bebe nie należy do tych osób, które zawsze mają mini apteczkę przy sobie. ba! przez dwa lata w krainie yam-yam nie nauczyła się jeszcze, że parasolka to nieodzowna część garderoby każdego wyspiarza, nawet gdy pogoda nie rokuje. ale dzisiaj postanowiła wziąć parasol a nawet chusteczki higieniczne, tym bardziej, że jakaś zapomniana paczka ukryła się na szafce z butami. będę paniusią! - ucieszyła się bebe, myśląc o tajemnicy cieknącego nosa, na którą cierpiała li i jedynie będąc w krainie....czyżby alergia na yam-yamy?
i poszła bebe do miasta. gorączka już opadła. kaszel i katar nie wystąpiły. wystąpiła za to pięknej urody opryszczka, który to wykwit bebe jest silnie zdeterminowana zniszczyć do przyszłego tygodnia! bebe nie całowała się już całe 2 miesiące! i żaden wykwit nie stanie jej na drodze!
idzie bebe dziarskim krokiem i śledzi przedstawicielkę tubylczego rodu. rozczłapane adidasy, przyciasne spodnie, sprana bluza sportowa, włosy mysie ufarbowane na czarno z odrostami na pół twarzy. yam - yamowa mysza. i nie byłoby w niej nic nadzwyczajnego, gdyby nie sposób pokonywania trasy. przy każdej bowiem przecznicy, mysza skręcała lekko w bok i zataczała idealne półkole, żeby przejść na drugą stronę ulicy. bebe te same odległości pokonywała po linii najmniejszego oporu, czyli po prostej. zastanawiała się przy tym głęboko, czy mysza może trenuje do zbliżającego się w yam-yamowie walkathonu i w ten sposób wyrabia dodatkowe kroki. bebe musi przyznać, że mysza zaimponowała jej pomysłowością! przecznic w yam-yamowie nie brakuje. a każde takie półkole to przynajmniej dziesięć kroków na plusie!
z kontemplacji wyrwała bebeluszka brązowa maź spadająca z nieba tuż na odrosty myszy oraz krzyk poszkodowanej wyrażający najgłębszą odrazę. mysza staje jak wryta. wypatruje winowajcy na drzewie niewinnie chylącym nad jej głową gałęzie pełne kwiecia. bada biust w różowym t-shircie udoskonalonym teraz brązowym rzucikiem. bebe podchodzi, a mysza dopytuje się: czy mam to na włosach?? bebe ze stoickim spokojem dokonuje oględzin, wyciąga chusteczki higieniczne i wyciera co się wytrzeć dało. po czym wręcza myszy pozostałe chusteczki.
shit happens.
innych opadów nie odnotowano.
i poszła bebe do miasta. gorączka już opadła. kaszel i katar nie wystąpiły. wystąpiła za to pięknej urody opryszczka, który to wykwit bebe jest silnie zdeterminowana zniszczyć do przyszłego tygodnia! bebe nie całowała się już całe 2 miesiące! i żaden wykwit nie stanie jej na drodze!
idzie bebe dziarskim krokiem i śledzi przedstawicielkę tubylczego rodu. rozczłapane adidasy, przyciasne spodnie, sprana bluza sportowa, włosy mysie ufarbowane na czarno z odrostami na pół twarzy. yam - yamowa mysza. i nie byłoby w niej nic nadzwyczajnego, gdyby nie sposób pokonywania trasy. przy każdej bowiem przecznicy, mysza skręcała lekko w bok i zataczała idealne półkole, żeby przejść na drugą stronę ulicy. bebe te same odległości pokonywała po linii najmniejszego oporu, czyli po prostej. zastanawiała się przy tym głęboko, czy mysza może trenuje do zbliżającego się w yam-yamowie walkathonu i w ten sposób wyrabia dodatkowe kroki. bebe musi przyznać, że mysza zaimponowała jej pomysłowością! przecznic w yam-yamowie nie brakuje. a każde takie półkole to przynajmniej dziesięć kroków na plusie!
z kontemplacji wyrwała bebeluszka brązowa maź spadająca z nieba tuż na odrosty myszy oraz krzyk poszkodowanej wyrażający najgłębszą odrazę. mysza staje jak wryta. wypatruje winowajcy na drzewie niewinnie chylącym nad jej głową gałęzie pełne kwiecia. bada biust w różowym t-shircie udoskonalonym teraz brązowym rzucikiem. bebe podchodzi, a mysza dopytuje się: czy mam to na włosach?? bebe ze stoickim spokojem dokonuje oględzin, wyciąga chusteczki higieniczne i wyciera co się wytrzeć dało. po czym wręcza myszy pozostałe chusteczki.
shit happens.
innych opadów nie odnotowano.
°°°
jeszcze 7 spań.