Z efektu jestem całkiem zadowolona. Nawet rury wyglądają trochę lepiej. Myślę, że póki co zostaniemy przy tej kolorystyce, choć to co wisi na ścianie na pewno będzie się regularnie zmieniać.

A jak Wam mija długi weekend?

Miłego dnia!
Marta

niedziela, 26 października 2014

Jesienna szarówka... w salonie

Niektóre moje wnętrzarskie pomysły czekają na swoją realizację zbyt długo, ale tym razem chyba pobiłam rekord. Szare ściany podobały mi się od dawna, co dobrze widać w naszej łazience. Zachciało mi się też szarości w salonie i w końcu podjęłam decyzję, żeby przemalować ścianę za kanapą. Było to mniej więcej rok temu. Rok! Przyszły jesienno zimowe chłody i stwierdziłam, że poczekamy z malowaniem do wiosny, żeby dało się wywietrzyć. Plan był dobry, ale nie przewidział, że wiosną i latem każdy weekend mamy zajęty. Albo praca, albo wyjazdy, albo inne napięte plany. Ani jednego dnia od początku do końca wolnego, tak żeby dało się pomalować. Że o wolnym popołudniu na wizytę w sklepie i dobieranie koloru nie wspomnę. A przecież to tylko jedna ściana? 
Aż w końcu w zeszłym tygodniu, po roku przymiarek i gadania na ten temat udało się plan zrealizować. Ale nie myślcie sobie, że było łatwo. O nie, u nas zawsze muszą być po drodze jakieś nieprzewidziane przygody.




Zaczęło się niewinnie. Poszłam do sklepu, wybrałam odcienie, kupiłam próbki, pomalowaliśmy kawał ściany, zdecydowaliśmy się na kolor... wszystko pięknie. Zachęceni sukcesem następnego dnia kupiliśmy wiadro wybranej farby i po uprzedniej gimnastyce z przesuwaniem mebli i obklejaniem ściany (nie jest łatwo udawać, że jest pomalowane prosto, chociaż wszystko jest krzywe, sufit faluje i kątów prostych brak) pomalowaliśmy pierwszą warstwę. I kiedy Adam dzielnie walczył z wałkiem, który nie do końca chciał współpracować, ja - nadzorca robót - stwierdziłam, że chyba coś mi tu nie gra. No bo dlaczego farba ma odcień próbki o dwa tony jaśniejszej od tej, którą wybraliśmy??? Postanowiliśmy się nie denerwować. Był wieczór, sztuczne światło, farba mokra... stwierdziliśmy, że rano zobaczymy jak się sprawy mają. 
Rano okazało się, że nasza farba nie wykazuje żadnych magicznych właściwości i tak samo jak wszystkie inne farby po wyschnięciu robi się jaśniejsza, a nie ciemniejsza. Było za blado. Ściana nie wyglądała na kolorową, tylko na brudną. Wkurzyłam się trochę, bo farba tania nie była. Nie bardzo mieliśmy ochotę kupować kolejne wiadro. No a poza tym co zrobić z resztą tej farby, którą już mamy?




Adam zabrał farbę i próbki i pojechał do sklepu reklamować. A tam okazało się, że pani ma taki specjalny przyrząd, który mierzy ilość pigmentu w farbie. I faktycznie okazało się, że maszyna poskąpiła nam barwnika. I tu nadchodzi moment, w którym muszę napisać, że warto kupować dobre farby w dobrych firmowych sklepach. Nie musieliśmy inwestować w wiadro nowej farby. Pani bez problemu domieszała odpowiednią ilość pigmentu do tej, którą już mieliśmy. Szybko, sprawnie, bezkosztowo. Jeszcze tego samego dnia pomalowaliśmy drugą warstwę i ustawiliśmy meble na swoim miejscu.

Na półkach trochę zmieniłam dekorację. Ta bardziej mi pasuje do szarej ściany i jesiennych klimatów. Czerń, biel i stare drewno - moje ulubione połączenie. Najgorsze, że teraz jeszcze bardziej widać, że musimy wymienić kanapę :( Spróbuję jeszcze pokombinować z jakąś inną narzutą, ale wydaje się, że nie unikniemy tego wydatku.
A propos narzuty. Jak byliśmy na urlopie to w biedronce były takie fajne warkoczowe koce/narzuty. To było mniej więcej miesiąc temu. Niestety ominęła mnie ta akcja i nie kupiłam, a chciałabym mieć taką szarą. Może ktoś z was kupił więcej sztuk i chciałby mi jedną odsprzedać?


A na deser zdjęcia before i after. A właściwie patrząc od lewej to after i before :) Aktualne zdjęcie lepiej oddaje rzeczywiste kolory mebli (pewnie dlatego, że nie było robione w bardzo słoneczny dzień). Ciekawa jestem, co myślicie o tej zmianie.


Miłego dnia!
Marta

sobota, 13 października 2012

Lepiej późno niż wcale, czyli dzień z życia prowizorki

Jak wiadomo najdłużej trzymają się prowizorki i rzeczy "na chwilę". Mimo, że podczas remontu i urządzania mieszkania staraliśmy się za wszelką cenę unikać rozwiązań tymczasowych, mamy ich mnóstwo. Ale kto nie ma? 


 Jedno z nich dotyczyło starej drewnianej szafy z salonu. Dostaliśmy ją, bo bardzo nam się podobała. Miała tylko jeden mały mankament - plastikowe uchwyty udające kość słoniową (sic!) Od razu wiedzieliśmy, że je zaraz wymienimy. Owo 'zaraz' trwało jedynie półtora roku ;) Ale dziś nastąpił dzień wart odnotowania na kartach historii urządzania naszego lokum. Szafa wreszcie ma nowe uchwyty! I to jakie ładne. Pasują do niej idealnie. Warto było poświecić tyle czasu na poszukiwanie tych odpowiednich. Oczywiście jak to zwykle bywa, wpadły mi w ręce zupełnie niespodziewanie.




Ale jak wiadomo, natura nie znosi próżni więc w miejsce jednej prowizorki pojawiła się kolejna. Jest nią oczywiście nasz paleciakowy stolik. Mimo, że wciąż nieoszlifowany i niepomalowany zadomowił się w salonie na dobre. Nie wiadomo kiedy doczeka się dokończenia więc nastawiam się psychicznie na wiele drzazg w różnych częściach ciała.




Zaczyna się ta połowa roku, w której słońce (jeśli jest) świeci nam przez większą część dnia prosto w okna. W zeszłym roku nam to nie przeszkadzało, ponieważ nieurządzony salon stanowił przechowalnię wszelkich rupieci remontowych i niezbędnych gratów i zupełnie z niego nie korzystaliśmy. Teraz chyba jednak przyszła pora, żeby pomyśleć nad jakimś sposobem zasłaniania okien. Rolety? Żaluzje? Sama nie wiem na co się zdecydować. I jak to zrobić, żeby nie zbankrutować, bo przecież okno jest na całą ścianę? Jakieś sugestie?

Przypominam, że już za kilka dni losowanie zwycięzcy w moim candy. Jeśli chcecie wziąć udział w zabawie, zostawcie komentarz pod tym postem.

Miłego dnia!
Marta

niedziela, 19 sierpnia 2012

Na przekór defetystom

Postanowiłam dzisiaj obfotografować nasz salon, tak na przekór wszystkim, którzy w trakcie remontu wmawiali nam, że bielona podłoga i białe ściany, to zły pomysł. Że mdło, że smutno, że będzie jak w szpitalu. A my niepokorni jesteśmy i jakby mało było nieszczęścia z tymi ścianami i podłogą, to jeszcze na dokładkę dokupiliśmy białe regały, stoliki i biurko. Zasłony i lampy też są białe. Normalnie samo zło!



Prawda jest jednak taka, że biel to idealna baza. Najlepsza jaką mogę sobie wyobrazić. Z takim tłem, dzięki dodatkom i tkaninom można wyczarować bardzo różne aranżacje i zmieniać je do woli w zależności od nastroju. A, że u nas nastrój letni panuje niepodzielnie więc i kolorów nie brakuje. Błękit, brudny róż, malinowy, fioletowy, amarantowy, do tego trochę zieleni i naturalnego drewna. I jest tak:




Pierwsze z tych trzech powyższych zdjęć najlepiej oddaje kolory. Ten fotel po prawej stronie w rzeczywistości ma kolor soczyście malinowy. Zresztą znacie już tę tkaninę. Kiedyś miała swoje miejsce w jadalni ;)
Poduszki w kolorze fuksji dorwałam niedawno w home and you. Już od jakiegoś czasu takich szukałam, żeby trochę ożywić naszą pastelową kanapę, ale oczywiście jak na złość, nigdzie nie było niczego w tym rodzaju. No i jak to zwykle bywa, kiedy już zwątpiłam i zaczęłam się zastanawiać nad jakimś innym kolorem, przypadkiem wpadły mi w ręce.



Na stoliku leżą gazetki, które przywieźli mi z Irlandii przyjaciele. To się nazywa "pamiątka z wakacji" :))) Pobieżnie już przejrzałam. Wnętrza inne niż w naszych gazetkach więc tym ciekawsze.Teraz muszę wszystko na spokojnie przestudiować, bo to kopalnia inspiracji.  Najlepiej siedząc w fotelu z kotem na kolanach.
Tak, tak - mamy kota. Ale to chwilowa sprawa. Moi rodzice wyjechali na urlop i z tej okazji kicia przyjechała do nas. I tak, po 5 latach przerwy, znowu mieszkamy razem. I wiecie co?  Zapomniałam zabrać kociej miski i skorupy zostały wykorzystane zgodnie z pierwotnym przeznaczeniem ;)




Miłego dnia!
Marta

czwartek, 19 lipca 2012

Prawie jak Zachęta

Jak wiadomo "prawie - robi różnicę", ale może to i dobrze, bo to, co ostatnimi czasy można w Zachęcie obejrzeć, jakoś coraz mniej jest zgodne z moim pojmowaniem sztuki. Ale do rzeczy. 
Powiesiliśmy nad kanapą w salonie półeczki z zamiarem zrobienia na nich galerii. W naszym przypadku jednak nic nigdy nie idzie zgodnie z planem i potrzebowaliśmy aż trzech wizyt w IKEA, żeby owe półki zdobyć. Najpierw kupiliśmy jedną, która okazała się być ostatnią sztuką w sklepie. Za drugim razem wyszliśmy z pustymi rękami, bo z okazji remontu części hali artykuły dekoracyjne okroili do minimum. No może nie z takimi znowu pustymi (czy to się w ogóle da???), ale drugiej półki nie kupiliśmy. Jak to mówią "do trzech razy sztuka" i kolejne odwiedziny, w którymś kolejnym miesiącu zaowocowały pożądanym łupem. Do tego kupiłam kilka jasnych i ciemnych ramek z zamiarem zrobienia czarno białej galerii. Półki powiesiliśmy, ramki ustawiłam, patrzyłam na to przez miesiąc... i mi się odwidziało:) 
Kobieta zmienną jest ;))) Prawda to znana od dawna i nic na to nie poradzę, że nie mam siły ani ochoty z moją kobiecą naturą walczyć. W związku z tym wczoraj nastąpiła zmiana koncepcji: przemeblowanie, inne ramki, grafiki i dodatki i jest tak:




Buteleczki to kolejne z naszych piwnicznych skarbów wykopanych u dziadków Adama. Podobnie jak drewniana skrzyneczka, w której zadomowił się ptaszek. Etykietka na mniejszej buteleczce głosi, że olej parafinowy, który wciąż się w niej znajduje, powinien być stosowany wewnętrznie. Raczej nie będę próbować. Wystarczy, że posłuży jako dekoracja :)




Bardzo was przepraszam za nieostre zdjęcia. Niestety obiektyw odmówił współpracy i nie chce działać auto focus. W związku z tym robię na manualu, ale nie mam wprawy i średnio mi wychodzi :(
No i wygląda na to, że trzeba zrobić przerwę w kupowaniu dodatków do domu i zacząć zbierać kasę na nowy obiektyw.

Miłego dnia!
Marta
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...