Witajcie :)
Po mojej całkiem długiej nieobecności przyszła pora na odświeżenie bloga :)
Dziś startuję mało tematycznie, ponieważ chciałam pokazać Wam w jakich imprezach miałam przyjemność ostatnio uczestniczyć :) Odbyły się one w moim rodzinnym mieście Łodzi.
KSW17
Koncert Rihanny
Zdecydowanie polecam tego typu imprezy! Ja sama będę starała się uczestniczyć w nich częściej :))
A Wy też na takowe chodzicie?
Pozdrawiam serdecznie!
bG
czwartek, 8 grudnia 2011
czwartek, 17 listopada 2011
Recenzja: Clarins Skin Illusion - nawilżający podkład.
Nie wiem czy o tym wiecie, ale w moim makijażu bardzo ważną rolę odgrywa podkład. Zauważyłam, że gdy nie spełnia on moich podstawowych wymagań, to choćbym nie wiem jak bardzo się starała - cała reszta makijażu mi się sypie. Ostatnio buzia zaczęła płatać mi dodatkowo figle, bo stopniowo odrzucała większość używanych przeze mnie podkładów, które dotąd były niezawodne! Przykładem jest wcześniej używany przeze mnie L'oreal Infallible. Tak mi on odpowiadał, że zakupiłam kolejną buteleczkę i wtedy zaczęły się schody... Swoją drogą teraz rezygnuję całkowicie z tej firmy, ponieważ testuje swoje produkty na zwierzętach. Szukałam więc dalej, szperając w dość małym kręgu firm, które nie maltretują zwierząt. Nie będę Wam już przytaczać przypadkowych historyjek, więc przejdę do rzeczy :) Moim wybrankiem został on:
"Nawilżający mineralny podkład dla każdej cery .
Odbijający światło, nawilżający podkład z faktorem SPF10, który doskonale łączy w sobie mineralne i roślinne składniki aktywne aby stworzyć naturalnie promienną cerę.
Unikalna mieszanka składników stale nawilża i chroni skórę, nadając cerze zdrowy blask. Daje satynowe wykończenie. Formuła oil - free.
Podkład nadaje się dla każdej cery. Chroni przed wolnymi rodnikami, zanieczyszczeniami środowiska oraz przed szkodliwymi promieniami słonecznymi.
Testowany dermatologicznie. Nie zatyka porów. O średnim kryciu."
Moja opinia:
Powiem Wam, że ten podkład jest naprawdę wart uwagi! I już wyjaśniam dlaczego :)
1. ZAPACH Coś pięknego! Przyjemna dla nosa kwiatowo-owocowa woń przypadnie do gustu każdemu! Nie drażni, nie dusi!
2. WYGLĄD Już samo opakowanie zachęca do zakupu! Podkład zapakowany jest w bardzo ładną, elegancką tekturkę, dodatkowo zabezpieczony jest w środku drugą. Same widzicie, jakoś nie mogę się jej pozbyć i po każdym użyciu pakuję do niej podkład :)
3. BUTELECZKA jest szklana, standardowo ciężka. Wieczko koloru złotego, w środku czerwone. Pompka bardzo dobra, bez problemu można wydobyć dzięki niej nawet odrobinkę produktu. Firma dba o to, by ich kosmetyki były na najwyższym poziomie. Dbają o każdy szczegół wykończenia. Nic dodać nic ująć!
4. KONSYSTENCJA Podkład nie jest ani jakiś lejący, ani bardzo gęsty. Dla mnie konsystencja jest w sam raz. Bardzo przyjemnie rozprowadza się na skórze.
5. KRYCIE Mnie w pełni satysfakcjonuje. Wszystkie mniejsze niedoskonałości są poskromione, na te większe jest potrzebny korektor. Podkład absolutnie nie twory efektu maski, nawet przy kolejnych warstwach - sprawdzałam.
Jak na początku wspominałam, miałam ostatnio problem z podkładami. Chodziło konkretnie o to, że drażniły one moją skórę, która po prostu zaczynała mnie swędzieć. Nie życzę tego nikomu, straszny dyskomfort! Tutaj tego problemu nie ma, a na skórze nie pojawiają się żadne niespodzianki. Odnoszę nawet wrażenie, że stan mojej cery zaczął się poprawiać :)
Tak więc podsumowując całość, podkład Clarins Skin Illusion to mój absolutny hit makijażowy! Używam go już od jakiegoś czasu i jeszcze ani razu mnie nie zawiódł. Daje piękne, satynowe wykończenie - dla mnie jest to idealne rozwiązanie. Nie lubię mocno rozświetlających podkładów, albo tych typowo matujących. Tutaj odnosi się wrażenie świeżej i wypoczętej skóry. Jest też według mnie bardzo trwały, utrzymuje się aż do wieczornego zmycia makijażu! W ciągu dnia nie potrzebuję żadnych poprawek, żadna strefa T mi się nie świeci :) Nie używam już żadnego pudru do utrwalenia. Zmarszczek nie podkreśla, nie waży się.
Jest też do wyboru kilka opcji kolorystycznych. Nie pamiętam dokładnie ile, ale kojarzę, że mogło być ich około ośmiu. Ja sama wybrałam dla siebie nr 110 honey. Kolor dla mnie idealny. Nie za jasny, nie za ciemny. Wygląda bardzo naturalnie i zdrowo, dla mnie strzał w dziesiątkę!
Cena w Douglasie to 138zł za 30ml. Pojemność standardowa, a cena jest moim zdaniem adekwatna do jakości.
Nawiasem wspomnę jeszcze o tym, dla jakiej cery ten podkład jest polecany. Szukałam informacji w internecie i raz piszą, że dla każdego rodzaju cery, a raz, że do normalnej i mieszanej. Ja bym nie sugerowała kierowania się tymi informacjami. Najlepsze rozwiązanie to udać się do salonu Douglasa i poprosić o próbkę do sprawdzenia. Panie bez problemu powinny odlać produktu tyle, by starczyło na kilka użyć.
Ja osobiście podkład ten polecam! Jest genialny!
"Nawilżający mineralny podkład dla każdej cery .
Odbijający światło, nawilżający podkład z faktorem SPF10, który doskonale łączy w sobie mineralne i roślinne składniki aktywne aby stworzyć naturalnie promienną cerę.
Unikalna mieszanka składników stale nawilża i chroni skórę, nadając cerze zdrowy blask. Daje satynowe wykończenie. Formuła oil - free.
Podkład nadaje się dla każdej cery. Chroni przed wolnymi rodnikami, zanieczyszczeniami środowiska oraz przed szkodliwymi promieniami słonecznymi.
Testowany dermatologicznie. Nie zatyka porów. O średnim kryciu."
Moja opinia:
Powiem Wam, że ten podkład jest naprawdę wart uwagi! I już wyjaśniam dlaczego :)
1. ZAPACH Coś pięknego! Przyjemna dla nosa kwiatowo-owocowa woń przypadnie do gustu każdemu! Nie drażni, nie dusi!
2. WYGLĄD Już samo opakowanie zachęca do zakupu! Podkład zapakowany jest w bardzo ładną, elegancką tekturkę, dodatkowo zabezpieczony jest w środku drugą. Same widzicie, jakoś nie mogę się jej pozbyć i po każdym użyciu pakuję do niej podkład :)
3. BUTELECZKA jest szklana, standardowo ciężka. Wieczko koloru złotego, w środku czerwone. Pompka bardzo dobra, bez problemu można wydobyć dzięki niej nawet odrobinkę produktu. Firma dba o to, by ich kosmetyki były na najwyższym poziomie. Dbają o każdy szczegół wykończenia. Nic dodać nic ująć!
4. KONSYSTENCJA Podkład nie jest ani jakiś lejący, ani bardzo gęsty. Dla mnie konsystencja jest w sam raz. Bardzo przyjemnie rozprowadza się na skórze.
5. KRYCIE Mnie w pełni satysfakcjonuje. Wszystkie mniejsze niedoskonałości są poskromione, na te większe jest potrzebny korektor. Podkład absolutnie nie twory efektu maski, nawet przy kolejnych warstwach - sprawdzałam.
Jak na początku wspominałam, miałam ostatnio problem z podkładami. Chodziło konkretnie o to, że drażniły one moją skórę, która po prostu zaczynała mnie swędzieć. Nie życzę tego nikomu, straszny dyskomfort! Tutaj tego problemu nie ma, a na skórze nie pojawiają się żadne niespodzianki. Odnoszę nawet wrażenie, że stan mojej cery zaczął się poprawiać :)
Tak więc podsumowując całość, podkład Clarins Skin Illusion to mój absolutny hit makijażowy! Używam go już od jakiegoś czasu i jeszcze ani razu mnie nie zawiódł. Daje piękne, satynowe wykończenie - dla mnie jest to idealne rozwiązanie. Nie lubię mocno rozświetlających podkładów, albo tych typowo matujących. Tutaj odnosi się wrażenie świeżej i wypoczętej skóry. Jest też według mnie bardzo trwały, utrzymuje się aż do wieczornego zmycia makijażu! W ciągu dnia nie potrzebuję żadnych poprawek, żadna strefa T mi się nie świeci :) Nie używam już żadnego pudru do utrwalenia. Zmarszczek nie podkreśla, nie waży się.
Jest też do wyboru kilka opcji kolorystycznych. Nie pamiętam dokładnie ile, ale kojarzę, że mogło być ich około ośmiu. Ja sama wybrałam dla siebie nr 110 honey. Kolor dla mnie idealny. Nie za jasny, nie za ciemny. Wygląda bardzo naturalnie i zdrowo, dla mnie strzał w dziesiątkę!
Cena w Douglasie to 138zł za 30ml. Pojemność standardowa, a cena jest moim zdaniem adekwatna do jakości.
Nawiasem wspomnę jeszcze o tym, dla jakiej cery ten podkład jest polecany. Szukałam informacji w internecie i raz piszą, że dla każdego rodzaju cery, a raz, że do normalnej i mieszanej. Ja bym nie sugerowała kierowania się tymi informacjami. Najlepsze rozwiązanie to udać się do salonu Douglasa i poprosić o próbkę do sprawdzenia. Panie bez problemu powinny odlać produktu tyle, by starczyło na kilka użyć.
Ja osobiście podkład ten polecam! Jest genialny!
A Wy znacie już ten produkt? A może macie inne swoje hity kosmetyczne marki Clarins?
Pozdrawiam serdecznie!
bloGosia
piątek, 11 listopada 2011
Recenzja: Crystal Essence, mineral deodorant roll-on
Witajcie,
Po mojej dłuższej nieobecności przyszedł czas na kolejną dawkę analiz kosmetycznych :)
Tym razem przygotowałam dla Was recenzję wyżej wymienionego dezodorantu.
Słowo producenta:
"Dezodorant w kulce o zapachu granatu
Neutralizuje bakterie powodujące przykry zapach. W 100% naturalny, hipoalergiczny, działa kojąco, nie zawiera parabenów i soli aluminium. Nie klei się, nie brudzi ubrań, natychmiast schnie. Zawiera roztwór soli wulkanicznej - AŁUN."
Moja opinia:
Dezodorant ten ma przepiękny zapach! Jest bardzo kobiecy. Bardzo wygodnie i komfortowo się go używa, ponieważ kulka nie zacina się, a sam płyn mimo bardzo rzadkiej konsystencji nie wylewa się w nadmiarze.
Jeżeli chodzi o samo działanie, muszę na wstępie powiedzieć, że nie mam bardzo dużych problemów z potliwością. Mieści się ona u mnie w granicach normy. Jednak mimo to jestem normalnym człowiekiem i czasami również potrzebuję lepszej ochrony. Niestety w tym drugim przypadku produkt ten się nie sprawdził i mam tu na myśli fakt, że nie zneutralizował tych niepożądanych bakterii ;) Wydzielania potu również nie hamuje, ale od tego on nie jest, wiec absolutnie nie mam mu tego za złe. I jeżeli chodzi o minusy to by było tyle.
Znacznie więcej widzę plusów :) Naturalny produkt! O zapachu i samym opakowaniu już wspominałam. Nie szczypie gdy użyje się go zaraz po depilacji, bardzo szybko wysycha! O plamach na ubraniach już zapomniałam! Jest naprawdę bardzo dobry dla osób, które pocą się umiarkowanie! Wtedy brzydki zapach neutralizuje na wysokim poziomie, nawet po wielu godzinach nie czuje się żadnego dyskomfortu z tego powodu. Jest też całkiem wydajny. Myślałam, że szybko mi się zużyje, a prawda jest taka, że używam go od około miesiąca dzień w dzień. Czasami nawet dla poczucia lepszej ochrony smaruję się nim raz, po czym jak wyschnie ponawiam czynność. Jak do tej pory ubyła mi połowa.
Powiem Wam szczerze, że mimo tego, że kilka razy dezodorant ten mnie zawiódł, bardzo się cieszę, że go używam. Czuję, że robię coś dobrego dla swojego ciała nie hamując jego naturalnego funkcjonowania. Pory nie są sztucznie blokowane, toksyny wydalane są w naturalny sposób, a przykry zapach jest neutralizowany!
W 100% sięgnę po następną buteleczkę!
Dla zainteresowanych podpowiem, że są jeszcze inne wersje zapachowe tego dezodorantu. Produkt ten występuje również jako spray i w formie kryształu.
Cena ok 17zł.
Znacie ten produkt?
Pozdrawiam serdecznie
bloGosia
Po mojej dłuższej nieobecności przyszedł czas na kolejną dawkę analiz kosmetycznych :)
Tym razem przygotowałam dla Was recenzję wyżej wymienionego dezodorantu.
Słowo producenta:
"Dezodorant w kulce o zapachu granatu
Neutralizuje bakterie powodujące przykry zapach. W 100% naturalny, hipoalergiczny, działa kojąco, nie zawiera parabenów i soli aluminium. Nie klei się, nie brudzi ubrań, natychmiast schnie. Zawiera roztwór soli wulkanicznej - AŁUN."
Moja opinia:
Dezodorant ten ma przepiękny zapach! Jest bardzo kobiecy. Bardzo wygodnie i komfortowo się go używa, ponieważ kulka nie zacina się, a sam płyn mimo bardzo rzadkiej konsystencji nie wylewa się w nadmiarze.
Jeżeli chodzi o samo działanie, muszę na wstępie powiedzieć, że nie mam bardzo dużych problemów z potliwością. Mieści się ona u mnie w granicach normy. Jednak mimo to jestem normalnym człowiekiem i czasami również potrzebuję lepszej ochrony. Niestety w tym drugim przypadku produkt ten się nie sprawdził i mam tu na myśli fakt, że nie zneutralizował tych niepożądanych bakterii ;) Wydzielania potu również nie hamuje, ale od tego on nie jest, wiec absolutnie nie mam mu tego za złe. I jeżeli chodzi o minusy to by było tyle.
Znacznie więcej widzę plusów :) Naturalny produkt! O zapachu i samym opakowaniu już wspominałam. Nie szczypie gdy użyje się go zaraz po depilacji, bardzo szybko wysycha! O plamach na ubraniach już zapomniałam! Jest naprawdę bardzo dobry dla osób, które pocą się umiarkowanie! Wtedy brzydki zapach neutralizuje na wysokim poziomie, nawet po wielu godzinach nie czuje się żadnego dyskomfortu z tego powodu. Jest też całkiem wydajny. Myślałam, że szybko mi się zużyje, a prawda jest taka, że używam go od około miesiąca dzień w dzień. Czasami nawet dla poczucia lepszej ochrony smaruję się nim raz, po czym jak wyschnie ponawiam czynność. Jak do tej pory ubyła mi połowa.
Powiem Wam szczerze, że mimo tego, że kilka razy dezodorant ten mnie zawiódł, bardzo się cieszę, że go używam. Czuję, że robię coś dobrego dla swojego ciała nie hamując jego naturalnego funkcjonowania. Pory nie są sztucznie blokowane, toksyny wydalane są w naturalny sposób, a przykry zapach jest neutralizowany!
W 100% sięgnę po następną buteleczkę!
Dla zainteresowanych podpowiem, że są jeszcze inne wersje zapachowe tego dezodorantu. Produkt ten występuje również jako spray i w formie kryształu.
Cena ok 17zł.
Znacie ten produkt?
Pozdrawiam serdecznie
bloGosia
czwartek, 3 listopada 2011
Recenzja: Suhada, Mineral Powder
Witajcie,
Dziś przychodzę do Was z recenzją pudru mineralnego z serii Suhada, który można dostać w Lidlu.
Suhada, Mineral Powder Naturel; 15ml; ok.16zł
Opis produktu:
"Lekka konsystencja, nie zawiera substancji konserwujacych oraz zapachowych, dzięki czemu nie wysusza skóry i nie blokuje porów.
Kosmetyki Suhada Nature wolne są od sztucznych barwników, chemicznych substancji zapachowych, parafiny, silikonu, a także preparatów pochodzenia zwierzęcego. Unikatowe formuły użyte w naturalnych kosmetykach zostały opracowane według bardzo rygorystycznych reguł i zasad."
Moja opinia:
Produkt pięknie opakowany w eleganckie, tekturowe pudełeczko. Do niego dołączony jest pędzel. Nawet ładnie wyglądający, idealny do torebki, ponieważ można go wkręcić do środka i zakryć skuwką. Jednak pędzel sam w sobie wcale nie jest rewelacyjny. Jest wręcz przeciętny, źle mi się go używało, a włosie wychodziło. Niestety go zgubiłam dlatego też możecie zobaczyć go tylko na zdjęciu reprezentującym.
Przechodząc do tematu samego pudru z wielkim żalem muszę przyznać, że po 3-4 miesiącach zaczął niemiłosiernie śmierdzieć! Powiem szczerze, że na początku kiedy go używałam jakoś nie przejmowałam się tematem zapachu, bo najzwyczajniej mi nie przeszkadzał. W sumie nawet nie pamiętam dokładnie jaki on był. Ale w tej chwili po dłuższym czasie kiedy go nie używałam, mój nos nie jest w stanie znieść tego smrodu. Jest to coś jakby z gumą i plastikiem. I nie jest możliwe raczej to, że winowajcą jest opakowanie, bo ono żadnego zapachu nie posiada - sprawdzałam.
Dlaczego przez długi czas nie używałam pudru? Bo zwyczajnie mi nie podpasował. Kupiłam go jakoś w wakacje, kiedy byłam dość mocno opalona. Kolor wydawał mi się odpowiedni i nie ukrywam, zależało mi na lekkim zmatowieniu i nadaniu świeżości twarzy bez konieczności aplikowania fluidów i tym podobnych rzeczy. Myślałam, że trafiłam na fajny produkt i w dodatku za śmieszne grosze. Niestety bardzo się zawiodłam. Po aplikacji twarz mi się brzydko świeciła, puder wchodził we wszystkie załamania i brzydko mi je podkreślał. Nawet przy lekko rozszerzonych porach zdecydowanie odradzam aplikowanie go z myślą o wyjściu z domu gdziekolwiek! Efekt jest straszny! Dodatkowo mimo wielkich chęci i prób robiły mi się na twarzy smugi. Plusem jest to, że mnie nie uczulił. Myślę, że w miarę przyzwoicie może on wyglądać tylko u osoby o idealnej, nieskazitelnej twarzy bez żadnych niedoskonałości.
Przykład widać na wewnętrznej stronie ręki. Gładka skóra + puder dają efekt aksamitnego wykończenia z efektem delikatnego rozświetlenia.
Powiem szczerze, że nie pamiętam czy były dostępne inne kolory. Widziałam za to jakieś róże, chyba błyszczyki i inne kosmetyki z serii tych podstawowych.
Nie kupię go ponownie, a ten niestety wyrzucę głównie przez ten okropny zapach.
Znacie kosmetyki Suhada? Używałyście? Polecacie?
Pozdrawiam serdecznie!
bloGosia
Dziś przychodzę do Was z recenzją pudru mineralnego z serii Suhada, który można dostać w Lidlu.
Suhada, Mineral Powder Naturel; 15ml; ok.16zł
Opis produktu:
"Lekka konsystencja, nie zawiera substancji konserwujacych oraz zapachowych, dzięki czemu nie wysusza skóry i nie blokuje porów.
Kosmetyki Suhada Nature wolne są od sztucznych barwników, chemicznych substancji zapachowych, parafiny, silikonu, a także preparatów pochodzenia zwierzęcego. Unikatowe formuły użyte w naturalnych kosmetykach zostały opracowane według bardzo rygorystycznych reguł i zasad."
Moja opinia:
Produkt pięknie opakowany w eleganckie, tekturowe pudełeczko. Do niego dołączony jest pędzel. Nawet ładnie wyglądający, idealny do torebki, ponieważ można go wkręcić do środka i zakryć skuwką. Jednak pędzel sam w sobie wcale nie jest rewelacyjny. Jest wręcz przeciętny, źle mi się go używało, a włosie wychodziło. Niestety go zgubiłam dlatego też możecie zobaczyć go tylko na zdjęciu reprezentującym.
Przechodząc do tematu samego pudru z wielkim żalem muszę przyznać, że po 3-4 miesiącach zaczął niemiłosiernie śmierdzieć! Powiem szczerze, że na początku kiedy go używałam jakoś nie przejmowałam się tematem zapachu, bo najzwyczajniej mi nie przeszkadzał. W sumie nawet nie pamiętam dokładnie jaki on był. Ale w tej chwili po dłuższym czasie kiedy go nie używałam, mój nos nie jest w stanie znieść tego smrodu. Jest to coś jakby z gumą i plastikiem. I nie jest możliwe raczej to, że winowajcą jest opakowanie, bo ono żadnego zapachu nie posiada - sprawdzałam.
Dlaczego przez długi czas nie używałam pudru? Bo zwyczajnie mi nie podpasował. Kupiłam go jakoś w wakacje, kiedy byłam dość mocno opalona. Kolor wydawał mi się odpowiedni i nie ukrywam, zależało mi na lekkim zmatowieniu i nadaniu świeżości twarzy bez konieczności aplikowania fluidów i tym podobnych rzeczy. Myślałam, że trafiłam na fajny produkt i w dodatku za śmieszne grosze. Niestety bardzo się zawiodłam. Po aplikacji twarz mi się brzydko świeciła, puder wchodził we wszystkie załamania i brzydko mi je podkreślał. Nawet przy lekko rozszerzonych porach zdecydowanie odradzam aplikowanie go z myślą o wyjściu z domu gdziekolwiek! Efekt jest straszny! Dodatkowo mimo wielkich chęci i prób robiły mi się na twarzy smugi. Plusem jest to, że mnie nie uczulił. Myślę, że w miarę przyzwoicie może on wyglądać tylko u osoby o idealnej, nieskazitelnej twarzy bez żadnych niedoskonałości.
Przykład widać na wewnętrznej stronie ręki. Gładka skóra + puder dają efekt aksamitnego wykończenia z efektem delikatnego rozświetlenia.
Powiem szczerze, że nie pamiętam czy były dostępne inne kolory. Widziałam za to jakieś róże, chyba błyszczyki i inne kosmetyki z serii tych podstawowych.
Nie kupię go ponownie, a ten niestety wyrzucę głównie przez ten okropny zapach.
Znacie kosmetyki Suhada? Używałyście? Polecacie?
Pozdrawiam serdecznie!
bloGosia
wtorek, 1 listopada 2011
bloGosia kulinarnie :) - SZARLOTKA!
Witajcie :)
Przyznam się już na początku - jestem strasznym łasuchem :) A jednym z moich ulubionych przysmaków jest właśnie szarlotka! Najlepiej ciepła i z gałką lodów śmietankowych lub waniliowych - niebo w gębie :)))
Wczoraj zdecydowałam się własnoręcznie wykonać mój ulubiony smakołyk i jestem zachwycona ostatecznym wynikiem! Miałam rewelacyjny przepis, dzięki któremu nie pogubiłam się, a teraz chcę się nim z Wami podzielić :) Oto on:
20 dag mąki
1 łyżka mąki ziemniaczanej
20 dag cukru (wstępnie)
1 jajko
20 dag masła (ew. 7dag masła i 13 dag margaryny)
budyń śmietankowy (najlepiej bez cukru)
2 kg jabłek
sok z 1 cytryny
10 dag rodzynków
1 łyżka miodu
6 dag płatków migdałowych
2 łyżki mleka
Zagnieść ciasto z mąki, 10 dekagramów cukru, całego surowego jajka i 13 dekagramów masła (ewentualnie margaryny), włożyć do lodówki na pół godziny. Tortownicę posmarować masłem i ułożyć spód ciasta formując nieco uniesione brzegi.
Umyte i obrane jabłka pokroić w kostkę, skropić sokiem z cytryny i lekko poddusić na małym ogniu przez 10 minut, dodając 5 dag masła, 5 dag cukru (można mniej w zależności od tego jak słodkie są jabłka) i rodzynki. Zdjąć z ognia, zagęścić suchym budyniem i mąką ziemniaczaną, wyłożyć na ciasto.
Pozostałe masło - 1 dekagram, czyli pół łyżki, wymieszać z miodem, cukrem, mlekiem i płatkami migdałowymi, zagotować, gorące wylać na wierzch ciasta. Wstawić do rozgrzanego piekarnika, piec około 40 minut w temperaturze 180 stopni C.
Muszę nieskromnie powiedzieć, że moje ciasto wyszło naprawdę dobrze i razem z moim chłopakiem się nim zajadamy :) Sama od siebie dodałam jeszcze do jabłek łyżkę cynamonu. Przyznam też, że o dwie minutki za długo dusiły się u mnie jabłuszka. Trochę się przez to rozpuściły, a chodziło tylko o to żeby puściły sok i same w sobie zachowały się w formie kostek. Niestety zachowała się w tej formie tylko połowa z nich, ale będę mądrzejsza następnym razem :) Ciasto piekłam również 10 minut dłużej niż jest to zalecane w przepisie, ale to tylko dlatego, że mam piekarnik na gaz i dłużej muszę w nim piec - oczywiście nie wiem czy tyczy się to tylko mojego czy wszystkich nagrzewanych w ten sposób.
Uwielbiam robić sobie co jakiś czas taki babski wieczór z gazetkami, kieliszkiem czerwonego wina i czymś pysznym do schrupania :) Właśnie dziś taki relaks miał miejsce :)
A Wy lubicie sobie czasami coś upichcić?
Pozdrawiam serdecznie!
bloGosia
Przyznam się już na początku - jestem strasznym łasuchem :) A jednym z moich ulubionych przysmaków jest właśnie szarlotka! Najlepiej ciepła i z gałką lodów śmietankowych lub waniliowych - niebo w gębie :)))
Wczoraj zdecydowałam się własnoręcznie wykonać mój ulubiony smakołyk i jestem zachwycona ostatecznym wynikiem! Miałam rewelacyjny przepis, dzięki któremu nie pogubiłam się, a teraz chcę się nim z Wami podzielić :) Oto on:
20 dag mąki
1 łyżka mąki ziemniaczanej
20 dag cukru (wstępnie)
1 jajko
20 dag masła (ew. 7dag masła i 13 dag margaryny)
budyń śmietankowy (najlepiej bez cukru)
2 kg jabłek
sok z 1 cytryny
10 dag rodzynków
1 łyżka miodu
6 dag płatków migdałowych
2 łyżki mleka
Zagnieść ciasto z mąki, 10 dekagramów cukru, całego surowego jajka i 13 dekagramów masła (ewentualnie margaryny), włożyć do lodówki na pół godziny. Tortownicę posmarować masłem i ułożyć spód ciasta formując nieco uniesione brzegi.
Umyte i obrane jabłka pokroić w kostkę, skropić sokiem z cytryny i lekko poddusić na małym ogniu przez 10 minut, dodając 5 dag masła, 5 dag cukru (można mniej w zależności od tego jak słodkie są jabłka) i rodzynki. Zdjąć z ognia, zagęścić suchym budyniem i mąką ziemniaczaną, wyłożyć na ciasto.
Pozostałe masło - 1 dekagram, czyli pół łyżki, wymieszać z miodem, cukrem, mlekiem i płatkami migdałowymi, zagotować, gorące wylać na wierzch ciasta. Wstawić do rozgrzanego piekarnika, piec około 40 minut w temperaturze 180 stopni C.
Muszę nieskromnie powiedzieć, że moje ciasto wyszło naprawdę dobrze i razem z moim chłopakiem się nim zajadamy :) Sama od siebie dodałam jeszcze do jabłek łyżkę cynamonu. Przyznam też, że o dwie minutki za długo dusiły się u mnie jabłuszka. Trochę się przez to rozpuściły, a chodziło tylko o to żeby puściły sok i same w sobie zachowały się w formie kostek. Niestety zachowała się w tej formie tylko połowa z nich, ale będę mądrzejsza następnym razem :) Ciasto piekłam również 10 minut dłużej niż jest to zalecane w przepisie, ale to tylko dlatego, że mam piekarnik na gaz i dłużej muszę w nim piec - oczywiście nie wiem czy tyczy się to tylko mojego czy wszystkich nagrzewanych w ten sposób.
Uwielbiam robić sobie co jakiś czas taki babski wieczór z gazetkami, kieliszkiem czerwonego wina i czymś pysznym do schrupania :) Właśnie dziś taki relaks miał miejsce :)
A Wy lubicie sobie czasami coś upichcić?
Pozdrawiam serdecznie!
bloGosia
piątek, 28 października 2011
Recenzja: Bielenda, łagodny 2-fazowy płyn do demakijażu oczu, oczy wrażliwe
Witajcie,
Dziś z mojej strony kilka słów na temat płynu do demakijażu oczu firmy Bielenda.
Ja sama kupiłam go po raz pierwszy rok temu i od tego czasu nie używam żadnego innego produktu do tego typu celów. To chyba już o czymś świadczy :)
Słowo producenta:
"Łagodny, niezwykle delikatny, a równocześnie wyjątkowo skuteczny płyn do demakijażu nawet bardzo wrażliwych oczu. Dzięki specjalnej 2-fazowej formule szybko i skutecznie usuwa również makijaż wodoodporny. Jednocześnie pielęgnuje i koi cienką i delikatną skórę wokół oczu, nawilża ją, zapobiega wysuszeniu. Łagodzi podrażnienia. Nie pozostawia tłustej warstwy.
Stosowanie: wstrząsnąć do uzyskania jednolitej konsystencji, zwilżyć wacik płynem i delikatnie zmyć makijaż oczu.
Może być stosowany przez osoby noszące szkła kontaktowe."
Moja opinia:
Z ręką na sercu mówię Wam, że jest to najlepszy płyn do demakijażu oczu jaki kiedykolwiek posiadałam. Jest delikatny, nie posiada żadnego zapachu - jest to dla mnie ogromnym plusem.
Ani razu nie podrażnił moich oczu, nie powoduje również szczypania. Makijaż zmywa bardzo dobrze i szybko. Wystarczy przyłożyć nasączony wacik do oka, przytrzymać kilka sekund i wszystko się rozpuszcza. Nie ma potrzeby dodatkowego pocierania, a następnego dnia rano nie ma efektu pandy! :) Niektóre osoby mówią, że jest bardzo tłusty. Hmm... No są dwie fazy płynu, jest olejek. Ale prawdę mówiąc ja nie zakodowałam tego typu mankamentów. Zmywa, zostawia nawilżoną skórę wokół oczu i tyle. Nie jest ani lepki ani nieprzyjemny ani jakoś strasznie tłusty. Powiedziałabym za to, że raczej lekko szorstki, ale w przyjemny sposób. Może te osoby nie wstrząsnęły nim dobrze przed demakijażem? Co do wydajności również nie mam zastrzeżeń. Wylewam na wacik tylko tyle ile potrzebuję, nie biorę za dużo. Przy codziennym stosowaniu starczał mi na ok. dwa miesiące. Teraz używam go mniej więcej co drugi dzień na zmianę z olejkiem własnej roboty.
Przechodząc do ogólnych wniosków pozostaje mi tylko potwierdzić słowa producenta.
A żeby nie było tak różowo to doczepię się do niezbyt wygodnej nakrętki, z którą mam problem kiedy chcę jednocześnie zmyć oko jedną ręką, a drugą zakręcić opakowanie :)
Mimo tego strasznego minusa (nakrętka :)) polecam zdecydowanie! :) (Choć dziś w jednym komentarzu przeczytałam, że mają ten płyn wycofać :( wiecie może, czy to jest prawda?)
A jakie Wy macie ulubione płyny do demakijażu oczu? Czy może takich nie używacie?
Pozdrawiam serdecznie!
bloGosia
Dziś z mojej strony kilka słów na temat płynu do demakijażu oczu firmy Bielenda.
Ja sama kupiłam go po raz pierwszy rok temu i od tego czasu nie używam żadnego innego produktu do tego typu celów. To chyba już o czymś świadczy :)
Słowo producenta:
"Łagodny, niezwykle delikatny, a równocześnie wyjątkowo skuteczny płyn do demakijażu nawet bardzo wrażliwych oczu. Dzięki specjalnej 2-fazowej formule szybko i skutecznie usuwa również makijaż wodoodporny. Jednocześnie pielęgnuje i koi cienką i delikatną skórę wokół oczu, nawilża ją, zapobiega wysuszeniu. Łagodzi podrażnienia. Nie pozostawia tłustej warstwy.
Stosowanie: wstrząsnąć do uzyskania jednolitej konsystencji, zwilżyć wacik płynem i delikatnie zmyć makijaż oczu.
Może być stosowany przez osoby noszące szkła kontaktowe."
Moja opinia:
Z ręką na sercu mówię Wam, że jest to najlepszy płyn do demakijażu oczu jaki kiedykolwiek posiadałam. Jest delikatny, nie posiada żadnego zapachu - jest to dla mnie ogromnym plusem.
Ani razu nie podrażnił moich oczu, nie powoduje również szczypania. Makijaż zmywa bardzo dobrze i szybko. Wystarczy przyłożyć nasączony wacik do oka, przytrzymać kilka sekund i wszystko się rozpuszcza. Nie ma potrzeby dodatkowego pocierania, a następnego dnia rano nie ma efektu pandy! :) Niektóre osoby mówią, że jest bardzo tłusty. Hmm... No są dwie fazy płynu, jest olejek. Ale prawdę mówiąc ja nie zakodowałam tego typu mankamentów. Zmywa, zostawia nawilżoną skórę wokół oczu i tyle. Nie jest ani lepki ani nieprzyjemny ani jakoś strasznie tłusty. Powiedziałabym za to, że raczej lekko szorstki, ale w przyjemny sposób. Może te osoby nie wstrząsnęły nim dobrze przed demakijażem? Co do wydajności również nie mam zastrzeżeń. Wylewam na wacik tylko tyle ile potrzebuję, nie biorę za dużo. Przy codziennym stosowaniu starczał mi na ok. dwa miesiące. Teraz używam go mniej więcej co drugi dzień na zmianę z olejkiem własnej roboty.
Przechodząc do ogólnych wniosków pozostaje mi tylko potwierdzić słowa producenta.
A żeby nie było tak różowo to doczepię się do niezbyt wygodnej nakrętki, z którą mam problem kiedy chcę jednocześnie zmyć oko jedną ręką, a drugą zakręcić opakowanie :)
Mimo tego strasznego minusa (nakrętka :)) polecam zdecydowanie! :) (Choć dziś w jednym komentarzu przeczytałam, że mają ten płyn wycofać :( wiecie może, czy to jest prawda?)
A jakie Wy macie ulubione płyny do demakijażu oczu? Czy może takich nie używacie?
Pozdrawiam serdecznie!
bloGosia
czwartek, 27 października 2011
Złoto na paznokciach z Essence Colour&go nr 32 gold rush
Dziś kolejna odsłona mojej lakierowej kolekcji z Essence. Tym razem postawiłam na złoto.
Wśród kobiet zdanie na temat tych lakierów jest dość mocno podzielone. Ja osobiście jestem ich zwolenniczką! Małe, tanie i u mnie trzymają się stosunkowo długo. Kolejny plus to całkiem spory wybór wśród kolorów. I nie są testowane na zwierzętach :)
Prezentowane przeze mnie złoto bardzo szybko wysycha. Zauważyłam, że te metaliczne odcienie szybciej zastygają niż pozostałe. Na paznokciach mam dwie warstwy, choć jak się uprę to jedna jest wystarczająca. Chciałam jednak uniknąć efektu widocznych końcówek paznokci dlatego zdecydowałam się na dwie.
A oto efekty:
Gustujecie w metalicznych kolorach? Ja przyznam, że spodobały mi się one niedawno!
Pozdrawiam serdecznie!
bloGosia
Wśród kobiet zdanie na temat tych lakierów jest dość mocno podzielone. Ja osobiście jestem ich zwolenniczką! Małe, tanie i u mnie trzymają się stosunkowo długo. Kolejny plus to całkiem spory wybór wśród kolorów. I nie są testowane na zwierzętach :)
Prezentowane przeze mnie złoto bardzo szybko wysycha. Zauważyłam, że te metaliczne odcienie szybciej zastygają niż pozostałe. Na paznokciach mam dwie warstwy, choć jak się uprę to jedna jest wystarczająca. Chciałam jednak uniknąć efektu widocznych końcówek paznokci dlatego zdecydowałam się na dwie.
A oto efekty:
Gustujecie w metalicznych kolorach? Ja przyznam, że spodobały mi się one niedawno!
Pozdrawiam serdecznie!
bloGosia
sobota, 22 października 2011
Paznokcie na dziś
Witajcie,
Po mojej miesięcznej kuracji nadszedł czas na pomalowanie paznokci! Strasznie tęskniłam za śliską warstwą błyszczącego lakieru. Z okazji tego wielkiego dnia wybrałam kolor brązowy, na który od pewnego czasu chorowałam :) By nadać jeszcze większego błysku dodałam na wierzch warstwę mojego nowego lakieru nawierzchniowego. A oto winowajcy :)
Essence, brązowy lakier nr 49 the only chance!
Super się nakłada! Paznokcie pomalowałam jedną średnio grubą warstwą i wystarczyło! Lakier jest dość gęsty, ale bardzo wygodnie się nim maluje. Schnie szybko, ale mimo to trzeba uważać przez jakiś czas podczas wykonywanych czynności, bo może się trochę odgniatać.
Essence, gel-look topcoat - lakier nawierzchniowy efekt sztucznych paznokci
Rzeczywiście nadaje paznokciom większego błysku, choć bardziej widoczne jest to na żywo - zdjęcia aż tak bardzo tego nie odzwierciedlają, bo tak czy siak paznokcie się na nich błyszczą :) Osobiście jestem z niego bardzo zadowolona. Szybko schnie, tzn mam tu na myśli, że 10 minut spokojnie odczekałam sobie nie robiąc absolutnie nic. Mimo to i tak trzeba uważać przez jakąś godzinę żeby pod wpływem mocniejszych nacisków nie odgniatał się. Później można się tylko cieszyć efektem :)
A oto jaki efekt uzyskałam malując paznokcie samym lakierem brązowym:
I dodając top coat:
Ciekawa jestem jak długo wytrzymają moje paznokcie razem z nawierzchniowym lakierem.
Próbowałyście już?
Pozdrawiam serdecznie!
bloGosia
Po mojej miesięcznej kuracji nadszedł czas na pomalowanie paznokci! Strasznie tęskniłam za śliską warstwą błyszczącego lakieru. Z okazji tego wielkiego dnia wybrałam kolor brązowy, na który od pewnego czasu chorowałam :) By nadać jeszcze większego błysku dodałam na wierzch warstwę mojego nowego lakieru nawierzchniowego. A oto winowajcy :)
Essence, brązowy lakier nr 49 the only chance!
Super się nakłada! Paznokcie pomalowałam jedną średnio grubą warstwą i wystarczyło! Lakier jest dość gęsty, ale bardzo wygodnie się nim maluje. Schnie szybko, ale mimo to trzeba uważać przez jakiś czas podczas wykonywanych czynności, bo może się trochę odgniatać.
Essence, gel-look topcoat - lakier nawierzchniowy efekt sztucznych paznokci
Rzeczywiście nadaje paznokciom większego błysku, choć bardziej widoczne jest to na żywo - zdjęcia aż tak bardzo tego nie odzwierciedlają, bo tak czy siak paznokcie się na nich błyszczą :) Osobiście jestem z niego bardzo zadowolona. Szybko schnie, tzn mam tu na myśli, że 10 minut spokojnie odczekałam sobie nie robiąc absolutnie nic. Mimo to i tak trzeba uważać przez jakąś godzinę żeby pod wpływem mocniejszych nacisków nie odgniatał się. Później można się tylko cieszyć efektem :)
A oto jaki efekt uzyskałam malując paznokcie samym lakierem brązowym:
I dodając top coat:
Ciekawa jestem jak długo wytrzymają moje paznokcie razem z nawierzchniowym lakierem.
Próbowałyście już?
Pozdrawiam serdecznie!
bloGosia
środa, 19 października 2011
Recenzja: Herba Studio, 2x5 balsam do paznokci
Dziś przychodzę do Was z recenzją balsamu do paznokci, który od pewnego czasu stosuję.
Herba Studio, 2x5 balsam do paznokci; 4,5g; cena ok 10zł.
Jest to wzmacniający i odżywczy balsam do skórek i paznokci. Ma za zadanie pomóc w przypadku paznokci kruchych, łamliwych, rozdwajających się jak również przy uszkodzonych skórkach wokół nich.
Miałam bardzo duży problem z zakupem tego produktu. Odwiedziłam wiele aptek i niestety w żadnej z nich nie mieli pojęcia o czym mówię. Obawiałam się już, że coś mi się pomyliło i pytałam o zły produkt. Ostatecznie okazało się, że z mojej strony wszystko było prawidłowo, a ten balsam po prostu jest teraz bardzo niespotykany. Dlaczego teraz? Bo we wcześniejszych latach można było go dostać w praktycznie każdej aptece. Teraz najlepiej szukać w sklepach zielarskich bądź w internecie. Ja zastosowałam się do tego drugiego, bo miałam już dość przemierzonych tras.
Przesyłkę dostałam na szczęście bardzo szybko. Chwilę po rozpakowaniu zabrałam się za smarowanie paznokci. Balsam był twardy i nie za bardzo wiedziałam jak się za niego zabrać, ale po chwili po prostu zaczęłam go zeskrobywać po odrobince paznokciem i to był najlepszy sposób na niego.
Pierwsze użycia wywołały u mnie mieszane uczucia. Jak na moje oko produkt prawie wcale się nie wchłaniał, a ja myślałam, że będzie zupełnie inaczej. Byłam jednak cierpliwa i spokojnie czekałam aż zacznie działać i opłaciło się. Po dwóch dniach moje paznokcie zaczęły coraz lepiej przyjmować dawki balsamu i je chłonąć, to samo skórki. Zapewnienia producenta nie są wyssane z palca. Paznokcie szybko odzyskały swój blask i bardzo zdrowy wygląd. Są naprawdę odżywione i jeszcze mocniejsze niż przed kuracją. Mają piękny, zdrowy połysk i dzięki stosowaniu tego preparatu utrzymuje się na nich delikatna, trochę szorstka warstwa ochronna. Jest to dla mnie w pewnym sensie zbawienie, bo przyzwyczajona byłam do ciągle pomalowanych paznokci i przez pierwsze dni było mi trochę ciężko. Teraz jednak nie czuję w żadnym stopniu dyskomfortu i mam poczucie, że nawet częste używanie wody tak łatwo ich nie wysuszy. Skórki wyglądają również rewelacyjnie. Gładkie, nawilżone, nie zadzierają się i bardzo łatwo można je usunąć! Jeżeli ktoś ma duże problemy ze skórkami to polecam ten balsam! Żaden krem tak nie poprawi ich wyglądu i nie odżywi ich jak on!
Dodam jeszcze, że podczas kuracji nie malowałam oczywiście paznokci, by nie zakłócić procesu regeneracji. Moja kuracja trwała niecały miesiąc i smarowałam paznokcie kilka razy dziennie. Balsam jest bardzo wydajny.
A z ciekawostek - balsam ten jest produkowany przez tę samą firmę co ukochany przez wiele osób Tisane :) Chyba sam ten fakt musi świadczyć o tym, że jest naprawdę dobry ;)
Stosowałyście już to cudo? A może macie inne sprawdzone produkty do skórek i paznokci?
Pozdrawiam serdecznie!
bloGosia
Herba Studio, 2x5 balsam do paznokci; 4,5g; cena ok 10zł.
Jest to wzmacniający i odżywczy balsam do skórek i paznokci. Ma za zadanie pomóc w przypadku paznokci kruchych, łamliwych, rozdwajających się jak również przy uszkodzonych skórkach wokół nich.
Miałam bardzo duży problem z zakupem tego produktu. Odwiedziłam wiele aptek i niestety w żadnej z nich nie mieli pojęcia o czym mówię. Obawiałam się już, że coś mi się pomyliło i pytałam o zły produkt. Ostatecznie okazało się, że z mojej strony wszystko było prawidłowo, a ten balsam po prostu jest teraz bardzo niespotykany. Dlaczego teraz? Bo we wcześniejszych latach można było go dostać w praktycznie każdej aptece. Teraz najlepiej szukać w sklepach zielarskich bądź w internecie. Ja zastosowałam się do tego drugiego, bo miałam już dość przemierzonych tras.
Przesyłkę dostałam na szczęście bardzo szybko. Chwilę po rozpakowaniu zabrałam się za smarowanie paznokci. Balsam był twardy i nie za bardzo wiedziałam jak się za niego zabrać, ale po chwili po prostu zaczęłam go zeskrobywać po odrobince paznokciem i to był najlepszy sposób na niego.
Pierwsze użycia wywołały u mnie mieszane uczucia. Jak na moje oko produkt prawie wcale się nie wchłaniał, a ja myślałam, że będzie zupełnie inaczej. Byłam jednak cierpliwa i spokojnie czekałam aż zacznie działać i opłaciło się. Po dwóch dniach moje paznokcie zaczęły coraz lepiej przyjmować dawki balsamu i je chłonąć, to samo skórki. Zapewnienia producenta nie są wyssane z palca. Paznokcie szybko odzyskały swój blask i bardzo zdrowy wygląd. Są naprawdę odżywione i jeszcze mocniejsze niż przed kuracją. Mają piękny, zdrowy połysk i dzięki stosowaniu tego preparatu utrzymuje się na nich delikatna, trochę szorstka warstwa ochronna. Jest to dla mnie w pewnym sensie zbawienie, bo przyzwyczajona byłam do ciągle pomalowanych paznokci i przez pierwsze dni było mi trochę ciężko. Teraz jednak nie czuję w żadnym stopniu dyskomfortu i mam poczucie, że nawet częste używanie wody tak łatwo ich nie wysuszy. Skórki wyglądają również rewelacyjnie. Gładkie, nawilżone, nie zadzierają się i bardzo łatwo można je usunąć! Jeżeli ktoś ma duże problemy ze skórkami to polecam ten balsam! Żaden krem tak nie poprawi ich wyglądu i nie odżywi ich jak on!
Dodam jeszcze, że podczas kuracji nie malowałam oczywiście paznokci, by nie zakłócić procesu regeneracji. Moja kuracja trwała niecały miesiąc i smarowałam paznokcie kilka razy dziennie. Balsam jest bardzo wydajny.
A z ciekawostek - balsam ten jest produkowany przez tę samą firmę co ukochany przez wiele osób Tisane :) Chyba sam ten fakt musi świadczyć o tym, że jest naprawdę dobry ;)
Stosowałyście już to cudo? A może macie inne sprawdzone produkty do skórek i paznokci?
Pozdrawiam serdecznie!
bloGosia
środa, 12 października 2011
Recenzja: Bourjois, transparentny puder brązujący do twarzy i ciała
Bourjois, Delice De Poudre; 16,5g; ok.60zł.
"DELICE DE POUDRE - transparentny puder brązujący do twarzy i ciała.
Puder nadaje cerze opalony, zdrowy i promienny wygląd. Lekko matuje cerę jednocześnie ją rozświetlając drobinkami mikki. Transparentna formuła pozwala na dozowanie nasycenia "opalenizny". Puder jest bardzo łatwy i wygodny w aplikacji."
Na samym początku zauroczyło mnie piękne opakowanie tego produktu. Nie ukrywam, że ma dla mnie znaczenie to, w jaki sposób ubrany jest kosmetyk. W środku wygląda równie pysznie jak na zewnątrz, ponieważ jest zachowany w formie kostek czekolady :) Ma obłędny czekoladowy zapach, który ani trochę się nie zmienia, choć mam puder już od roku. Opakowanie wykonane jest ze sztywnej tekturki, zamykanej na magnesik.
Posiadam odcień ciemniejszy - Peaux mates 52. Ogólnie stosować można go wszędzie. Na twarz, na ciało. Ja jednak modeluję sobie nim okolice kości policzkowych. Nabieram go mało, ponieważ niestety można z nim przesadzić i mieć ciemne placki :)
To jest prawda, że nadaje ładny mat, który u mnie utrzymuje się praktycznie do zmycia makijażu. Puder nie zanika w jakiś cudowny sposób z twarzy w ciągu dnia. Drobinki mikki są praktycznie niewidoczne, ja muszę się mocno przyjrzeć żeby je zobaczyć. Są naprawdę bardzo drobniutkie i w żadnym wypadku nie mylcie ich z wielkim brokatem zawartym w niektórych kosmetykach. Puder jest mega wydajny, używam go od czasu do czasu na zmianę z różem i nie wiem kiedy go wykończę. Chyba wcześniej mi się przeterminuje :) Dodatkowy plus za to, że ani trochę się nie osypuje!
A tak nawiasem mówiąc to powiem Wam, że na samym początku miałam z nim mały problem, bo gdy nabierałam go na pędzel to musiałam się zdrowo namachać, by cokolwiek na nim było. Puder po prostu nie chciał się na niego nabierać. Na jakiś czas poddałam się, ale później wpadłam na mały pomysł i odrobinę wierzchniej części po prostu zeskrobałam. Po tym małym zabiegu muszę uważać z nabieraniem, bo można przesadzić :) Jeżeli Wasza sztuka jest równie uparta co moja to polecam zrobić to samo! Różnica będzie ogromna!
Znacie te czekoladki z Bourjois? Lubicie?
Pozdrawiam serdecznie!
bloGosia
"DELICE DE POUDRE - transparentny puder brązujący do twarzy i ciała.
Puder nadaje cerze opalony, zdrowy i promienny wygląd. Lekko matuje cerę jednocześnie ją rozświetlając drobinkami mikki. Transparentna formuła pozwala na dozowanie nasycenia "opalenizny". Puder jest bardzo łatwy i wygodny w aplikacji."
Na samym początku zauroczyło mnie piękne opakowanie tego produktu. Nie ukrywam, że ma dla mnie znaczenie to, w jaki sposób ubrany jest kosmetyk. W środku wygląda równie pysznie jak na zewnątrz, ponieważ jest zachowany w formie kostek czekolady :) Ma obłędny czekoladowy zapach, który ani trochę się nie zmienia, choć mam puder już od roku. Opakowanie wykonane jest ze sztywnej tekturki, zamykanej na magnesik.
Posiadam odcień ciemniejszy - Peaux mates 52. Ogólnie stosować można go wszędzie. Na twarz, na ciało. Ja jednak modeluję sobie nim okolice kości policzkowych. Nabieram go mało, ponieważ niestety można z nim przesadzić i mieć ciemne placki :)
To jest prawda, że nadaje ładny mat, który u mnie utrzymuje się praktycznie do zmycia makijażu. Puder nie zanika w jakiś cudowny sposób z twarzy w ciągu dnia. Drobinki mikki są praktycznie niewidoczne, ja muszę się mocno przyjrzeć żeby je zobaczyć. Są naprawdę bardzo drobniutkie i w żadnym wypadku nie mylcie ich z wielkim brokatem zawartym w niektórych kosmetykach. Puder jest mega wydajny, używam go od czasu do czasu na zmianę z różem i nie wiem kiedy go wykończę. Chyba wcześniej mi się przeterminuje :) Dodatkowy plus za to, że ani trochę się nie osypuje!
A tak nawiasem mówiąc to powiem Wam, że na samym początku miałam z nim mały problem, bo gdy nabierałam go na pędzel to musiałam się zdrowo namachać, by cokolwiek na nim było. Puder po prostu nie chciał się na niego nabierać. Na jakiś czas poddałam się, ale później wpadłam na mały pomysł i odrobinę wierzchniej części po prostu zeskrobałam. Po tym małym zabiegu muszę uważać z nabieraniem, bo można przesadzić :) Jeżeli Wasza sztuka jest równie uparta co moja to polecam zrobić to samo! Różnica będzie ogromna!
Znacie te czekoladki z Bourjois? Lubicie?
Pozdrawiam serdecznie!
bloGosia
wtorek, 11 października 2011
Recenzja saszetek pielęgnacyjnych.
Witajcie,
Dziś kilka słów na temat saszetek, które zużyłam w ostatnim czasie.
Dax Cosmetics, Perfecta oczyszczanie - peeling drobnoziarnisty; 10ml; poniżej 2zł.
Genialny peeling, który zawiera bardzo dużo maleńkich, dość mocnych drobinek. Idealnie usuwa martwy naskórek, pozostawia skórę gładką, odświeżoną i przyjemną w dotyku. Zapach ma swój przewodni, czyli typowo morski. Jedna saszetka starczy na kilka sesji. Jest to moja kolejna sztuka, jeżeli zobaczę gdzieś pełnowymiarowy kosmetyk to z przyjemnością go kupię. Polecam!
Ava Laboratorium, Maseczka z ekstraktem z pomidora; 7ml; poniżej 2zł.
Maseczka przeznaczona do cery przesuszonej i wrażliwej. Byłam ciekawa jej działania. Mam suchą skórę na policzkach i do tego jestem wrażliwcem więc wydawała mi się bezpiecznym rozwiązaniem.
Zaczynając od zapachu - jest on bardzo słodki. Nie mam pojęcia do czego można go porównać, bo do pomidorów na pewno nie. Kwestia gustu czy komuś on podpasuje. Konsystencja ok, taka typowa dla maseczek tego typu. U mnie bardzo długo się wchłaniała. Trzymałam ją na twarzy ponad godzinę i ciągle była widoczna jej część - może doszła do wniosku, że mam wystarczająco nawilżoną twarz i więcej nie chciała dopomagać :) W każdym razie postanowiłam ją wmasować, a ona jak na złość zaczęła się wałkować. Dochodząc do wniosków ogólnych, moja twarz mimo wszystko została nawilżona dzięki temu produktowi, który jednocześnie jej nie podrażnił. Saszetka starczy na 2-3 użycia. Nie kupię jednak ponownie, bo nie do końca pasuje mi zapach i ciężko się u mnie wchłania.
Dax Cosmetics, Perfecta Spa - zmiękczająca maska-serum do stóp 6ml, wulkaniczny peeling do stóp 6ml; 2,50zł.
Wulkaniczny peeling do stóp:
Peeling zawiera sporo drobinek, które w bardzo przyjemny sposób działają na stopy. Po jego zastosowaniu widać różnicę "przed i po". Stopy są odświeżone, przyjemne w dotyku, gładkie i nie widać żadnych nierówności w naskórku. Należy jednak trzymać się tych zalecanych pięciu minut i nie skracać zabiegu. Większym zrogowaceniom naskórka sam może nie sprostać. Pachnie jak pasta do zębów dla dzieci - bardzo miła odmiana :) Ilość produktu w saszetce jest w sam raz do jednorazowego użycia. Zdecydowanie polecam!
Zmiękczająca maska-serum do stóp:
Użyłam jej zaraz po zastosowaniu peelingu. Konsystencja całkiem gęstego kremu, również pachnie jak pasta dla dzieci. Wchłania się bardzo szybko, nie miałam potrzeby jej wmasowywać, zrobiłam sobie jedynie masaż stóp na zakończenie. Idealnie nawilża i pozostawia pięknie wyglądające stopy, które zachwycają również na drugi dzień swoją aksamitnością. Polecam wszystkim jako bardzo przyjemny zabieg domowy, którego efekty są naprawdę widoczne!
Korzystałyście już z tych produktów? Jak u Was się one sprawdziły?
Pozdrawiam!
bloGosia
Dziś kilka słów na temat saszetek, które zużyłam w ostatnim czasie.
Dax Cosmetics, Perfecta oczyszczanie - peeling drobnoziarnisty; 10ml; poniżej 2zł.
Genialny peeling, który zawiera bardzo dużo maleńkich, dość mocnych drobinek. Idealnie usuwa martwy naskórek, pozostawia skórę gładką, odświeżoną i przyjemną w dotyku. Zapach ma swój przewodni, czyli typowo morski. Jedna saszetka starczy na kilka sesji. Jest to moja kolejna sztuka, jeżeli zobaczę gdzieś pełnowymiarowy kosmetyk to z przyjemnością go kupię. Polecam!
Ava Laboratorium, Maseczka z ekstraktem z pomidora; 7ml; poniżej 2zł.
Maseczka przeznaczona do cery przesuszonej i wrażliwej. Byłam ciekawa jej działania. Mam suchą skórę na policzkach i do tego jestem wrażliwcem więc wydawała mi się bezpiecznym rozwiązaniem.
Zaczynając od zapachu - jest on bardzo słodki. Nie mam pojęcia do czego można go porównać, bo do pomidorów na pewno nie. Kwestia gustu czy komuś on podpasuje. Konsystencja ok, taka typowa dla maseczek tego typu. U mnie bardzo długo się wchłaniała. Trzymałam ją na twarzy ponad godzinę i ciągle była widoczna jej część - może doszła do wniosku, że mam wystarczająco nawilżoną twarz i więcej nie chciała dopomagać :) W każdym razie postanowiłam ją wmasować, a ona jak na złość zaczęła się wałkować. Dochodząc do wniosków ogólnych, moja twarz mimo wszystko została nawilżona dzięki temu produktowi, który jednocześnie jej nie podrażnił. Saszetka starczy na 2-3 użycia. Nie kupię jednak ponownie, bo nie do końca pasuje mi zapach i ciężko się u mnie wchłania.
Dax Cosmetics, Perfecta Spa - zmiękczająca maska-serum do stóp 6ml, wulkaniczny peeling do stóp 6ml; 2,50zł.
Wulkaniczny peeling do stóp:
Peeling zawiera sporo drobinek, które w bardzo przyjemny sposób działają na stopy. Po jego zastosowaniu widać różnicę "przed i po". Stopy są odświeżone, przyjemne w dotyku, gładkie i nie widać żadnych nierówności w naskórku. Należy jednak trzymać się tych zalecanych pięciu minut i nie skracać zabiegu. Większym zrogowaceniom naskórka sam może nie sprostać. Pachnie jak pasta do zębów dla dzieci - bardzo miła odmiana :) Ilość produktu w saszetce jest w sam raz do jednorazowego użycia. Zdecydowanie polecam!
Zmiękczająca maska-serum do stóp:
Użyłam jej zaraz po zastosowaniu peelingu. Konsystencja całkiem gęstego kremu, również pachnie jak pasta dla dzieci. Wchłania się bardzo szybko, nie miałam potrzeby jej wmasowywać, zrobiłam sobie jedynie masaż stóp na zakończenie. Idealnie nawilża i pozostawia pięknie wyglądające stopy, które zachwycają również na drugi dzień swoją aksamitnością. Polecam wszystkim jako bardzo przyjemny zabieg domowy, którego efekty są naprawdę widoczne!
Korzystałyście już z tych produktów? Jak u Was się one sprawdziły?
Pozdrawiam!
bloGosia
Subskrybuj:
Posty (Atom)