"Podróż na tysiąc mil rozpoczyna się od pierwszego kroku"

21.03.2012

Miejsce szczęśliwe... ?


     

,, ... Rzucić wszystko, schłopieć, otoczyć się lasem, 
     czerpać wodę z jeziora,
odejść od tysiąca zużytych słów, przez które sens wylatuje jak przez dziurawe rzeszoto,
odnależć miejsce dziewicze o urzekających porankach,
zamknąć się w białej celi, odnależć siebie...
(...)
 uprawa ogrodu, hodowla warzyw, gotowanie w żeliwnych garnkach,
zakupy w malych ilościach, przeczytanie książki, 
napisanie książki,
życie bez zegarka, bez kalendarza... 
to prawdziwe życie,,


         
     ... te słowa Soni Raduńskiej znalazłam kiedyś przed laty w jej Zeszytach... i od pierwszej chwili stały mi się one bliskie, przepisałam je, aby móc do nich powracać.
I powracałam... a one stały się moim wyznacznikiem i przewodnikiem po scieżkach życia. Wiedziałam już czego szukam. Stało sie to dla mnie jasne... w tym jednym momencie. A rzucone ziarno znalazło podatny grunt i zaczęło kiełkować, wydając plon.

I tak oto po latach, życie napisało mi właśnie taki scenariusz. Scenariuusz, jakiego podświadomie pragnęłam... i o jakim marzyłam..

Rzuciłam więc wszystko to, co tylko do...,, rzucenia,,  było i ... uciekłam... właśnie tak... uciekłam
od zamętu i hałasu wielkiego miasta... aby w maleńkiej wiosce na końcu świata... celebrować wiejskie życie, odnajdując miejsce... dziewicze...  o urzekających porankach, jakiego szukałam....










I choć lista rzeczy, których nie mam jest długa...  a nawet bardzo dluga... przyjmuję to z jakaś należytą pokorą, choć to trudne, myśląc, że cóż znaczą te ,,drobnostki ,, ... skoro za tak wiele mogę być wdzięczna!?

I choć nie mam  wody... nie mam  łazienki... nie mam  podłóg... nie mam ocieplenia... nie mam  pięknie wykoszonego i równego trawnika... którego pewnie nigdy mieć nie będę... a mój ,,ogród,, to nadal jedno wielkie chaszczowisko... ledwo tylko muśnięte moją ręką...  to jest jednak cała lista rzeczy, które wynagradzają te wszystkie niedostatki....więc o tamtych mogę jakby zapomnieć... !

.... Bo z czym można porównać te...  wspaniałe wschody i zachody słońca... które codziennie mogę oglądać... nie mając nigdy dosyć...


















 ... i tę przestrzeń aż po horyzont...








... i  las na wyciągnięcie ręki...


















 ... i wielką ciszę... jeśli nie liczyć krzyku przelatujących ptaków...









....i  żródełko... z wodą życia...









... i  iksowato powyginane, cudne  jabłonki... a im starsze tym bardziej... zachwycające...









... i tą moją ukochaną... stareńką... tak dzielnie jeszcze  trwającą...















  ... A mój dom ma jeszcze dlugą... Drogę przed sobą... zanim jego popękane mury, skute tynki, nieistniejące łazienki zostaną ,,ogarnięte,,... 



 ... ale wszak to Droga jest najważniejsza... i to co się na niej wydarza...










... a ponieważ zawsze bardzo tęskniłam do morza... do jego bezkresnego horyzontu... do jego siły... dlatego nie mogło być inaczej... mój dom musiał być blisko niego...











.... więc w pobliżu czarują dwa... Nieba

























... a ja celebruje to moje wiejskie życie ... i potrafię całe popołudnie siedzieć przy oknie i... patrzeć na drzewa...  albo obserwować grę świateł na horyzoncie...











 ... lub ptasią stołówkę za oknem...









...i  uroczą, wiejską drogę...











 ... ostatnio sąsiad zainstalował mi telewizję... mówiąc, iż nie godzi się tak żyć... w dobie postępu...
lecz telewizor stał sie jedynie atrapą... na której leżą różne szpargały  i...  przegrał definitywnie z... ogniem w kominku...












... zwolniłam... spowolniałam... a słońce stało się moim Zegarem.
Wita mnie, gdy wschodzi z boku domu nad wielką czereśnią, potem przesuwa się w stronę lasu i zawisa nad nim, prześwitując przez jego koronę, a kończy wędrówkę nad polami, zanurzając się w nich i zostawiając bladoróżową poświatę...











... obserwuję przemijanie czasu... to  pozwala mi na skoncentrowanie się na rzeczach, którym w moim dawnym życiu nie poświęcilabym ani sekundy... a wszystko na nowo mnie zachwyca...



... przydrożny kamień...










... i  żdżbło trawy...










... a mój stuletni dom gada... skrzypi... sapie... ożywa... budząc się jakby z wiekowego snu... odzyskuje głos... aby potem zapaść znów w spokojny bezruch... z błogo drzemiącymi kotami... na parapecie w słońcu...













 ... Ten dom to miłość od pierwszego wejrzenia....!
Absolutna i urągająca wszelkim zasadom zdrowego rozsądku!!!! 
Tak, bez watpienia zakochałam sie  w tym... widoku na zarośniętą perzem chałupę... !
I czyż mogłam jej się oprzeć.. tej miłosci... skoro tak szaleńczo pociagają mnie budowle popadające w totalną ruinę... !?













... a stara obora... wciąż tak niezwykle piękna... w swej szlachetnej formie i prostocie...
bardzo lubię na nia patrzeć... myśląc, że i ją niebawem trzeba będzie ratować... bo strop sie wali... i zdobyć na to  jakieś fundusze...






















... ten dom to nieustająca praca... wyciskająca krew i ostatnie poty... zwalająca z nóg...
a ja  ile razy zaciskałam do bólu pięści i... ,,waliłam głową w mur,,... a ściany tego domu stawały się moimi ścianami płaczu... a potem wstawałam rano i zaczynałam wszystko od początku!














... i rzucałam glinę na ceglane ściany .... z uporem nieodgadnionym jakimś... rozgłaskiwałam ją, czując, że gładzę w ten sposób cały dom... a to wszystko pomału nabierało jakiegoś sensu...










 ... ależ to czyste szaleństwo... kręci głową panna Lola!!!!












....Szaleństwo...!!!??   Ale gdyby nie poddać się temu szaleństwu... to może... jakby nie wiedzieć, że się żyje... !?



 






... tak naprawdę!?









  .... i nie mieć sypialni pod Gwiazdami... ani schodów do... Nieba...











... a jednak warto ... warto szukać i znależć zrujnowaną chatkę, gdzieś tam... w środku lasu...  i pomału  przywracać ją do życia...












... aż stanie się to... życiowym zadaniem... i Przygodą życia!?

.... a ze wszystkich przygód mojego życia... ta jest chyba tą... Największą!!!!!










I gdy patrzę na blady sierp ksieżyca... wiszący nad rozgwieżdżonym niebie.. na dom stojący w jego srebrnej poświacie... na drzewa rzucające długie cienie na domostwo... na spadające gwiazdy... na te całą niesamowitą jakąś scenerię... i wtedy myśl przychodzi sama... tak niepostrzeżenie... i mimowolnie...
Księżycowa Farma.
 Może byłaby to dobra nazwa dla tego Miejsca!?


Moje nowe życie... na początku, tak bardzo nierealne, które pewnie niewielu by zadowoliło.... stało się dla mnie... rzeczywistością..










Schłopiałam... i to bardzo, orzekła  córka....
A moje myśli krażą wciąż wokół... drzewa na opał... wody... ognia...
Ja...  miastowa paniusia.  Schłopiałam i poddałam sie wiejskiemu bytowaniu...
I pomału zaczynam lubieć to moje nowe życie... życie trochę dziwne... i trudne.... ale moje własne...
I to moje nowe miejsce...









... miejsce szczęśliwe!?!?


















             

3.03.2012

I jeszcze kilka zdjęć glinianych ścian...


... Ścian, które bardzo... kapryśne bywały... przechodząc rożne stadia Rozkwitu... i Rozwoju... od np. kwitnięcia konopnych roślinek poprzez ich długotrwałe przekwitanie i... pleśniowe różnego sortu, bardzo efektowne niekiedy wykwity... domagając się nieustannego głaskania i wygładzania, tudzież podobnie skuwania... wyciskając po drodze morze krwi i potu, gdy będąc w stanie naprawdę opłakanym... zamieniały się w moją ŚCIANĘ PŁACZU!?!?


      

                                     













 I gdy po tych wszystkich fazach rozwoju... w KOŃCU i...  NARESZCIE... i zupelnie nieoczekiwanie przybrały całkiem przyzwoity wygląd!?!?

 I tak oto wyglądają obecnie...

                               
                                                   


Ściana w kolorze waniliowym




korytarz i w oddali widoczna kuchnia w takim samym kolorze




nierówny tynk, pomalowany farba glinianą, tu w kolorze mlecznej czekolady, przy łuku widoczny ornament




Pokoje północne po skuciu tynków...




... i widać wyrażnie, wyschnięte resztki tynku, juzż niestety po jego skuciu 









korytarz i drzwi prowadzące do łazienki.... której nie ma, jako, że i wody w domu nie ma






... i Mój Błękitny...  na honorowym miejscu... pięknie skornikowanego  pnia...

















...  w drodze do żródełka...





... po... Wodę Życia





... która tej zimy, byla mi prawdziwym... ŻRÓDŁEM 









....strumyk obok domu, w oddali widoczna obora





.. i nowo odzyskane, wywoskowane i pomalowane drzwi do domu





... panna Lola odpoczywa





... na tle błękitnego  nieba...





... i w marcowym slońcu





...i pan Kot, który wlasnymi droganmi chadza.


Pozdrawiam serdecznie i już bardzo wiosennie Wszystkich zaglądających, życząc miłego dnia.