środa, 29 kwietnia 2009

PORADNIA PSYCHOLOGICZNO-PEDAGOGICZNA

Tym, którzy nie edukują domowo napiszę tylko, że rodzice są zobowiązani (składając w szkole podanie z prośbą o zgodę na ED) dostarczyć m.in. opinię z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej. Ma ona dotyczyć ogólnego rozwoju dziecka. Wciąż jednak nie wiem czemu to ma służyć???

Zmuszeni przez biurokrację postanowiliśmy znaleźć poradnię dla Stasia. I tu - niespodzianka! Chcąc iść państwowo (czyli nieodpłatnie) podlegamy ścisłej rejonizacji i przysługuje nam konkretna Pani Psycholog i równie konkretna Pani Pedagog. Oczywiście, bez względu czy nam się one podobają czy nie. :-(

W prywatnych poradniach rzecz ma się lepiej, pod warunkiem, że takowa jest pod nadzorem kuratora, czyli mówiąc wprost - ma prawo robić takie badania dla oświaty i nikt ich nie podważy.
Dzwoniłam, szukałam i ceny mnie powalały... w granicach 250-350zł i w sumie ze 3 godziny na badaniach (1,5 godz u psychologa i 1,5godz. u pedagoga). Koszmar...

W końcu znalazłam Niepubliczną Poradnię P-P w innym mieście (50km od naszego domu). Pani - przez telefon - zrobiła na mnie dobre wrażenie. Cena też była dość rozsądna - "tylko" 200zł.


Pojechaliśmy... Pani okazała się rzeczywiście niezwykle sympatyczną osobą, będącą na bieżąco w sprawach ED (co chyba rzadko się zdarza). Badanie naszego I-klasisty trwało tylko 1 godz., a ja w tym czasie
czytałam na dworze książkę. Syn wyszedł radosny i buzia mu się nie zamykała. :-)

Po trzech tygodniach odebraliśmy gotową opinię i... obrosłam w piórka.:-) Jedyne co musimy poćwiczyć to zmniejszyć napięcie ręki poprzez zabawy manualne, gniecenie piłeczki z wypustkami, pisanie tylko ołówkiem...

Na koniec opinii jest bardzo sympatyczne zdanie:
Prosimy o uwzględnienie prośby rodziców i wyrażenie zgody na edukację domową. :-)

czwartek, 23 kwietnia 2009

LUNA & GROM

Dziś jest BARDZO wyjątkowy dzień. Po pierwsze: mój kochany Małżonek ma imieniny :-) , a po drugie... ha, o tym za chwilę.

Rok temu przerabialiśmy z dziećmi problem: Mamusiu, Tatusiu, chcielibyśmy mieć jakieś zwierzątko!!! Pies nie wchodził w grę, kot stanowił zagrożenie dla dużej piaskownicy, którą mamy przed domem... I tak od słowa do słowa padł oryginalny pomysł: kózka.

Przy okazji zacytuję tu całkiem niedawne stwierdzenie Staszka podczas robienia zadań w książce do I klasy:
- Mamo, te książki są nie dla mnie.
- Czemu? - pytam.
- Bo tu tylko o psach i kotach piszą jakby innych zwierząt nie znali.
No cóż, takie czasy... :-(

Wracając do tematu kózki. Tak się jakoś złożyło, że w lipcu 2008 dostaliśmy od Cioci z Przemyśla czarną jak diabełek dwumiesięczną kózkę. Chłopaki piszczeli z radości! :-) Zaangażowali się w szykowanie stajenki oraz wybiegu, codziennie się z nią bawiąc i pomagając w pielęgnacji. I tak, z małej i czarnej Luny wyrosła brunatna koza, która jesienią (jak to określił Staszek) widziała się z capem, czyli kozim samcem z pobliskiej wsi. Spotkanie jak widać było owocne, bo Luna robiła się co raz grubsza i grubsza... aż do dnia dzisiejszego, kiedy to rano, zajrzawszy do stajenki, zobaczyłam leżące i jeszcze mokre koźlę. :-) Przyszedł na świat nasz mały Grom. Jest śmiesznie nieporadny, chwieje się na nóżkach. Luna nie odstępuje go na krok przyjaźnie pobekując i wylizując czule jego sierść. A dzieci? Przesiadują pod siatką wybiegu przynosząc kozie zielone smakołyki: mlecze, mięsistą trawę i wszystko to, co (wg nich) ucieszy podopieczną. :-)

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

U SŁOWIAN I WIKINGÓW

W niedzielę wybraliśmy się do Klasztoru na Mszę św. dwoma samochodami. My kobiety (czyli ja i Ula) wróciłyśmy do domu oddać się błogiemu lenistwu, a czterech mężczyzn udało się do Kań Helenowskich na spotkanie ze Słowianami i Wikingami by podziwiać bitwy i pojedynki średniowiecznych wojowników. (Więcej o nich i o imprezie można przeczytać tutaj.)

Gdy panowie wrócili do domu energia ich dosłownie rozsadzała...

Franek (3lata): " Tam! Walka! Miecze, tarcze! Ale!!!"

Tata: "Było na co patrzeć. Wojownicy ścierali się w pojedynkach jeden na jednego, dwójkami lub drużyną na drużynę. Każdy z nich posiadał miecz i tarczę. Szczęk metalu i okrzyki dodatkowo uatrakcyjniały widowisko. Chłopaki byli podekscytowani. Utożsamiali się z bohaterami walk i na gorąco komentowali, który z nich jest najlepszy i prosili o miecze, tarcze, topory i łuki ze strzałami.Przypominali sobie przy tym o nie tak dawnej lekcji o wojach i ich sposobach walk."

Antek (6lat): "Mnie najbardziej podobały się walki po dwóch. I jak ktoś kogoś uderzył to tamten klękał, a to znaczyło, że przegrał".

Staszek (7lat): "Najciekawsze było to, że wszyscy na siebie napadali. Dwóch wojów miało całe czarne tarcze, a jeden miał na czarnej tarczy literki z nieznanego świata. Widziałem też zawody strzelania z łuku i z kuszy i nawet sam mogłem strzelić z łuku. W ich wiosce był kowal i fajnie wykuwał różne rzeczy. Widziałem też jak robili maskę z drewna. Było tam dużo toporów, maczug, tarcz, łuków, strzał i włóczni."

piątek, 3 kwietnia 2009

ŻYCZENIA ŚWIATECZNE i kartki....


" Bóg wszechmocny, Bóg natury...

Wstaje z grobu, kruszy mury..."


Drodzy Czytelnicy Bloga!

Niech to święto Wielkiej Nocy
ożywi Waszą miłość do Boga i bliźniego,

da nadzieję na przezwyciężenie słabości

oraz umocni wiarę w zbawienie.


Zmartwychwstały Chrystus
niechaj poprowadzi Was przez życie.


Wesołego Alleluja!




środa, 1 kwietnia 2009

WIELKANOCNE AKCENTY

Wielkanoc już tuż, tuż...

Nadszedł czas by przygotować kilka drobiazgów - jakże miłych i ważnych - nie tylko dla dzieci. :-)

Przekopałam internet, popytałam znajomych i... zgromadziły się pomysły. Niezwykle spodobał mi się baranek z masy solnej. Zajmuje prawie całą dłoń - jest naprawdę spory! Pięknie będzie wyglądał na murawie z rzeżuszki. Dorobiłam mu tylko chorągiewkę by był bardziej wielkanocny niż laicki. :-)

Przygotowałam dla dzieci masę solną. Oto najprostszy przepis jaki kiedykolwiek miałam:
  • 2 szklanki mąki
  • 1 szklanka soli
  • wody tyle, by ciasto miało konsystencję plasteliny
  • 1-2 łyżki oleju
Do części masy dodałam kurkumę (kolor żółty), do części kakao (brąz), troszkę masy wymieszałam z zielonym barwnikiem do jajek. Reszta pozostała biała. Chłopcy lepili i wręcz prześcigali się w pomysłach! Nawet 3-letni Franek ulepił kurkę - i to podobną do kurki! :-) Większość ozdób została nadziana na wykałaczki by później wbić je w babę wielkanocną. Gotowe dzieła sztuki suszyliśmy w piekarniku w temperaturze 100st C na papierze do pieczenia. Po kilku dniach domalowaliśmy farbami i flamastrami brakujące elementy, a następnie za pomocą pędzelka posmarowałam je olejem. Zabieg ten ma na celu wydobycie głębi koloru.

Innymi ozdobami jakie powstały były kurki i zajączki składane z papieru, czyli wszystkim znane origami. Tu można znaleźć "przepis" na kurkę, a tu na zajączki. Polecam też inne sympatyczne wersje, które można znaleźć na tej stronie.

Lada dzień siądziemy do pisanek, kraszanek, malowanek... Wydmuszki są już gotowe. Staś i Antoś dzielnie wydmuchiwali jajka na jajecznicę. :-)))