O tym, że jestem herbacianym maniakiem, można się było przekonać choćby
TUTAJ i
TUTAJ.
Kawę pijam niezbyt często, nie licząc śniadaniowej zbożowej (którą zresztą ciężko nazwać typową kawą :).
W sklepie na półce kawa mnie raczej nie rusza.
Co innego herbata.
Przy półce z herbatami dostaję oczopląsu, ślinotoku i generalnie zaczynam wykazywać objawy zaawansowanego uzależnienia i często trzeba mnie odciągać od niej na siłę, tłumacząc mi, że;
a) nie mam już miejsca w szafce na nowe herbaty i dobrze byłoby najpierw wykończyć to, co już jest na stanie,
b) jest bardzo prawdopodobne, że to, do czego się tak namiętnie ślinię, znajduje się już w wyżej wspomnianej szafce.
Cóż, czasem ta argumentacja działa, a czasem nie.
Najbardziej ze wszystkich lubię herbaty zielone i ziołowe. O Clipperze i M&S już wspominałam, teraz czas na moje ostatnie odkrycie.
Herbat raczej rzadko szukam w aptece :) Ziołową serię
Herbapolu znalazłam właściwie przez przypadek, ponieważ akurat buszowałam sobie po stronie
Dbam o Zdrowie
No i tak mi jakoś wskoczyła do koszyka jedna sztuka o wdzięcznej nazwie "Problemy skórne" (jak znalazł dla mnie) :))
A po przetestowaniu tejże, zgarnęłam jej trochę towarzystwa, żeby nie czuła się taka samotna...
Tak więc mam obecnie na składzie:
- Herbatkę na odporność z acerolą (bardzo smaczna, można ją pić raz dziennie, co zgodnie z zaleceniami czynię - z reguły po powrocie z pracy) - jej skład to: owoc dzikiej róży, owoc porzeczki, owoc aceroli, znamiona kukurydzy (cokolwiek to jest), wyciąg z pestek grejpfruta. Jak pisze producent - regularne picie herbatki zwiększa możliwości obronne, wzmacnia i regeneruje organizm.
- Dobry nastrój - dobór ziół (podejrzewam pokrzywę) sprawia, że smakowo jest dosyć paskudna, więc śmieję się, że dobry nastrój ma się po skończeniu jej picia :)
Pełny skład to: owoc głogu, liśc melisy, liść pokrzywy, owoc guarany, korzeń żeń-szenia, liść rozmarynu, korzeń lubczyka oraz imbir - mieszanka ta ma dodawać wigoru, zapału do pracy i chęci życia. OBY.
- Stres - idealna dla mnie w obecnym momencie, ze składem: liść melisy, cynamon mielony, szyszki chmielu, owoc głogu, goździki mielone, gałka muszkatołowa mielona, który odpręża, relaksuje i wycisza organizm, a przede wszystkim ułatwia zasypianie i zapewnia długi i spokojny sen. Problemów ze snem raczej nie miewam, ale odstresowanie i relaks bardzo mi się przydadzą.
- H. fix Dla Gardła - jako jedynej jeszcze jej nie piłam. W składzie ma: kwiatostan lipy, koszyczek rumianku, ziele miodunki, owoc pigwy, ziele tymianku, skórkę jabłka, trawę cytrynową, kwiat dziewanny, premiks witaminowy zawierający witaminy: C, B1, B2, B6, B12, E, PP, biotynę, kwas pantotenowy, kwas foliowy. Ten zestaw ziół wpływa kojąco na gardło, przynosi ulgę w suchości oraz łagodzi podrażnienia gardła, a herbatka wzmacnia organizm, szczególnie w okresie jesienno-zimowym. Zostawiam ją na wszelki wypadek, gdyby moje gardło postanowiło się jednak zbuntować.
- H. Alergofix - po ostatnich przejściach "skórnych", chwytam się wszystkiego, byle tylko moje problemy nie wróciły... Tu mamy: ziele fiołka trójbarwnego, ziele pokrzywy, skórkę jabłka, owoc dzikiej róży, ziele świetlika, kwiat lawendy, kwiat hibiskusa, kwiat malwy czarnej i wyciąg z pachnotki, a sama herbatka wspomaga łagodzenie objawów m.in. alergii pokarmowej, kontaktowej oraz alergii na pyłki roślin.
Na zdjęcie zbiorowe nie załapały się wspomniane "Problemy skórne", więc poniżej dokładka - tę herbatkę można pić do 3 razy dziennie, co czynię z przyjemnością, bo jest całkiem smaczna. W jej składzie mamy ziele fiołka trójbarwnego, ziele pokrzywy, ziele mniszka, herbatę zielona i drożdże suszone. Działa ona wspomagająco w walce ze zmianami oraz problemami skórnymi. Korzystnie wpływa na trawienie oraz procesy oksydacyjne.
Wszystkie herbaty to typowe ziołowe napary, co oznacza, że należy parzyć je dłużej niż zwykłe torebki (ok. 10 minut). Mają także znacznie delikatniejszy smak, więc jeśli ktoś nie jest fanem ziół, to mogą nie przypaść mu do gustu. Ja lubię i pijam je ostatnio w naprawdę hurtowych ilościach :)
A do herbaty uwielbiam dodawać plasterek pomarańczy lub limonki (ja kupuję je w Leclercu, bo nigdzie indziej nie mogę na to trafić). I odrobinę miodu :)
Chyba w poprzednim wcieleniu byłam angielską lady, bo wychodzę z założenia, że "cup of tea" jest lekarstwem na wszelkie problemy. A jeśli nie pomoże, to na pewno nie zaszkodzi, don't you think? :)