Stenders pochodzi z Łotwy. Swoje kosmetyki wyrabia ręcznie i opiera na naturalnych składnikach. Znajdziemy w nich oleje, wosk pszczeli, wyciągi roślinne, rośliny suszone, oraz naturalne olejki eteryczne. Wszystkie produkty zamknięte są w ekskluzywnie wyglądających opakowaniach, a chyba każdy lubi jak coś jest ładnie podane.
Oferta firmy jest przebogata- od żeli pod prysznic, przez suflety, mydła, pianki, jogurty, kremy, toniki, masła, peelingi, balsamy na mlekach i miodach kończąc. Każda znajdzie coś dla siebie i mogę zagwarantować, że przepadnie z kretesem.
Wracając do peelingu.
Najważniejsza jest zawartość, a do niej nie mogę się przyczepić. Jest na bogato.
Bazę peelingu stanowią olej jojoba i olej ze słodkich migdałów. Oba doskonale nawilżają, regenerują i zmiękczają. Są łatwo wchłanialne i nadają się do każdego rodzaju skóry, nawet wrażliwej.
Poza tym w składzie znajdziemy masło shea, glicerynę, olejki eteryczne- geraniowy i cytrynowy, oraz suszone płatki róż. Te ostatnie stanowią, dla mnie, tylko estetyczny, cieszący oko, dodatek, bo nie zauważyłam, aby miały jakiś znaczący wpływ na skórę czy efektywność samego zabiegu.
Drobinki peelingujące to nic innego jak sól morska, czyli ta najcenniejsza, bo najbogatsza w mikro i makro elementy, które nie są obojętne dla naszego ciała. Kosmetyki z jej zawartością wspomagają odnowę i regenerację. Działają też oczyszczająco, antybakteryjnie i przeciwzapalnie. Dlatego też zimą i wczesną wiosną najczęściej sięgam po peelingi solne. W tym czasie moja skóra wymaga porządnego oczyszczenia, po miesiącach duszenia się pod grubą warstwą ubrań.
Na opakowaniu znalazłam informację, że peeling należy dodać do wanny, rozpuścić i po prostu poleżeć. No, ale jak w taki sposób pozbyć się martwego naskórka? Owszem taka kąpiel znakomicie odpręża, uspokaja i nawilża całe ciało i nie mogę powiedzieć żeby była nieprzyjemna. Jednak nie o to przecież w peelingu chodzi, więc ja stosowałam go normalnie na wilgotne ciało pod prysznicem. Dopiero całkiem niedawno, na stronie internetowej sklepu, znalazłam jego instrukcję obsługi, zwyczajową. Na opakowaniu jej nie ma, co może wprowadzać w błąd i wywołać lekką konsternację.
Peeling jest bardzo gęsty, przez co doskonale się rozprowadza, nie spływa, nie przecieka przez palce.
Jest wydajny i na wyszorowanie całego ciała, wbrew pozorom, wystarcza niewielka jego ilość. Kryształki soli są w sam raz- nie za grube i nie za małe, przez co rozpuszczają się w idealnym czasie wystarczającym na porządny zabieg. Trzeba jednak pamiętać, że to jednak sól, która nałożona na podrażnienia , np. po goleniu czy depilacji, lubi zapiec jak cholera.
Produkt jest wręcz nasączony olejami, dzięki którym nasza skóra jest genialnie nawilżona, odżywiona, gładka i miękka. I nie jest efekt tymczasowy- do następnego prysznica- ale utrzymuje się kilka dni. Przez to wiem, że peeling rzeczywiście działa i usuwa to co ma usuwać, a gładkość skóry nie wynika po prostu z jej "zaolejowania".
Nie mogę nie wspomnieć o zapachu, bo jest po prostu boski. I nie ma w tym przesady. Ogólnie nie przepadam za aromatem róż i nawet olej różany, który świetnie działa na moją cerę, nie wzbudza we mnie entuzjazmu. Z tym jest inaczej i jeśli możecie sobie wyobrazić świeży, pobudzający a zarazem zmysłowy, seksowny i intrygujący zapach róż to znalazłyście swój ideał. Jest genialny!
Ten produkt spełnia wszystkie moje podstawowe wymagania, a nawet więcej, bo zaspokaja moją babską próżność. Używając go, naprawdę można poczuć się luksusowo i wykwintnie. Jak gwiazda ;)
Zresztą powiem Wam, że Stenders w jakiś magiczny sposób mnie pociąga. Filozofia firmy, dbałość o klienta, opakowania, składniki, zapachy sprawiają, że to klasa sama w sobie. I kusi, oj kusi.
http://www.stenders-cosmetics.pl/