Chociaż o wiele mi bliżej w chwili obecnej do pisania posta w stylu "Oda do radości" (na co składa się między innymi fakt, że w ten weekend mija 10 lat jak jesteśmy razem z Szarlatanem :D), niż o meblach kuchennych , to pogoda w końcu dopisała i nie mogłam przegapić takiej okazji żeby pokazać Wam nasze centrum życia w nowym mieszkaniu. Cierpliwie czekałam aż w końcu pojawi się słońce bo bez niego nie oddałabym na zdjęciach tego szczęścia i radości jakie niesie nam korzystanie z naszej nowej, dużej kuchni :))) Bo uwierzcie mi, że to nie o elementy wyposażenia chodzi, (chociaż nie powiem, spełnione marzenia o wyglądzie kuchni dodają jej powera) a o przestrzeń do wspólnej zabawy, gotowania, pieczenia, jedzenia, przyjmowania gości <3
Zacznijmy jednak od początku. Jeśli dobrze pamiętacie, kuchnia była
ostatnim elementem, który spędzał nam sen z powiek przy wykańczaniu nowego
mieszkania. I chociaż dokładnie wiedziałam czego chce i skąd chce (pisałam o
tym tutaj >>> KLIK)
to nie wzięłam pod uwagę, że jednak jest to mocno złożony temat i błędy czy też
wypadki losowe powodujące obsuwę są nieuniknione! I tak od źle złożonego
projektu, mimo dobrze zdjętych pomiarów, poprzez źle wymierzony blat, po
zepsute w transporcie fronty udało nam się osiągnąć oczekiwany efekt i muszę
powiedzieć, że lepiej nie mogła wyglądać :) Jeśli można kochać przedmioty
to na pewno też wnętrza i to jest właśnie wnętrze, które kocham, bo przypomina
mi, że warto realizować swoje marzenia i pomysły, pokonywać trudności oraz nie
zważać na teksty w stylu "nie boisz się?". A losowe wypadki i błędy
popełniają wszyscy, więc jedyna moja rada to nawet jeśli sprawy w swoje ręce bierze
specjalista to mimo wszystko warto zerknąć na to swoim okiem i zweryfikować czy
aby na pewno wszystko się zgadza ;)