[04-08.09]
Ku zdziwieniu wszystkich dotkniętych klęską urodzaju aka Potomek, życie toczy się dalej.
Ba! Ma się, o zgrozo, świetnie.
Zatem.
---
Idzie jesień - dobry czas na dzierganie |
---
Kolej teutońska przeprowadza renowacje. Co kilka dni zamyka dowolne odcinki i stacje licząc, że społeczność zbiorowo przesiądzie się w napęd cztery na cztery. Ci bez wyrobów Bayerische Motoren Werke w garażu (m.in.[nielicznymi] my) muszą radzić sobie sami (czyt.odkurzyć riksze/łodzie podwodne/zeppeliny/latające dywany/teleportery/świstokliki). I tak od dwóch miesięcy, bo sezon ogórkowy budowlańców przypada dopiero w listopadzie. Tym razem padło na nitkę ku Wsi Dużej, czemu zawdzięczam urlop niemal-przymusowy z widokiem na znaczną redukcję nadgodzin.
Uciekliśmy od codzienności na rzecz górskich szczytów.
Zatankować słońce*, obkupić się na targu w świeże warzywo prosto od chłopa i najeść buraków*, zbudować z Lego monster truck, odkryć wioskę krasnali ogrodowych w samym sercu Czarnego Lasu, spożyć alzacką pizzę z widokiem na mgły, obejrzeć wszystkie sezony Sherlocka po teutońsku (dubbing mu nie służy), podglądać sekretne życie żab podgryzając chiński czosnek (Trzylatek) i sernik z makiem (reszta towarzystwa).
* Bawaria od lipca deszczem stoi. Deszczaki, kalosze, rajtki, kakao, melancholijne blade twarze.
Albo to déjà vu albo mnie ktoś znowu przeflancował na Wyspy Brr. Chcę się już obudzić.
**Produkt w Dużej Wsi deficytowy! Podejrzewałam Bawarczyków o miłość do karminowej bulwy, póki społeczeństwo przy kasie w supermarkecie nie zainteresowało się żywo, co to za dziwne ziemniaki właśnie kupuję. Nota bene: jedyne dostępne.
---
Poniosłam sromotną klęskę w misji zakupu lektury dla Trzylatka. Lektury spełniającej wymogi rodzicieli rzeczonego, czyli pozycji:
nowej (czyt. liczącej stażem rynkowym nie więcej niż 7 lat),
do wieczornych odczytów na poziomie odbiorcy,
nie wzmacniającej stereotypów zwłaszcza genderowych;
nie poruszającej tematów problemowych, a tym samym nie wzbudzającej w młodym czytelniku poczucia, że coś problemem być może (coś = choroba, płeć, pochodzenie, otyłość, samotność, ciemność, kyno-, kseno-, i-inne-fobie itp. itd.),
nie trącącej moralizującym smrodkiem,
bez bohaterskiego głównego bohatera,
z logiczną narracją i pozytywną puentą,
po teutońsku.
Dodajmy do tego jedyny wymóg à la Bebe: estetycznie znośnej - i zadanie awykonalne gotowe!
Jeśli czytelnicy znają przypadkiem knigi ratujące mój honor, proszę pilnie o kontakt.
---
Atrakcje w drodze powrotnej sponsorowało widzenie peryferyjne. Niech je szlag!
Enigmatyczny współpasażer w różowym t-shircie w rzędzie po prawej przez bite pięć godzin konsumował paznokcie obu kończyn górnych. Cud, że u celu mógł jeszcze obsłużyć smartfona.