Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 5 września 2013

Lato odchodzi, ja wracam :)

Mam nadzieję, że jeszcze mnie pamiętacie? :)))

Dużo się u mnie działo i z blogowym światem musiałam się na chwilę rozstać. Tęskniłam!
Myślę, że to już się zmieni i będzie jak dawniej :))))
Koraliki zdominowały moje rękodzieło, ale druty nie leżały.
Dzisiaj pokażę kilka bransoletek, a sweterki innym razem. Nie zrobiłam zbyt dużo zdjęć, bransoletki podobają się moim koleżankom i czasami nie zdążyłam się nimi nacieszyć:)))
Na początek prezent dla mojej bratowej.

 Tutaj nieśmiałe próby pracy ze schematem
 Perły...
 Koraliki w kolorze żuczkowego pancerzyka
 Tutaj miało być przenikanie kolorów (schemat od Weraph)
 Dwa kolejne zdjęcia to zabawa schematem. Identyczna kolejność nawlekania ale różne wielkości koralików lub różne kolory tego samego rozmiaru dają całkiem inne efekty.


 Gąsieniczka na zielono. To nie jest moja pierwsza. Zrobiłam ich kilka i każda mi się podoba.
 Są bardzo delikatne.

 A tu mały zespół zgrany :)))

 Przy okazji porządków, natknęłam się w mało zaglądanej szufladce na zegarek, którego nie nosiłam już kilka lat. Bardzo go kiedyś lubiłam, ale zegarki jakoś wyszły z mody. Zobaczyłam, że ma bardzo zniszczony pasek i .... wtedy mnie olśniło! Pomyślałam, że zrobię pasek z koralików.
Sam pasek był najprostszy- dwie dość krótkie gąsieniczki.Problemem stało się zamontowanie go w taki sposób, żeby ładnie łączył się z zegarkiem.
Miałam milion pomysłów, każdy jednak dość trudny do zrealizowania. Przeglądałam półfabrykaty w wielu sklepach z koralikami, radziłam się znajomych. Wreszcie wybrałam sposób najłatwiejszy dla mnie, chociaż i nad nim się napracowałam. Nawet zupełnie przypadkowo pomógł mi życzliwy pan w sklepiku z telefonami komórkowymi. Poszłam tam w sprawie części zamiennej do telefonu córki, pan długo tego szukał, więc powiedziałam, że zaraz tu wrócę, bo muszę jeszcze zajrzeć do pobliskiego złotnika. Chciałam, żeby pomógł mi zamontować ten cieniutki pręcik, na który nawlekłam koraliki i kółeczka. Nie mam specjalnych narzędzi i ciągle mi to wylatywało. Okazało się, że zakład już dawno temu zamknięty. Pan zapytał co chcę tam załatwić. Głupio mi było pokazywać koraliki na patyczku, ale okazało się, że zupełnie niepotrzebnie.
Bez zbędnych komentarzy zamontował sprytnie co tam chciałam. Ba! Za darmo.
Dzisiaj przez cały dzień testowałam jak się to nosi. No i jest super! Pasek jest dwukolorowy, więc mogę w zależności od potrzeb mieć jasny lub ciemny. Planuję kolejne. Muszę dopracować połączenie paska z zegarkiem. Może jeszcze coś wymyślę. Na razie cieszę się tym co mam. Wygląda to tak:

 Wybrałam srebrne końcówki, bo bardziej mi się podobają niż złote, a koperta trochę się starła i kolor srebrny prześwituje. Może być, prawda?

 A to mój patent :)))) Koraliki 6o, specjalnie zamawiane, 8o miały za małe otworki.
 Obie strony. Kolory w miarę naturalne.

 Lepsze ujęcie zamocowania.

I to wszystko. Bardzo lubię koraliki. Postanowiłam i już to realizuję, że do każdego swetra lub innej rzeczy dzierganej, dorobię bransoletkę. Tak będzie sprawiedliwie :))))

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę pięknej nadchodzącej jesieni. Myślę, że wtedy właśnie dziewiarki mają najlepsze pomysły i włóczki najpiękniej się prezentują.
Teraz znowu zniknę na dwa tygodnie, bo szykuje mi się jeszcze jeden urlopowy wyjazd. Jadę do Krynicy. Uwielbiam te strony. Mam nadzieję, że jeszcze troszkę słońce poświeci :)))

niedziela, 7 lipca 2013

Wreszcie pojęłam! :)

Zawzięłam się, zrobiłam jeszcze jedno małe koralikowe zamówienie i zasiadłam w skupieniu do działania :) No i ... udało się! Ale ulga, bo myślałam, że już ze mną kiepsko, skoro wszystkim się udaje, a mnie nie.
Mój błąd polegał na tym, że oczka ścisłe robiłam za mało ścisłe :), dlatego koraliki fruwały sobie w tę i we w tę. Po pierwszej bransoletce bolały mnie przeguby, opuszki i robiłam ją cztery godziny! Później już było lepiej. Pochwaliłam się swoim sukcesem w pracy i dwie bransoletki sprzedałam od razu! Niesamowite. Poźniej posypały się następne zamówienia, czyli koralikowa przyszłość przede mną.
Ponieważ jestem małej wiary względem siebie i nie zamówiłam wszystkich potrzebnych akcesoriów, więc prezentuję bransoletki bez zapięć. Nie mam tych wszystkich kółeczek, łańcuszków i zawieszek. Nie umiem się zdecydować, więc to jeszcze trochę potrwa :)
No to się chwalę!

 To jest trzecia w kolejności wykonania i takie dwie sprzedałam :). Zamówiono naszyjnik.
 Tę wykonałam z całego opakowania 10g i kilku brązowych (1 brązowy,20 różowych), jest trochę za krótka, ale dam jej ładniejszy łańcuszek i będzie dobrze.
 A to jest moja pierwsza! :)))
 Tę zrobiłam według schematu zaczerpniętego z czyjegoś bloga. Chciałam, żeby kolory się przenikały. Jest to sekwencja środkowa większej całości.
 A to jest zbieraninka resztek :)

 To jest próba na 5 koralików w rzędzie. Użyłam całe opakowanie 10g. Wyszła oczywiście dłuższa, niż ta różowa z brązowymi piegami, jest giętka i bardzo mi się podoba. Niewiele cieńsza niż z 6 koralików w rzędzie.
 No i ostatnie dwie, jeszcze "cieplutkie". Ta zrobiona wczoraj wieczorem, a ta poniżej dzisiaj rano :)




Rzeczywiście, fajne to! Polecam każdemu :) Efekt jest szybko i to jaki!
Zauważyłam, że niektóre koraliki się ścierają - przy tej bransoletce, którą pokazywałam w poprzednim wpisie starły się czerwone i brązowe, a różowe wcale. W którymś koralikowym sklepie są adnotacje o ścieralności. Ciekawe, że dotyczy to tylko niektórych kolorów.
Warto zwrócić na to uwagę.
Wszystkie bransoletki zrobiłam z koralików TOHO 8. Do mniejszych się przymierzam...
Za drutami już tęsknię, więc na razie koralikom dam spokój. Wreszcie skończę sweter zaczęty  jeszcze nad morzem.

Pozdrawiam słonecznie i życzę pięknej niedzieli.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

dolce far niente

 I wróciłam! :) Co prawda już tydzień temu, ale tak mi było błogo i cudownie, że nie chciało mi się za nic zabrać. Pragnęłam pozostać w tej błogości... jednak się nie da, niestety... :)))
Przez całe dwa tygodnie mieliśmy piękną, słoneczną pogodę. Pierwsze dni były dość wietrzne, ale kto by się tym przejmował. Najważniejszy był odpoczynek i tylko to. Nawet forsowne wędrówki lasem lub brzegiem morza nie męczyły nas ani trochę.
Każda chwila dawała mi boskie odprężenie... Były spacery, opalanie, wędrówki do portu, przejażdżki do Kołobrzegu, pobliskiego Dźwirzyna, objadanie się lodami, pysznym ciastem i oczywiście dzierganie :).
W dzierganiu też nie przesadzałam- żadnych skomplikowanych ściegów, wszystko lekkie, łatwe i przyjemne.

Ja już zamilknę, a zdjęcia opowiedzą jak było:

                                         Powitanie
                        Typowa widokówka, nie da się nie zrobić zdjęcia, kiedy taki widok :)
 Na dzień dobry powstał szal z dropsowego Vivaldi o pięknym lawendowym kolorze
(2 motki, druty KP nr 4) Niezwykle mięciutki i delikatny ten moherek.
Zaopatrzyłam się również w inne kolorki ;)
                           Dziewiarka zawsze na posterunku :)
                               Wiatr mi wręcz pomagał!
                          Mąż cierpliwie przemierzał ze mną kilometry wzdłuż brzegu morza
 Później w ramach Roku Skarpetki powstała para za maj w kolorze piasku


                                      Nie ma wątpliwości która prawa, która lewa

 Następnie czerwcowe pasiaste. Ciepłe potrójnie- podwójna alpaka i wplecione gorące promienie słońca



 No i na koniec kolejne podejście do mojego pechowego sweterka, który jakoś nie może mi się udać.
                                    Takie są tłumy w Mrzeżynie w upalny dzień na początku czerwca :)))
                                      Dzierganie leśne
 No i ostatni dzień. Pożegnanie.
A to ładowanie baterii :))
 Po powrocie dalsze przyjemności! Oto prześliczna koralikowa bransoletka, którą..... otrzymałam w prezencie od mojej kochanej Violi. Chwilowo odpuściłam sobie koralikowanie.
Widocznie nie dany mi ten talent, ale nie szkodzi, wystarczy, że Viola ma go bardzo dużo!
Jestem przeszczęśliwa. Nie mogę się nacieszyć. Violu, wielkie dzięki jeszcze raz i jeszcze raz :))))
 Patrzcie , jaka piękna!

 Została nawet przetestowana przez pewną bardzo młodą damę.
Myślę, że będą zamówienia, Violu ;)
 No i kolejna niespodzianka, która spotkała mnie po powrocie, od mojej kochanej Dominiki! :)))
Dominika bardzo chciała zrewanżować mi się za chustę, a ja niecnie ją "wykorzystałam", namawiając na szydełkowy free form. Nigdy, przenigdy sama nie wykonałabym czegoś takiego! Te kolory, nierówne kształty, totalny brak ładu i składu, a jednak tworzą niezwykły efekt. Jestem zauroczona, zachwycona, i okropnie, no co tu dużo gadać, zazdrosna, że ja czegoś takiego nie potrafię... ;(
Dominiko, Tobie również jeszcze raz bardzo dziękuję i gratuluję, bo robiłaś to po raz pierwszy.
Zdjęcia na razie tylko takie, bo zamierzam to dzieło oprawić w ramki. Szukam aktualnie godnej oprawy.


                                  Śliczne te kiełbaski, prawda? :)))

Sweter z bawełny, o którym pisałam poprzednio leży bez rękawów, różowy sweter też już  dorósł  do rękawów, czyli mam cztery do zrobienia... Muszę je szybko skończyć, bo kolejne bawełny cisną mi się na druty.
Mam też ogromne zaległości w czytaniu Waszych wpisów. W ośrodku, w którym mieszkałam, nie było dostępu do internetu we wszystkich pokojach, trzeba było biegać z laptopem do świetlicy, w której często bawiły się dzieci. Byłam raz i więcej nie poszłam. Zresztą, wolałam korzystać ze słońca, a teraz, kiedy pada deszcz mogę spokojnie pooglądać co tam u Was :)))
Pozdrawiam serdecznie i życzę pięknej pogody wszystkim, a szczególnie urlopowiczom :)))