I nadszedł ten najpiękniejszy czas, czas, gdy zakwitają drzewa owocowe. Jako pierwsze kwitną czereśnie.
Wiem, piszę o tym każdego roku... ale nie mogę oprzeć się pokusie, aby nie utrwalić tego piękna w obiektywie i nie podzielić sie nim...
A poza tym... obie moje czereśnie są takie szczególne.
Jedna, ta z tyłu domu, to wiekowa staruszka, pamietająca niejedną historię siedliska...druga, jej siostra, zostala niestety ścięta, była w środku chora i coraz bardziej się pochylała w kierunku domu. Obie, gdy po raz pierwszy je ujrzałam, wyglądały jak strażniczki domu... i były nimi z pewnością...
Co roku owocuje, ma jasno-żółte owoce, których nigdy nie udało mi się zerwać, dlatego, że jest bardzo wysoka, a jej gałęzie skierowane są ku górze i nawet drabina tu nie pomoże...Za to Maks ma ucztę, zjada wszystko, co spadnie!
Druga, nieco młodsza, z przodu domu, ogromna, rozłożysta z czerwonymi owocami... które, tylko jeden, jedyny raz udało mi się zerwać... a było to wtedy, gdy po raz pierwszy trafilam do siedliska. A ona stała tak sobie spokojnie, cała obsypana owocami.
Pamiętam tą chwilę jak dziś, gdy, przedzierając się przez metrowe chaszcze, rzuciłam sie do niej i garściami zrywałam owoce, a sok ściekał mi strużkami po twarzy... nigdy przedtem, od czasów dzeciństwa nie jadłam tak pysznych owoców... Potem długo siedziałam pod nią, patrząc na zrujnowane budynki... i myśląc, że nigdy przedtem nie widziałam, czegoś tak... pięknego... i w tak strasznym stanie.... i to dzięki niej, już wtedy "wpadłam"!
A potem... już nigdy więcej, nie udało mi się zjeść ani jednego owocu, wszystko zjadają od lat szpaki, których chmary obsiadają czereśnię. Dla mnie nie pozostaje nic!
I zawsze zadaję sobie pytanie, gdzie były wówczas szpaki... przecież to niemozliwe, żeby akurat w tamtym roku, ich nie było?!
I czy czasem... nie był to tajemnie uknuty spisek czereśniowy... a ona sama, czekała cierpliwie właśnie na mnie?!
A teraz... wprawdzie nie dane jest mi jeśc jej owoców, ale za to mogę podziwiać całe jej zapierające dech piękno...siedząc pod nią, wdychając upojny zapach i słuchając brzęczykowego koncertu...
I jest tak pięknie!
Wiem, piszę o tym każdego roku... ale nie mogę oprzeć się pokusie, aby nie utrwalić tego piękna w obiektywie i nie podzielić sie nim...
A poza tym... obie moje czereśnie są takie szczególne.
Jedna, ta z tyłu domu, to wiekowa staruszka, pamietająca niejedną historię siedliska...druga, jej siostra, zostala niestety ścięta, była w środku chora i coraz bardziej się pochylała w kierunku domu. Obie, gdy po raz pierwszy je ujrzałam, wyglądały jak strażniczki domu... i były nimi z pewnością...
Co roku owocuje, ma jasno-żółte owoce, których nigdy nie udało mi się zerwać, dlatego, że jest bardzo wysoka, a jej gałęzie skierowane są ku górze i nawet drabina tu nie pomoże...Za to Maks ma ucztę, zjada wszystko, co spadnie!
Druga, nieco młodsza, z przodu domu, ogromna, rozłożysta z czerwonymi owocami... które, tylko jeden, jedyny raz udało mi się zerwać... a było to wtedy, gdy po raz pierwszy trafilam do siedliska. A ona stała tak sobie spokojnie, cała obsypana owocami.
Pamiętam tą chwilę jak dziś, gdy, przedzierając się przez metrowe chaszcze, rzuciłam sie do niej i garściami zrywałam owoce, a sok ściekał mi strużkami po twarzy... nigdy przedtem, od czasów dzeciństwa nie jadłam tak pysznych owoców... Potem długo siedziałam pod nią, patrząc na zrujnowane budynki... i myśląc, że nigdy przedtem nie widziałam, czegoś tak... pięknego... i w tak strasznym stanie.... i to dzięki niej, już wtedy "wpadłam"!
A potem... już nigdy więcej, nie udało mi się zjeść ani jednego owocu, wszystko zjadają od lat szpaki, których chmary obsiadają czereśnię. Dla mnie nie pozostaje nic!
I zawsze zadaję sobie pytanie, gdzie były wówczas szpaki... przecież to niemozliwe, żeby akurat w tamtym roku, ich nie było?!
I czy czasem... nie był to tajemnie uknuty spisek czereśniowy... a ona sama, czekała cierpliwie właśnie na mnie?!
A teraz... wprawdzie nie dane jest mi jeśc jej owoców, ale za to mogę podziwiać całe jej zapierające dech piękno...siedząc pod nią, wdychając upojny zapach i słuchając brzęczykowego koncertu...
I jest tak pięknie!