Pokazywanie postów oznaczonych etykietą avon. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą avon. Pokaż wszystkie posty

środa, 28 sierpnia 2013

Soczyście

Będzie o lakierze i to w dodatku z Avonu- marki, bądź co bądź, lekko kontrowersyjnej. I tak jak głęboko zastanowiłabym się nad użyciem kremu do twarzy, lub szamponu, tak przeciw lakierom do paznokci nie mam absolutnie nic.
No wiadomo to nie Essie czy OPI, ale też i cena bardziej przyjazna portfelowi.
Z całym przekonaniem, popartym doświadczeniami na własnej skórze, mogę potwierdzić, że z pewnością jest o niebo lepszy od Catrice, Mavala czy naszego Inglota.





 Producent określa kolor jako koral, ale dla mnie to soczysty pomarańcz.



Pędzelek raczej standardowy. Konsystencja lakieru nie jest ani za gęsta, ani za rzadka- w sam raz, co sprawia, że aplikacja nie nastręcza trudności, produkt łatwo i szybko się nakłada.


Podkład i top bez zmian. Ten duet stosuję juz od jakiegoś roku, może dłużej, i naprawdę genialnie się spisuje. Baza znakomicie chroni płytkę przed przebarwieniami, top cudownie nabłyszcza. Oczywiście oba te produkty znacząco przedłużają trwałość lakieru- u dłoni do około 5dni, u stóp do usunięcia, ale wiadomo, stopami garów nie myję;) choć ta umiejętność byłaby bardzo przydatna;)




Wygląda chyba całkiem nieźle. Co sądzicie?


niedziela, 28 lipca 2013

Mgiełki do ciała

Latem perfumy zamieniam na lekkie mgiełki. A to dlatego, że są ...lekkie właśnie. Mogę ich używać  kiedy mi się chce, i ile mi się żywnie podoba, nie narażając nikogo na ból głowy.  Zwykle spryskuję się nimi od stóp do głów kilka razy w ciągu dnia. Doskonale orzeźwiają i schładzają ciało w czasie upałów, więc na tę porę roku są zupełnie w sam raz.
Oczywiście nie są tak trwałe jak perfumy, ale zapach długo utrzymuje się na skórze i subtelnie ożywa, kiedy ciało się  rozgrzewa.
W moim posiadaniu są obecnie cztery, wiec chyba jasnym jest, że jestem ich ogromną zwolenniczką.



Używam ich, jak na prawdziwą kobietę przystało, w zależności od humoru. Nie ukrywam jednak, że najbardziej upodobałam sobie Happy Mist z Rituals


Złożyło się na to kilka rzeczy, ale najważniejszą z nich jest znikoma ilość alkoholu w składzie, choć producent mówi co innego. Ja tam jednak coś znalazłam. Stoi on jednak na bardzo dalekim miejscu i pełni funkcję jedynie konserwantu, bo cały produkt został stworzony na bazie wody. To sprawia, że mogę używać jej nawet w słońcu, bez obaw o przebarwienia.
W składzie znajdziemy olej rycynowy i ze skórki mandarynki oraz ekstrakt z owoców yuzu (?). Zapach ma obłędny- mandarynkowy, ale z gorzką nutą, przez co staje się bardziej pikantny
Stosując tą mgiełkę mam wrażenie, że lekko, jeśli nie nawilża, to natłuszcza skórę. Przez to jest miła w dotyku przez cały dzień.

Opakowanie to szklana, prosta i niewielka butelka, która mieści 50 ml produktu. Bardzo poręczna, w sam raz do torebki.


Moroccan Rose z The Body Shop.



Nie podejrzewałabym siebie o taki wybór, bo za aromatem róży nie przepadam, ale ten ma w sobie takie "coś", że zdecydowanie musiałam go mieć. Ma niezwykle świeży, intrygujący zapach. Świetnie chłodzi skórę i pobudza nie tylko ciało.
Skład kosmetyku, niestety opiera się na alkoholu, który jest umieszczony na pierwszym miejscu. Reszta nie jest zła, ale z dobrodziejstw natury znajdziemy tylko olejek z płatków róży, który jest na szarym końcu. Faktem jest brak PEGów i parabenów.

Produkt o pojemności 100ml zapakowano do małej, plastikowej butelki. Zmieści się nawet w kopertówce.


Avon Naturals Body, Pomegranate & Mango Body Mist


Bardzo przyjemny produkt o słodkawym, owocowym, ale nie mdłym, zapachu. Podejrzewam, że znany jest Wam bardzo dobrze, bo to jeden z kultowych kosmetyków Avon'u.
Kiedy przyjrzałam się składowi, oniemiałam. Zero PEGów, zero parabenów, przynajmniej tych mi znanych. Mgiełka wypakowana jest ekstraktami z granatu, mango, miodlii indyjskiej, winorośli a także słonecznika. Już pominę milczeniem fakt, że opiera się na alkoholu. Wybaczam, bo to naprawdę dobry produkt. Fajnie odświeża i delikatnie chłodzi. Wybór zapachów jest dość spory, więc każda znajdzie coś dla siebie. No i cena. Tani jest.

Opakowanie to plastikowa butelka o pojemności 125ml.

Hello Darling Victoria Secret


Zapach kojarzy mi się z gumą balonową "Donald" zmieszaną z owocami i kwiatami. I może nie koniecznie z mandarynką, pachnie jednak do zjedzenia. Jest typowo letni, ale nie można przejść obok niego obojętnie. A przynajmniej panowie nie mogą;)
Efekty jakie daje są takie same, jak w przypadku innych, znacznie tańszych mgiełek. I trochę się dziwię o co tyle hałasu, bo ani trwałości nie ma lepszej, ani jakoś spektakularnie nie nawilża, czy chłodzi, a skład pozostawia wiele do życzenia. Są i PEGi i parabeny. Nie wspomnę o alkoholu. Owszem, zawiera ekstrakty z aloesu i rumianku, ale nie zajmują one pierwszych miejsc na etykiecie.
Myślałam, że za reklamą i niebywałą popularnością firmy kryje się coś więcej. Ja nie widzę żadnej różnicy pomiędzy nią, a np.tą z Avon'u czy TBS.

Pojemność ma ogromną, bo aż 250ml, co tłumaczy cenę 15,50e. Przez to też butelka, w której jest zamknięty, jest dość ciężka i wielka, więc nie lubię jej ze sobą nosić.


Żadna z tych mgiełek nie podrażniła, nie wysuszyła, jednym słowem- nie wpłynęła zle na moją skórę. Żadna też nie jest przesadnie trwała, ale to nie perfumy, ani nawet nie wody perfumowane, więc naiwnością byłoby takie oczekiwanie. Dlatego używam ich co najmniej dwukrotnie w ciągu dnia.
Wszystkie co do jednej spełniają swoje zadanie i wszystkie je lubię. Do jednych wrócę, inne sobie daruję. Dla mnie to doskonałe rozwiązanie na lato.

Żyjecie tam? U nas, na szczęście, trochę się ochłodziło i nawet popadało.
Omiatam Was zimnym wzrokiem w celu orzezwienia;) Do widzenia;)